W piątek miałem przyjemność wzięcia udziału w biegu organizowanym przez kumpla Daniela Kowalskiego i jego kolegów z Dywizjonu Okrętów Bojowych, rozgrywanym na dystansie 5 mil morskich. Jako zwycięzca edycji z ubiegłego roku startowałem z numerem pierwszym, więc tym bardziej należało się przyłożyć do biegu i pobiec ile fabryka mocy… żeby wstydu w rodzinie nie było.
Na zawody zmobilizowano sporo mocnych chłopaków, zarówno z Zespołu Sportowego MW, jak i innych jednostek, więc zapowiadało się fajne ściganie. Jedyny konkurent, który pozostawał daleko poza zasięgiem to Marcin Chabowski, który w rozmowie telefonicznej powiedział, że jedzie robić… trening po 3’10/km. Cóż, takiemu to dobrze…
…o 11:00 wystartowaliśmy. Marcin poszedł „cała naprzód” my za nim… pół na przód, czy jakoś tak. Nasza grupka pościgowa, chociaż z pościgiem nie miało to wiele wspólnego składała się z byłego biegacza na orientację, kiedyś bardzo dobrego zawodnika Kamila (PB 30:38) i Jacka, z którym po mocnym finiszu wygrałem w ubiegłym roku. Wiedziałem, że między naszą trójką rozegra się walka o srebro i o brąz, chyba że znajdzie się jeszcze inny zawodnik, który będzie starał się pokrzyżować nam szyki. Ruszyliśmy mocno… oczywiście nie patrzyłem na zegarek, ale wiedziałem że biegniemy w okolicy 3:20 – 25/km. Ja, Kamil i Jacek. Biegło się wzdłuż nabrzeża przy którym stały zacumowane okręty wojenne, łodzie podwodne i inne wojskowe jednostki pływające.
Część trasy prowadziła z wiatrem, część pod wiatr. Niestety nikt nie dawał zmiany i prowadziłem praktycznie przez cały czas naszą grupkę zwalniając i przyspieszając. W okolicy 3-4km doszedł nas jeszcze jeden zawodnik, ale nie wytrzymał mocniejszego pociągnięcia i zerwania tempa, więc dalej wiosłowaliśmy we trójkę. Czułem na plecach oddech zipiącego Kamila a za nim Jacka… lekko nie było i trzeba było dość szybko ustalić taktykę biegu.
Postanowiłem pójść z 7km, do pokonania było 9,2km i zobaczyć kto zostanie. Ruszyłem z 3:30 na 3:23 i został Kamil, kolejna zmiana tempa na jeszcze mocniej i żeby być pewnym swego jeszcze mocniej z ostatnich około 500 metrów. Kamil został a ja wbiegłem na drugiej pozycji z czasem 31:20. Rok temu było 32:56.
Średnia na km wyszła 3:25, więc szału nie było. Jeszcze jakiś czas temu po tyle biegałem półmaraton, który potrafiłem kończyć < 3:10/km. Wnioski nasuwają się same, więc trzeba iść za nimi i zmienić wizję treningu, póki jeszcze jest na to czas a czas ucieka…
Puchar od mojego szefa, Dyrektora GOSiR Pana Marka Łucyka
Po biegu oraz po ceremonii dekoracji udaliśmy się na długo oczekiwane zwiedzanie podwodniaków, czyli ORP Orzeł i „Kobenów”, na to dłuuuuuugggiiiii czas czekałem. Bywałem na wielu statkach, na tankowcach, drobnicowcach, masowcach, promach czy niszczycielach i kutrach torpedowych, ale na okręcie podwodnym jeszcze nie byłem. Czad!
…no to siup
…trochę ciasnawo i kolana można sobie poobijać
największe pomieszczenie na łodzi podwodnej, po lewej wyrzutnie torped
„to niebieskie” to właśnie wyrzutnia torped… albo ludzi, jeżeli zajdzie taka potrzeba
…oby nigdy się nie przydała
wszech obecna cyrylica
tam, gdzie nawet kapitan chodzi piechotą…
…zegary, pokrętła
Suchy za kierownicą…
…i znów pokrętła, zegary, przełączniki, każdy elektroniczny system jest zdublowany manualnie
miejsce dowodzenia wkiosku
Orzeł i Orły, czyli ASA Teaam
w mesie
centrum dowodzenia wszechświatem
tu jest naprawdę bardzo ciasno
nasza ekipa
ORP Orzeł
Borysław wspaniały
Podsumowując… świetny bieg, super klimat, super miejsce i bardzo dobra organizacja. Jeszcze raz wielkie dzięki dla Daniela Kowalskiego oraz wszystkich, którzy przyczynili się do organizacji tego biegu. Biegło się jako tako, nie było jakiejś wielkiej mocy i cugu, ale udało się dokulać na dobrym miejscu z w miarę przyzwoitym czasem. Pewnie, gdybyśmy dawali sobie zmiany wynik byłby lepszy, ale to nie zmienia faktu, że spokojnie z palcem w nosie w samotnym biegu powinienem pobiec te zawody po 3:20/km albo i szybciej. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba spiąć pośladki, zacisnąć zęby i wziąć się za porządny trening. Maraton sam się nie nabiega a nadszedł już ten czas, że trzeba zacząć robotę do Berlina. W tym tygodniu czekają mnie jeszcze dwa starty i ruszamy z kopyta…
KU CHWALE OJCZYZNY !!!