…jak to Siara Siarzecki powiedział w pierwszej części Killera, ale jak już kiedyś wpominałem, Chiny to wielki kraj, gdzie wszystko jest wielkie, tylko ludzie niscy, nie umniejszając jednak nikomu. Mali, wielcy ludzie, którzy niedługo będą rządzić całym światem. Prędzej czy później tak będzie i nic i nikt na to nie poradzi. Mniejsza z tym.
Klejny chiński pekoński dzionek, pierwszy dzień Nowego 2015 Roku minął bardzo spokojnie i rekreacyjnie. W planie mieliśmy zwiedzanie misia Pandy i wioski olimpijskiej, czyli tourne po Pekinie za pomocą metra.
Do ZOO dojechaliśmy bez większego problemu, wystarczyło wsiąść w odpowiednią linię metra, i wysiąść na stacji, na której wysiadają wszystkie okoliczne dzieciaki. Tam wiadomo, że było coś, co je przyciąga, czyli ZOO. Zastanawialiśmy się, czy ZOO będzie otwarte 1 stycznia, nigdy nic nie wiadomo, szczególnie że oficjalna strona Beijing ZOO nie miała tłumaczenia na język angielski, albo ja nie potrafiłem takiego przycisku znaleźć, a wujeg google translator nie działał… ceznura. W każdym razie ZOO było otwarte i po zakupieniu biletu na chybił trafił weszliśmy do środka. Muszę nadniemić, że pierwsza próba zakupu biletu skończyła się fiaskiem… kupiliśmy bilety nie tam, gdzie chcieliśmy, ale całe szczęśćie ktoś je od nas odkupił, bo nie chciało mu się stanąć w kolejce, więc de facto misja bilet powiodła się.
Największą atrakcją ZOO jest miś Panda, miś, jak miś, czaro biały zwierz, ale ma w sobie coś sympatycznego. ZOO ma świra na punkcie Pand, jest tam dedykowany sklep, w którym można kupić wszystko z wyjątkiem żywego misia, czyli koszulki, kubki, czapki, zegarki itp. itd. Mieliśmy szczęście, bo misie w liczbie mnogiej wyszły z ukrycia i wcinały sobie smacznie jakieś pędy, nic nie robiąc sobie z miliona turystów przyklejonych do szyby. Podobno misie często mają focha i nie ma 100% pewności, że wyjdą, żeby nas oglądać. Jaki jest miś, każdy widzi.
kolejną, jak dla mnie największą atrakcją ZOO są ludzie… np z maską z misiem Pandą na twarzy
Ci chyba skumali, że robię im fotę, więc jak widać na załączonym obrazku, pani w różowym meloniku nawet się uśmiechnęła. Oprócz misia w ZOO jest biały tygrys, wielbłą, zebra, żyrafa, ryby, małpy i wiele innych zwierzaków, które jak to na Chiny przystało mają dużo miejsca do hasania. Nie tak, jak na Phuket, gdzie była tragedyja. Pekińskie ZOO było git.
ZOO zwiedziliśmy i udaliśmy się dalej, do wioski olimpijskiej, której centralnym elementem był stadion „Ptasie Gniazdo”…
kuń na środku ulicy
Wioska Olimpijska – ogromna. Przestrzeń przeogromna, stadion, którego nie zwiedziliśmy, wielki. Znicz również robił wrażenie, podobnie, jak tablica na której wyryte są imiona i nazwiska wszystkich zdobywców medali. Ludzi tysiące, widać że to bardzo popularne miejsce, zresztą podobnie, jak każde inne w Pekinie, w którym jest co robić.
Pierwszy dzień Nowego Roku zaliczony bardzo pozytywnie. Trochę połaziliśmy pozwiedzaliśmy na spokojnie i odpoczęliśmy po wcześniejszych bardzo eksploatujących wycieczkach, które dały nam ostro w kość. Kolejny dzień a nawet dwa będą przebiegać pod wdzięczną nazwą 上海 czyli Szanghaj, w którym mieszka ponad 23 miliony osób! Prawie połowa Polski w jedny mieście. Do Szanghaju będziemy jechali szybkim pociągiem „G”, który ciśnie ponad 300 km/h… Będzie jazda bez trzymanki.