Od razu, na wstępie napiszę – to nie jest artykuł sponsorowany. To krótki wpis na temat tego, co się zmieniło w moim odżywianiu, od kiedy zacząłem współpracować z firmą cateringową „Rukola Twój Catering Dietetyczny”. Rukola to taka roślinka a jej właściwa nazwa to rokietta siewna, ale to tak na marginesie, dla zaspokojenia ciekawości.
Opiszę może moje odżywianie przed i po i nie będę tu pisał o diecie cud, która pozwoliła mi zjechać w tydzień o szesnaście kilogramów i spowodować, że mam na brzuszku dwunastopak zamiast bojlera. Nie o to chodzi.
Przed… jadłem standardowo i praktycznie tak samo. Nudno. Monotonnie. Śniadanie było standardowe. Musli + kasza jaglana + jogurt. Do tego kawusia i finito. Dzień w dzień tak samo, monotonnie, bez zmian. Można się było przyzwyczaić. Człowiek wstawał rano, robił jaglankę, dosypywał musli, wkrawał banana, wrzucał łyżkę miodu, wszystko zalewał jogurtem i szamał. Taki schemat powtarzany był w dni powszednie o godzinie 6:30, w weekendy różnie. Drugie śniadanie – 9:00. Kawusia i kanapka z czymś na kształt sera, wędliny + najlepiej jakiś owoc. Obiad… okolice 11:30 – 12:00 i tu zaczynały się schody, bo człowiek był leniwy i mało kiedy chciało się gotować w domu, ładować paszę do pudełek i brać do roboty. Wsiadało się więc w samochód, jechało do centrum handlowego i kupowało coś na wynos. Różne były to produkty. Najczęściej jakieś mięcho, dużo trawy, pierożek z mięsem dla smaku oraz kasza, ziemniaki czy frytki. Zależy na co miałem ochotę. Bywały również akcje typu pizza, makuś czy tajskie żarcie. Różnie… i na tym punkcie trzeba by było skończyć moje jedzenie w trakcie dnia. Wieczorem coś przegryzałem, jak byłem głodny. Różnie… raz czekolada, raz kabanosy, jakieś piwo czy żelki. Oczywiście po treningu, po którym zawsze wjeżdżała odżywka białkowo węglowodanowa, bo to standard i mus. Żadnej kolacji, czy podwieczorku. Jak widać, były to trzy posiłki + coś tam jak mi się przypomniało, czy byłem głodny.
Po… śniadanie… tu wachlarz jest szeroki. Raz musli, raz naleśniki z twarogiem, musem jabłkowym, jaglanka czy omlet. Różnie, raz poprzecznie raz podłużnie. Grunt, że smacznie, pysznie i rozmaicie. Drugie śniadanie… 9:00 i tu znów mamy szeroki przekrój posiłków, począwszy od dietetycznego ciasta, kisielu, ciasteczek czy sałatek. W każdy dzień coś innego a nie kanapka z serem i kiełbasą.
Obiad… oj, tu pojawiają się rarytasy, aż cała fabryka zlatuje się do socjala, jak odpalam obiad. Gołąbki, kurczaczki, spageteria, szaszłyki, filety, rybki, zawsze z ryżem, kaszą lub ziemniaczkami i czymś zielonym. W tygodniu nic się nie powtarza i wszystko jest mega pyszne. No może z wyjątkiem takich małych zielonych kapustek, ale już się do nich przekonałem. To oczywiście nie koniec. Mamy jeszcze podwieczorek i kolację. A co! Po całości! Na podwieczorek Rukola serwuje albo zupkę, albo koktajl czy ciastka zbożowe. Można się zapchać i nasycić w 120 % a do wciągnięcia zostaje jeszcze… kolacja.
Tu muszę się przyznać bez bicia, że nauczyłem się jeść kolację. Co dziennie jem kolację, na którą składa się generalnie jakaś fajna sałatka. Raz z kurczakiem, raz z jakiem, łososiem, fetą, mixem serów czy orzeszkami. Muszę chować się przed Iwoną, bo są takie zestawy, gdzie nim się obejrzę połowa już jest wyjedzona i muszę zapychać się czekoladą czy kabanosami. Jest pysznie i powtórzę, że nie piszę tego, bo mi kazano, ale z własnej nieprzymuszonej woli i chęci. Jestem mega zadowolony ze współpracy i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że moje żywienie radykalnie się zmieniło. Na lepsze!
Jeszcze zdanie co do dostawy. Zestaw składający się z pięciu posiłków, które zawierają 2500 kcal dostarczane jest wieczorem pod drzwi! Tak. Pod drzwi, więc nie muszę nigdzie ruszać tyłka i kombinować w stylu alpejskim.
Z tej strony serdecznie chcę podziękować Darkowi z „Rukola Twój Catering Dietetyczny” za wsparcie i pomoc w ogarnięciu żywienia w treningu wytrzymałościowym, bo odżywianie to paliwo a bez paliwa to nawet kuń nie pociągnie.