…taka sytuacja, jak dla mnie to ewenement na skalę kraju, jak nie na skalę świata, historyczna, wiekopomna chwila, której myślałem że nigdy nie doczekałem aż do soboty. Trzy Suchenie w jednym biegu oraz nasz świadek, tzn mój i Iwony – Binczuś. mały WIELKI człowiek. To tak na wstępie części sportowej, bo o turystycznej będzie … kiedyś.
Wracając do biegu, niestety kolejny start bez wielkiej historii, jeden z wielu w których wynik nie poraża, ale bieg aktywny z walką bez poddawania się, mimo świadomości że PB nie będzie a noga nie idzie. Cóż, życie, sport, raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale trzeba robić swoje i iść do przodu a nie płakać nad rozlanym mlekiem. Za długo w tym siedzę, by się nad sobą użalać.
Do Pragi wyjechaliśmy w piątek rano, Reda > Wolne Miasto > Warszawa > Praga ale o tym później. Hotel, rozruch i z buta po numer startowy. To wg mnie nie był dobry pomysł, lepiej trzeba było podjechać bimbajem albo taryfą, ale wyszło, jak wyszło. Numery odebraliśmy i wróciliśmy do hotelu lekko zmęczeni, mimo że po drodze zrobiliśmy kilka przerw na rozprostowanie gnatów. Można było to zrobić w hotelu, ale mądry Polak po szkodzie, szczególnie mądry doświadczony Polak po szkodzie.
W sobotę start zaplanowany był na 12:00. Pobudka koło 8, śniadanko – 2 białe kromki chleba z miodem, herbata, spacerek, wyrko, vitargo, muza i kilkanaście minut po 11 ruszyliśmy z Binczusiem na start. Potruchtaliśmy około 2 km, zrobiliśmy standardową rozgrzewkę i udaliśmy się do stref startowych, gdzie radosnym „meeeeeeeeee” przywitaliśmy się z Benkiem, który miał podobny plan startowy, jak ja i podobnie jak mi na planach się skończyło…
Wystartowaliśmy i od początku luzu nie było. Jak na treningach dwójeczki biegałem po 3’25 i czułem mega zapas to teraz było słabo… stałem w miejscu, ale ruszyłem zgodnie z planem: 3’28, 27, 26, 20, 27, czyli prawie idealnie, ale to nie było to. Kolejne 5 km 29, 27, 32, 33, 37, następne…29, 30, 32, 30, 34 i jeszcze dalsze…29, 29, 37, tunel i GPS out, więc 57, 39… Czyli bez szaleństwa, w miarę równo z lekka tendencją spadkową. Biegłem cały czas w kilku osobowej grupce, której w dużej mierze nadawałem tempo. Dłuższą część trasy biegła z nami Rosjanka, która gdzieś się po drodze urwała i nie dałem rady jej się przytrzymać, nabiegała 1:13:57 a pod koniec dogoniła nas Czeszka, która uciekła mi na kilka sekund a ja nie dałem rady się jej przytrzymać. Na metę wbiegłem ostatecznie z czasem 1:14:28, czyli jakoś tak jak przebiegłem pierwszą albo drugą połówkę na maratonie we Frankfurcie w 2012 roku. Z pozytywnych aspektów tego startu należy wymienić jeszcze fakt, że… wyprzedzałem, na 5 km byłem 48, na 10 km 44, na 15 km 43 potem na 20 km 45 i finalnie 43. Dobre chociaż i to.
…ale wracając pamięcią do 2012 roku, gdzie na wiosnę w Berlinie nabiegałem 1:15:00 z wielkim bólem a na jesień maraton w 2:29:35, więc co się odwlecze to nie uciecze. Maraton jest najważniejszy i tego trzeba się trzymać.
W ten weekend, oprócz mnie startowała spora grupka moich zawodników, którzy praktycznie jak jeden mąż, albo jedna żona uzyskali nowe PB:
- Artur – 3:49’15 (PB w Dębnie / 3 !!! Treningi w tygodniu),
- Grzesiek – 2:56’28 (PB w Dębnie),
- Maciek – 1:34’57 (PB w Poznaniu),
- Tomek – 1:22:05 ( PB w Pradze),
- Qzyn – 2:11:24 (debiut),
- Iwona – 1:44:11 (Praga… 1 porządny trening w tygodniu + 1 albo 2 lekkie, łatwe i przyjemne, 4 fun…),
- Agata – 1:52 (PB, Kępino),
- Daniel – 1:38:04 (PB, Dąbrowa Górnicza),
- Łukasz – 1:26:07 (Kępino, debiut),
- Mariusz – 1:31:09 (Poznań – trening),
Reasumując, był to niestety bardzo słaby bieg, w którym uzyskałem jeszcze słabszy wynik. Dla ciekawości zerknąłem do dawnych połówek, w których startowałem na wiosnę i jadąc chronologicznie:
- 2005 – Wrocław: 1:13:04 ( z treningu do półmaratonu),
- 2007 – Warszawa: 1:12:03 (z treningu do kwietniowego maratonu, dzień wcześniej start w przełajach na ~5 km, ze śr / km 3’17),
- 2009 – Poznań: 1:13:49 (z treningu do kwietniowego maratonu, start w formie BNP),
- 2010 – Geteborg (Szwecja): 1:15:28 (z treningu do półmaratonu, temperatura > + 30 st),
- 2011 – Warszawa: 1:14:49 (z treningu do kwietniowego maratonu),
- 2012 – Berlin: 1:15:00 (z treningu do czerwcowego maratonu),
W niedzielę kolejne ścigańsko, tym razem na dychę w ramach OWM 2014. Potem kalendarz startów trochę się rozbudował, myślę że się lekko zagalopowałem, ale muszę się znów obiegać na wyższych prędkościach i postartować, żeby wrócić znów do przyzwoitego biegania. Na dzień dzisiejszy w grę wchodzą następujące starty..
- 3.05 – 21 km (Półmaraton Grudziądz)
- 4.05 – 10 km (Toruń),
- 24.05 – 10 km (Gdańsk),
- 31.05 – 15 km (Luzino),
- 07.06 – 10 km (Pasłęk),
- 08.06 – 10 km (Gdańsk),
- 29.06 – 21 km (Czymanowo),
- 19.07 – 10 km (Wałcz),
- 24.08 – 21 km (Wałbrzych),
- 13.09 – 10 km (Gdańsk),
- 28.09 – 42 km (Berlin),
- 19.10 – 21 km (Drezno),
- 07.12 – 42 km (Szanghaj),