…a miało być tak pięknie…
Kolejny tydzień przebiegł po japońsku, czyli jako tako. Miał być bardziej owocny i bardziej hardcorovy, ale niestety zdrowie lekko podupadło i nie wszystko wyszło, jak planowałem.
Poniedziałek był dniem wolnym od treningu, gdyż tego dnia odbywała się Gala Sportu Gdyńskiego 2011, gdzie cykl GPX Gdyni w Biegach Ulicznych 2011 został nagrodzony, jako impreza roku, co bardzo cieszy. Oczywiście niektórzy mogą pomyśleć, że miasto samo sobie daje wyróżnienia, ale w tym przypadku nominacja napłynęła z zewnątrz, więc wraz z otwarciem Stadionu Miejskiego, nasz cykl został wyróżniony przez Prezydenta miasta Gdyni. Tytuł Partnera Sportu Gdyńskiego otrzymał również Michał Walczewski znany większości „admin” portalu Maratony Polskie, z którym współpracujemy od dawien dawna albo i dłużej, czyli bieganie w Gdyni znów zostało dostrzeżone.
Wtorek… od wtorku do piątku miałem wolne w pracy, więc planowałem więcej potrenować, 2 razy dziennie, ale niestety… We wtorek rano obudziłem się z bolącym gardłem i po pierwszym treningu, na którym realizowałem 10 x 200m podbiegu nie czułem się najlepiej. Wyszedłem co prawda jeszcze na drugi trening, ale wieczorem coś czułem, że muszę bardziej na siebie uważać i odpuściłem pływanie.
Środa… przywitała nas obfitymi opadami śniegu i zrobiło się totalnie zimowo. Biało i zimno… ech… wspaniała pogoda na bieganie pięćsetek… Przyjechał do mnie Andrzej i pocisnęliśmy na czarną, tzn. białą drogę… Oczywiście auto nie odpaliło i trzeba było pchać, ale cóż… zima… Trening sam w sobie minął o dziwo przyzwoicie. Pomimo startówek na nogach i zaśnieżonej szosy biegało się dobrze. Odcinki wychodziły w granicach 1:40-42, czyli zgodnie z założeniami. Na drugi trening nie wyszedłem… grzałem się pod kocykiem i faszerowałem witaminą C.
Czwartek… spokojne, leśne wybieganie oczywiście po śniegu i po górkach, tutaj również odpuściłem drugi trening i pływanie…
Piątek… zróżnicowana siła biegowa, czyli jeden z moich ulubionych treningów, mocno i dynamicznie. Po treningu wpadłem na genialny pomysł, kuracja czosnkowa, co niestety nie spodobało się mojej Iwonce, ale moja odporność i zdrowie bardzo na tej kuracji zyskało, więc teraz do diety w zimowe wieczory włączam czosnek
Sobota… no właśnie… długo zastanawiałem się gdzie to pobiec i oczywiście pobiegałem na czarno białej drodze, generalnie była biała i znów czułem się jak kierowca ciężarówki a’la Ice Road Truckers. Było zimno, ale słonecznie. Temperatura oscylowała w okolicy – 9 stopni, czyli tragedii nie było. 4km rozgrzewki, zmiana ciuszków i butów na startówki i jazda…. Kinvara POWER! ale tylko do 4km, tam było jeszcze znośnie. Od czwórki do szóstki był tylko lód… zero przyczepności, masakra i kombinacja alpejska, jakby się tu nie wywalić, ale oczywiście się wywaliłem i to nawet 2 razy. Został mi jeszcze do pokonania odcinek 6 – 4 i pozostałe 4km można było pocisnąć po śniegu… całość wyszła w 47:17, czyli o 17″ wolniej niż w planie, ale patrząc na warunki terenowe i profil trasy to… wyszło naprawdę elegancko HRavg 177.
Niedziela… 22km śnieżno – leśnego wybiegania po górkach w temperaturze poniżej – 10 stopni – rewelacja i cały tydzień zamknięty z liczbą 119km.