Z małym opóźnieniem, ale…

…ale jakoś zamknąłem składnie ubiegły tydzień, w którym mogę powiedzieć z ręką na sercu wykonałem kawał dobrej roboty 🙂 Zrealizowałem biegowo 7 jednostek treningowych + dwie w wodzie, co daje suma sumarum 9 treningów w tygodniu, czyli całkiem przyzwoicie.

 

O części treningów pisałem wcześniej, ale jako że ten trening nie jest żadną tajemnicą to reasumując w telegraficznym skrócie, wyglądał o n tak:

W poniedziałek 10 x 200m podbiegu, we wtorek dycha ciągłego na alejce w 39:51 + pływalnia, środa to czternastka wybiegania, czwartek 10 x 3′ / 1′ + pływalnia, piątek siła zróżnicowana, czyli skip A + podskok + wieloskok a sobota… WB2 2 x 6km i tego treningu mocno się obawiałem. Pogoda była jako taka, ale nawierzchnia delikatnie mówiąc fatalna. Czarna droga była pokryta śniegiem, lodem, paćką i nawet jadąc na mały rekonesans na zimowych laczkach, kilkakrotnie wpadałem w mały kontrolowany poślizg. Wiedziałem, więc na samym początku, że będzie ciężko, szczególnie że nie miałem koncepcji na których km to pobiec. Ostatecznie postanowiłem pobiec od „0” do „6” i z powrotem a po wszystkim zerknąć nieśmiele na parametry… Zrobiłem 4km rozgrzewki, zmieniłem buty na wyścigowe Kinvary i ruszyłem… nie muszę chyba mówić, że za mocno 🙂 chociaż sam się dziwiłem, jakim cudem da się tak biegać po tak beznadziejnej nawierzchni. Może przyczepność wzrasta wraz ze wzrostem prędkości? hmmmmmmm…… Pierwszą szóstkę miałem pobiec planowo po 3’55 a otworzyłem w 3’52, trzeba było włączyć hamulec ręczny, ale ten coś się zaciął. Podobnie, jak w moim Escorcie, który znów mnie zaskoczył… ułamałem dźwignię do otwierania bagażnika, który również nie chce współpracować z kluczykiem a przy włączaniu tylnej wycieraczki włącza się światło przeciw mgielne i ogrzewanie tylnej szyby (tylko kontrolka)… ale wracając do treningu. Na 5km było 19:22 a na szóstce 23:21, czyli jak? ZA SZYBKO! HRavg = 174…
Kto biegał ostatnio na odcinku 4 – 6km czarnej rogi, wie, jak tam jest…
 

5 minut truchtania i można było ruszać na kolejną szósteczkę, dobrze, że początek był tym razem a górki, chociaż nie sądzę żeby to aż tak pomagało przy szybkim biegu, gdzie cała kontrola sprowadzała się do utrzymania spionizowanej sylwetki, gdyż w każdej chwili mogłem wylądować w przysłowiowym rowie, ale i tak otworzyłem pierwszy km w 3’39 i przez pozostałe km bacznie hamowałem się, ale nie wychodziło. Cały odcinek przebiegłem w 22:47 na średnim tętnie 177 i teraz należało tylko wyjąć laktometr z komory silnika, gdzie jest najcieplej i pobrać krew… Po chwili niepewności odczytałem wartość 3,0 co po raz kolejny było na tym treningu ogromnym zaskoczeniem. Kinvara POWER a’la Ice Road Truckers! W niedzielę wystarczyło zaliczyć swoje 22km wybieganie, niestety znów w odmiennych warunkach pogodowych, gdyż padało i była mega paćka, no ale cóż… Nie ma lekko, nie ma co marudzić i nie ma co narzekać…
 

 

…ostatnio znajomy trener z TRI opowiadał, że dzwonił kiedyś do niego śmiertelnie przerażony zawodnik – amator i z przerażeniem w głosie powiedział… „Trenerze, pada deszcz!!! Co mam robić…”

 
Miłego weekendu 🙂

2012-01-27T13:28:45+01:0027/01/2012|Różne|