noga się kręci…

Kręci się noga, noga się kręci, ale nie chcę zapeszać i wolę dmuchać na zimne. Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca ani dzielić skóry na niedźwiedziu itd. itd. bo może wyjść mi to bokiem.

Do maratonu jeszcze sporo czasu patrząc z jednej strony a z drugiej mniej niż więcej, więc w sumie to sam nie wiem, jak na to patrzeć. Z jednej strony obawiam się, że będzie brakowało objętości a z drugiej martwi mnie to, że noga bardzo mocno aż za mocno się kręci… w sumie to powinienem się cieszyć a nie płakać, ale… ja zawsze sceptycznie do wszystkiego podchodzę, taką mam naturę i nic na to nie poradzę.

Ostatni tydzień może znów mały objętościowo, bo tylko 116km, ale jakościowo… zabił mine. Zabił mnie „pozytywnie” jeżeli można tak to ująć i pisać o pozytywnym zabijaniu, ale tak też było. Akcenty, jakie biegałem to wtorkowa dwunastka ciągłego oczywiście na czarnej i oczywiśćie po góreczkach… 45’39, HRavg 168, LA 1,6…hmmm… bez komentarza. Czwartek… zatańczysz ze mną jeszcze raz czyli Suchy na parkiecie od 18 do 3 nad ranem, tańce, hulańce, swawola… wszystko po treningu żeby było śmieszniej, czyli weselisko mojej Szwagierki, której z tego miejsca życzę wszystkiego naj, naj, naj na nowej drodze życia. Mariuszowi również tego samego! Trzymajcie się robaczki! …ale wracając do treningu, sobota i kolejny akcencik, tym razem 3 x 4km… w południe… przy 26 stopniach… po góreczkach… i 14’56, 14’55, 14’53… a LA po ostatniej 2,8mmol/l…. cóż… wszystko to poprawiłem w niedzielę progresywną trzydziestką, wyszło w sumie 31km, gdzie odpowiednie dziesiątki wychodziły: 47’21, 46’30, 41’59… wszystko w lesie po górkach na mega luzie. Dziwne… Poniedziałek… siła biegowa, na dwusetkach pod górę… a we wtorek czternacha, po góreczkach na szosie i 52’52 a mleczany 1,2mmol/l, HRavg 170! Jazda bez trzymanki… chyba wracam do siebie i coś czuję, że łapię luz w nodze, jakiego dawno nie miałem…

Generalnie doszedłem treningowo do tego momentu, do którego planowałem i jestem tu, gdzie powinienem być w marcu czy też najpóźniej w kwietniu a jestem w czerwcu, czyli na etapie gdzie komfortowo biega mi się na prędkościach 3’45-50 i nie robią one na mnie większego wrażenia. Patrząc na to, że biegam to na dość wymagającej trasie, to suma sumarum mogę powiedzieć, że prędkość ~3’40 – 42 jest na dzień dzisiejszy bardzo przyjazna. Oczywiście do maratonu długa droga i przebiegnięcie z taką prędkością 42km na dzień dzisiejszy jest dość dużą abstrakcją, mimo że parametry mówią co innego, ale… cel, jaki sobie stawiam, no może 3 cele, czyli realistyczny, optymistyczny i hurraoptymistyczny, wydają się dość realne? Bliskie? Hmmm… Myślę, że tak. Przelotowa 3’40 daje czas < 2:35 i będę zadowolony, jak tyle pobiegnę, ale celować będę ciut mocniej. Jeżeli uda się nie rozsypać w czerwcu i w lipcu wejść w mocną objętość i pobiegać na wyższych prędkościach dłuższe odcinki, to powinno być dobrze…

Jakie są plany? a) realistyczny 2:34:XX, b) optymistyczny: 2:32:XX, c) hurraoptymistyczny… < 2:32… celu „d” nie wymieniam, bo lepiej nie zapeszać.

Treningowo… czas wejść w mocniejsze bieganie i jutro planuję zobaczyć, jak będę działał na „tysiączkach” bieganych w okolicy prędkości startowej w maratonie. Samopoczucie i kilka cyferek powie mi dokładnie gdzie jestem i nad czym należy pracować. Zazyna się poważniejsze i mocniejsze bieganie… ale cóż, sam tego chciałem i sam sobie wybrałem ten wózek z węglem, który będę ciągnął, pchał czy cholera wie, co z nim robił. Aby do przodu!

Za­miast pro­sić Bo­ga o lep­sze życie, sam spraw aby stało się ono lep­sze. Tyl­ko Ciężką pracą można osiągnąć sukces.

Na deser lista startowa maratonu w Lyonie, gdzie jako dziadek weteran będę starał się wypaść, jak najlepiej i zawalczyć z białym Orłem na piersi! Lekko nie będzie, jest kilku zawodników, którzy anonsowali swoje czasy i wygląda to tak: 2:18:00, 2:24:50, 2:26:03, 2:26:59, 2:29:12, 2:30:04, 2:30:39… ale jak to się mówi. Meta zweryfikuje wszystko, więc nie pozostaje nic innego, jak ciężki i mądry trening.

WALKA TRWA !

PS. mój północny biegunowy pomysł #suchynabiegun  cieszy się dużym zainteresowaniem. Udało się zebrać ponad 63% planowanej kwoty a akcja trwa do 10 lipca br. Mam nadzieję i wierzę, że uda się zebrać środki i pojechać tam, gdzie jest zimno, wieje, sypie śniegiem i nie ma nic… oprócz królowej śniegu i misiów polarnych.

Dziękuję jeszcze raz wszystkim za wsparcie!!!

2015-06-10T15:50:59+02:0010/06/2015|Trening|