Za mną kolejny tydzień, w którym zrealizowałem … 12 jednostek treningowych! Nie wiem jeszcze jak to zrobiłem, ale zrobiłem i żyję i mam się dobrze. Nie narzekam, nic mnie (odpukać) nie boli i funkcjonuję całkiem dobrze.
Tydzień zaczął się bardzo zimnym poniedziałkiem, który był niestety bardzo hardcorovy, gdyż w Iwony samochodzie zamarzło paliwo i w związku z tym całe biegowe poniedziałkowe zamieszanie było na mojej głowie. Od początku – do końca .
Poniedziałkowy trening tradycyjnie był dniem siły biegowej, tym razem luźnej bo do wykonania było tylko 10 serii po 150m podbiegu, ale jeżeli do tego dodać temperaturę w okolicy – 10 – 11 stopni + wiaterek z północy, to aż tak sympatycznie nie było. Wg portali, odczuwalna temperatura w ten dzień wynosiła – 19 stopni… Jak jest zima, to jest zimno i nic na to się nie poradzi! Nie ma lipy! Po swoim treningu miałem do zrealizowania jeszcze trening z amatorami w ramach akcji BiegamBoLubię w Gdyni, więc musiałem się szybko przedostać pod Contrast i przeprowadzić trening, gdzie lekko zmęczyłem swoich podopiecznych.
We wtorek biegałem zabawę biegową, 3 minutówki przeplatane minutówkami, ten trening realizowałem w parku w Wejherowie i wyszło całkiem całkiem, mimo małych problemu z jakimś osłem, który szukał awantury i miałem małe „zderzenie” z nim na wąskiej zaśnieżonej ścieżce… całe szczęście byłem w połowie odcinka i nie miałem czasu na zaczepki. Po zabawie szybko w samochód i na pływalnię… 2 tygodnie przez przeziębienie uciekły mi z wodnego życiorysu, co niestety lekko odczułem, ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
Środa… tu był luz i spokój (joke) śnieżne wybieganie i 90′ pływania.
Czwartek, tu było naprawdę ciężko, W planie był II zakres, dwunacha po 3’55 ale… na planach się skończyło. Pogoda i nawierzchnia szybko zweryfikowała zamierzenia i 12km pokonałem po 4’03/km gdyż szybciej po prostu nie szło. Umęczyłem się straszliwie, jakbym miał przelecieć 30km albo i więcej. Jedyne, co mnie pocieszyło to fakt, że średnie tętno wyszło 174 a zakwaszenie 2,3mmol/l, czyli optymalnie. Po treningu byłem tak zaorany, że odpuściłem pływalnię.
Piątek miałem wolny w pracy, ale za to czekał mnie trening siły biegowej, spotkanie biznesowe w Tczewie i trening na pływalni i jakimś cudem udało mi się wszystko zrealizować, chociaż na „91” czyli starej „jedynce” lekko nie było.
Nadeszła sobota… i co? Znów jazda na wariackich papierach. O 10 spotkanie, szybki trening na czarnej drodze, która o tej porze jest biała, a trening nie bydle jaki (czyt. byle jaki) bo 10 x 3′, w sumie prawie 18km a na deser przed 15 musiałem zameldować się na pływalni MOSiR Rumia, gdzie… startowałem w zawodach pływackich – tak, w zawodach pływackich na 400m stylem dowolny,, ale o tym będzie później, jutro albo po jutrze. Wieczorkiem wpadli do nas jeszcze znajomi i położyłem się spać przed północą, byłem nieźle zmęczony, ale zadowolony z dobrze zrealizowanego planu dnia.
W niedzielę wybrałem się do lasu na 22km wybieganie, wyszło ciut więcej, ale
cel tego treningu był nieco inny. Chciałem się lekko zmasakrować, czyli pobiec w lesie sporo pod górę i w śniegu… wszystko wyszło idealnie, a cały trening pokonałem ze średnią prędkością 5’21/km! Czyli jaki z tego morał? Zawodnik biegający na granicy 2:30 maraton często biega bardzo wolno a nie zapitala na każdym treningu ile fabryka mocy!
Cały tydzień zamknąłem z liczbą 126km, czyli całkiem pozytywnie, mogę więc z czystym sumieniem powiedzieć, że był to dobrze przepracowany tydzień! Z innych wieści cieszy mnie bardzo dobry start mojego podopiecznego – Pawła w Biegu Trzech Jezior w Trzemesznie na 15km, który z bardzo lekkiego i delikatnego treningu pobiegł bardzo dobry czas, zbliżony do swojego PB. Szczególnie cieszy fakt, że trening realizowany jest do maratonu a współpracujemy z Pawłem od niedawna i tu nasuwa się kolejny wniosek. Żeby biegać szybko należy nauczyć się biegać wolno. Dla ciekawości, Paweł pobiegł całą piętnastkę po ~3’49 a na treningach taką prędkość osiągaliśmy jedynie na przyspieszeniach…
…a My swoje!!!