Miniony weekend rozpoczął sezon startów, co prawda dla większości moich podopiecznych startów kontrolnych, ale z ciekawością przyglądałem się im, wiedząc, że dobry wynik na początku sezonu motywuje do dalszej pracy.
Zacznijmy od Biegu Urodzinowego Gdyni, gdzie kilku chłopaków nabiegało naprawdę obiecujące wyniki, szczególnie że była to „robota do maratonu” a nie start docelowy, jaki np. ci sami zawodnicy biegali 11 listopada. Takie porównanie, szczególnie dużo może powiedzieć o progresie i efektach treningu, gdyż wiadomo warunki grudzień, styczeń, luty i objętość pod 42km start znacznie różniły się od tej jesiennej, gdzie praktycznie można było trenować w optymalnych warunkach. Szczególnie zaskoczył mnie wynik Maćka, w ubiegłym roku biegał regularnie dychę po 44′ ale na Nocnym pokazał, że potrafi szybko biegać i nabiegał (netto) 40:51. W sobotę było 39:36! Wpływ na to miały szczególnie dwa treningi tempowe, które jednak musiałem zaaplikować, po długim i mocnym treningu w styczniu. To było dobre posunięcie i doskonale widać, że trenując do maratonu, robiąc duży kilometraż bazujący na spokojnym tlenowym bieganiu można za pomocą kilku krótkich i dynamicznych bodźców przyspieszyć. Oczywiście maraton zweryfikuje wszystko, ale taki wynik na dychę napawa optymizmem. Bardzo dobrze pobiegł również Czarek, który od listopada (45:01) kiedy trenowaliśmy pod dychę poprawił się na 44:35 biegając trening do maratonu. Niby to tylko 26″, ale jak wcześniej pisałem cel był inny w listopadzie. Kolejny z chłopaków – Tomek, ten start potraktował typowo treningowo, gdyż zmagał się niedawno z przeziębieniem i drobną kontuzją, więc tym razem postanowiliśmy potraktować to asekuracyjnie. Doskonały czas uzyskał również Witek, z którym działamy od niecałego miesiąca a celem jest 1/2 IM w Suszu. Nowa życiówka i rozmienienie 45′ bardzo cieszą, szczególnie że trening opierał się tylko na … usystematyzowaniu pewnych bodźców, bez żadnej wielkiej filozofii. Na 5km biegał we Wiązowej Maciek, któremu udało mi się wyperswadować, że maraton na wiosnę to nie najlepszy pomysł i że lepiej skupić się nad poprawą szybkości i startach na krótszych dystansach. Zdynamizowany trening dał doskonały efekt i Maciek na mecie osiągnął czas 21:05, co przy tradycyjnym „wmordewindzie” wiejącym na tych zawodach daje doskonałe perspektywy przed Maniacką 10 i połówką w Warszawie.
To był bardzo udany weekend pod względem startowym, mam nadzieję że kolejne starty będą napawać równie dużym optymizmem. Gratulacje dla wszystkich, którzy startowali w weekend, szczególnie że warunki pogodowe nie były zbyt przyjazne w osiąganiu korzystnych wyników.