Góry Błękitne (ang. Blue Mountains) – pasmo górskie w Nowej Południowej Walii (Australia), około 100 km na zachód od Sydney. Najwyższy szczyt gór, One Tree Hill ma wysokość 1 111 m n.p.m., góry stanowią część Wielkich Gór Wododziałowych. Mają powierzchnię 1 436 km². Park Narodowy Gór Błękitnych znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Góry zawdzięczają swoją nazwę porastającym ich stoki eukaliptusom. Ulatniające się olejki eteryczne które zawarte są w liściach tych drzew powodują, że kiedy góry oglądane są z odległości co najmniej kilkuset metrów to wyglądają jakby były przykryte lekką, niebieskawą mgłą, poświatą. Ten efekt występuje w wielu rejonach górskich Australii porośniętych eukaliptusami. W okresie australijskiej zimy – najczęściej w lipcu zdarzają się tu niewielkie opady śniegu, co jest okazją w hotelach i pensjonatach do ubierania choinek i serwowania świątecznych kolacji, co jest popularne wśród mieszkańców niedalekiego Sydney. – skopiowane z Wikipedii.
…i właśnie tam skierowaliśmy nasze kroki w poniedziałowy poranek. Tradycyjnie z buta na metro zwane pociągiem, potem przesiadka i jazda do Katoomba gdzie na celu mieliśmy odszukanie Gór Błękitnych i pomaszerowanie troszkę dookoła w jedną i drugą stronę. Zapowiadało się turystycznie i krajoznwaczo. Profilaktycznie zabrałem ze sobą ciepłą bluzę, wiatrówkę, długie portki i to okazało się idealnym rozwiązaniem. Tak idealnym, że Qzyn pozazdrościł mi ciepłoty ciała i po dojechaniu na stację kolejową usilnie zaczął poszukiwać ciepłej bluzy. Nie kupił i marzł. Iwona kupiła rękawiczki… tak wygląda początek lata w Australii. Raz mamy + 40 C a raz poniżej dziesięciu… W każdym razie dojechaliśmy i przez miasto w bliżej nieznanym kierunku ruszyliśmy w kierunku gór zaliczając po drodze sklepy z odzieżą i tajską knajpę, w której kupiliśy prowiant, czyli kanapki w których doszukałem się kolendry… masakra. Nie cierpię kolendry…
W każdym razie znaleźliśmy góry i po zakupieniu folderu z mapką, na której nic nie było czytelne pomaszerowaliśmy szlakiem w prawo. Miał oczywiście on nazwę, ale jej nie pamiętam. Wiem, że było ładnie i krajoznawczo. Liczyłem jednak na przeżycia bardziej hard a nie na maszerowanie po deptaku, ale cóż… pewnie, jakbym się gdzieś zapuścił poza szlaki turystyczne, miałbym level hard i może bym nie wrócił, ale przynajmniej coś by się działo. Maszerowaliśmy, maszerowaliśmy i maszerowaliśmy co chwilę zatrzymując się na foty…
W Górach Błękitnych znajduje się sporo szlaków trekkingowych, całkiem dobrze oznakowanych, chociaż myśmy i tak się zgubili, oraz tarasów widokowych, z których można podziwiać panoramy, wodospady, ptaki i krzaki.
Jest nawet las deszczowy…
…i rysunki pierwotnych ludzi, którzy mieszkali tam dawno, dawno przed pierwszymi Aborygenami i za pomocą węgla kamiennego i łupanego malowali po ścianach, ten obraz przedstawia wizję potopu i Arkę Noego, ale w trochę innej wersji niż ta biblijna. Otóż pewnego razu Noe wraz z kumplami postanowił zapolować na krowy rzeczne i właśnie to zostało uwiecznione.
Z takich drzew wyrabia się olejek terpentynowy, zwany terpentyną. Mi się ta nazwa skojarzyła od razu z kawałkiem „Terpentin” dość krzykliwej niemieckiej kapelki Böhse Onkelz, który bardzo polecam.
…będą schody, będzie się działo
W końcu pod koniec wycieczki zaczęło się coś ciekawego dziać, czyli żeby trafić do miejsca z którego wyszliśmy musieliśmy pokonać „The Giant Stairway”, czyli schody… jakieś 900 stopni. Było pysznie. W końcu można było się zmęczyć, więc pocisnąłem do góry. Teraz mi się dopiero podobało.
Trzy Siostry, tak się nazywają te formy skalne, czy góry, u nas w Karkonoszach mamy Trzy Świnki
W sumie mszerowaliśmy po samych górach prawie 3 i pół godziny. Jak widać na załączonym u góry obrazku, nie było zbyt ciepło, ale widoki rewanżowały wszystko. Z góry było widać, jak ładnie jest na dole a z dołu było widać, jak ładnie jest u góry.
Tak wyglądała nasza trasa. Było całkiem sympatycznie i z czystym sumieniem można polecić taką wyczieczkę każdemu, kto lubi sobie podreptać. Warto wcześniej dość dobrze zaplanować sobie całą trasę, zaopatrzyć się w dobrą mapę i ześć z często uczęszczonych szlaków. Taka całodniowa wycieczka może okazać się bardzo fajna atrakcją poznając Australię bardziej dziką i bardziej australijską.