Dyszka w trzydziestce, albo i 30-stce dwójce… tak można śmiało określić niedzielny start w zawodach w Toruniu, gdzie miałem przyjemność startować.
…dlaczego właśnie w trzydziestce? To pokaże właśnie wykres temperatury w Toruniu z upalnej i słonecznej niedzieli, więc wszystko jasne, szczególnie że start był w samo południe.
Do Torunia wyjechaliśmy z Andrzejem w okolicy godziny 15, gdyż od rana organizowałem II Aquathlon Rumia pływacko – biegową imprezę, która udała się w 110%. Wracając jednak do wyjazdu. Wyruszyliśmy w sobotę, przez obwodnicę i A1 i bardzo szybko znaleźliśmy się w Toruniu, chociaż lekko obawiałem się o stan mojego WRC LPG, w którym ostatecznie przed samym hotelem… zapiekły się klocki hamulcowe w lewym kole, ale udało się z lekkim „smrodem” dojechać na miejsce. Po zameldowaniu się w hotelu Filmar, ruszyliśmy na rynek na małe spaghetti. Muszę dodać, że na zawody zaprosili mnie chłopacy z STS-Timing, którym z tego miejsca chcę serdecznie podziękować za gościnę i bardzo miłe przyjęcie na toruńskiej ziemi. Nie musiałem się martwić o nocleg, startowe, jedzenia i powiem szczerze, że poczułem się jak VIP. W każdym razie poszliśmy z Andrzejem na rynek, wciągnęliśmy makaronik i zaczął się wyjazd… kilka telefonów, sms’ów i ruszamy z tematem. O 21 zostaliśmy zaproszeni na oficjalną kolację, gdzie wśród starych, dobrych znajomych integrowaliśmy się przy greckiej sałatce, golonce… (Paweł), małżach i innych dziwnych potrawach, które popijaliśmy nowym rodzajem Vitargo, które miało lekko gorzkawy smak. Po dobrej kolacji przenieśliśmy się na chwilę do restauracji, gdzie głównym tematem rozmów było… minimum na IO o którym gorąco dyskutowaliśmy w gronie Arti – Paweł Januszewski – Andrzej – Sebastian z Wikoss Sport, ja i chłopaki z Olsztyna.
W niedzielę rano, wstałem po 8 rano i pierwsze co mnie zszokowało to temperatura za oknem i czyste, bezchmurne niebo… wiedziałem, że łatwo nie będzie, ale cóż… pogoda dla każdego taka sama, więc przewagę będą mieli ci, którzy się dobrze nawodnili. Udaliśmy się na śniadanko, po którym w hotelu wlałem w siebie ponad półtora litra płynów, Vitargo, IsoFit a następnie H2O. Kilka minut po 10 wyszliśmy na zewnątrz… nie muszę mówić, jak ciepło ścięło z nóg… masakra a była dopiero 10 rano. Wskoczyliśmy w tramwaj i udaliśmy się do biura zawodów po numery startowe. Ja miałem specjalnie zarezerwowany numer 500 heh. Kilkanaście minut po 11 zaniosłem ciuszki do depozytu i w cieniu, za CH rozpocząłem nowy rodzaj rozgrzewki przed biegiem… rozgrzewkę w miejscu, gdyż szkoda było prądu na bieganie w upale i pełnym słońcu. Przed samym biegiem potruchtałem 1,8km i zrobiłem 2 przyspieszenia, reszta to rozciąganie, ćw koordynacyjno ruchowe, dogrzewające w miejscu i w tej temperaturze to się sprawdziło.
Przed 12 udałem się na start, gdzie spotkałem toruńską ekipę, czyli Benka, Szmajchela, Kamila, Michała z Anią i przywitaliśmy się głośnym… meeeeeeeeeeee… heh, musiało to wesoło zabrzmieć.
Ustawiłem się z chłopakami na starcie i po odliczaniu od 10… ruszyliśmy. Biegłem z butelką wody w garści, co zdarzyło mi się chyba pierwszy raz w karierze, ale był to strzał w 10-tkę. Ciekawym punktem biegu, było okrążenie pokonane na stadionie żużlowym, który robił niesamowite wrażenie, szczególnie patrząc z pozycji biegacza, w pewnym momencie można było usłyszeć głośny okrzyk… Lechia Gdańsk, a zaraz po nim cichy i słaby… Elana, Elana…
Biegło się spokojnie i sympatycznie, jak widać na fotkach szliśmy starą sprawdzoną ekipą 3 Piotry i Kamil. Puściłem przed sobą Piotrka z Pasłęka i Bartka z myślą, że dojdę ich w okolicy 7-8km, ale… w każdym razie około 4-5km zostałem sam z Kamilem, który cisnął mnie ile sił. 5km zrobiliśmy w 17:45, czyli bez rewelacji, ale przy tej pogodzie tempo 3’30-35/km było wymagające.
Sama trasa była wymagająca, było sporo kilometrów po kostce brukowej i chyba 2 całkiem wymagające podbiegi, więc super szybką nazwać jej nie można, ale ciekawe miejsca i jej malowniczość sprawiały, że biegło się ok. Na końcówce lekko podkręciłem tempo, żeby zgubić Kamila, który cisnął mnie naprawdę mocno i zamierzałem dogonić Bartka, który oglądał się co chwilę, ale niestety zabrakło 9 sekund.
Z czasem 35:33 zająłem generalnie 10 miejsce, 3 miejsce w kategorii wiekowej oraz 1 miejsce w klasyfikacji urzędników, łamiąc mit że urzędnik to pan z wielkim brzuchem siedzący za biurkiem, odprawiając z kwitkiem kolejnych petentów.
wykres profilu wysokości biegu
To był udany wyjazd i dobre zawody. Wielkie brawa dla organizatora, który wykonał kawał dobrej roboty i w pełni profesjonalny sposób podszedł do tematu. Czas oczywiście jest bardzo słaby, ale kłania się tu termoregulacja i przystosowanie organizmu do pracy w wysokich temperaturach. Czy mogłem pobiec lepiej? Mogłem, szczególnie gdybym poszedł z od początku z Piotrem i Bartkiem, wtedy ten bieg rozegrałby się na ostatnim kilometrze i uważam, że miałbym duże szanse na przesunięcie się wyżej w klasyfikacji, ale nie ma co gdybać i marudzić. Wyszło, jak wyszło i trzeba dalej trenować.
Maraton coraz bliżej…
PS. Wielkie podziękowania za gościnę dla Maćka, Kury, Łukasza i reszty ekipy STS-Timing.