Jak zdechło do zdechło po całości, ale że nie ma nigdy tego złego, co na dobre nie wychodzi czy jakoś tak, to w końcu na własnej skórze mogę spróbować, jak wygląda trening wytrzymałościowy po kuracji antybiotykowej. Tak… dostałem antybiotyk. Przyszedł pan lekarz, osłuchał mnie i stwierdził, że nie ma innej opcji… no ale może od początku.
Zaczęło się fajnie. Styczeń zamknąłem z fajną liczbą kilometrów, w luty wszedłem elegancko, pierwszy tydzień (30.01 – 05.02) 118km, potem praca i trochę mniej bo tylko 71 w cztery dni i na kolejny planowałem zrobić naprawdę dużą robotę, którą poprawiłbym jeszcze większym następnym tygodniem, czyli + 140 km…
W poniedziałek 13 go… śniło mi się, że ugryzł mnie wąż, dziwny sen i nie spodobało mi się, a że jakoś mimowolnie jestem przesądny, więc uznałem to za zły znak. Wieczorem poszedłem na trening i dość mocno czułem weekendową pracę na mrozie, jednak z ręką na sercu zrobiłem fajny trening siły biegowej na 100 m podbiegach. Było ok, ale już we wtorek w pracy poczułem się niezbyt pewnie. Czułem, że istnieje ryzyko infekcji… jednakże zrobiłem dwunastkę ciągłego, na której męczyłem się straszliwie. Ledwo co pobiegałem po 4 minuty na kilometr a HR było wysokie… męczyłem się. Zwaliłem to na zbyt ciepły ubiór, bo faktycznie było kilka kresek na plusie. Środa kolejna siła, tym razem zróżnicowana z wybiegiem. Było git. Umęczyłem nogi i wróciłem do domu… W środę samopoczucie niestety znów nie było zbyt różowe i sięgnąłem profilaktycznie po proszki. W czwartek zrobiłem dwudziestkę, gdzie ubrałem się dość ciepło, żeby się wypocić i wygonić chorobę… Niestety nie udało mi się. Zaryzykowałem i w piątek zrobiłem kolejny trening siły, znów na podbiegach ale na różnych odcinkach, od 100 do 300 m w sumie 2,4 km podbiegu. Było rewelacyjnie, ale… na treningu co jakiś czas pokasływałem. Miał na to wpływ syf unoszący się w powietrzu, coś na wzór smogu oraz zaczątki infekcji w okolicy oskrzeli. Do suplementacji doszedł syrop… Sobotę niestety zamiast na dwójkach to spędziłem w wyrku, podobnie jak niedzielę i poniedziałek oraz wtorek i środę… We wtorek dostałem trzy dniowy antybiotyk, który kończę dziś… Ostatnio antybiotyk brałem jakieś 30 lat temu, albo tak dawno, że nie potrafię tego zlokalizować na osi czasu, więc czuję że dla mojego organizmu będzie to dość duża niespodzianka i nie mam pojęcia, jak na to zareaguję. Pocieszam się tym, że przez te kilka dni odpocząłem a antybiotyk zlikwidował stany zapalne w organizmie o których istnieniu nie mam pojęcia. Maila właśnie z takim spojrzeniem na tą sytuację dostałem od Piotra i właśnie mail trochę podniósł mnie na duchu, chociaż ja do optymistów nie należę… Patrzę na świat bardzo chłodno i realnie. Bliżej mi do pesymisty niż optymisty.
Do pierwszego ważnego startu bliżej niż dalej, bo pierwsze poważne zawody biegam 25 marca, oczywiście na cuda nie liczę, ale… pożyjemy zobaczymy. Po takiej przeprawie będę jednak miał wiedzę na temat wpływu antybiotyku na trening biegowy o charakterze wytrzymałościowym… Pewnie są jakieś naukowe opracowania na ten temat, ale nauka nauką a praktyka praktyką…
Jak to się mawia… walka trwa. Nieustannie.
Jeśli nie chcesz mieć swego udziału w klęskach, nie będziesz go miał również w zwycięstwach. – Antoine de Saint-Exupéry