Mój pierwszy trener na imię miał Jurek i był moim Tatą. To właśnie Tata zaszczepił we mnie sport. To właśnie Tata nauczył mnie pływać czy kopać piłkę… to właśnie Tata zapisał mnie do szkółki żeglarskiej w Yacht Klubie Stal, potem do sekcji LA w Bałtyku Gdynia i finalnie do gdyńskiej Floty, gdzie przez 10 lat trenowałem w sekcji Biegu na Orientację. Kupa czasu. Kupa pięknych wspomnień i niezapomnianych chwil. To właśnie od Taty i od Mamy, od moich Rodziców otrzymałem małą statuetkę biegacza z dedykacją, kiedy ukończyłem swój pierwszy maraton w 2002 roku, we Wrocławiu. Pamiętam, wspólne rodzinne wyjazdy na wczasy, do Szarloty, Ustronia czy do innych miejsc, kiedy obowiązkowym atrybutem w walizce były rakietki do tenisa stołowego, piłka, scyzoryk którym Tata strugał łódki z kory i którymi to pływaliśmy po okolicznych jeziorach, udając kapitanów statków. Był stoczniowcem, kierownikiem budowy, więc wiedział co robi. Tata zawsze grał w „ping ponga” i ogrywał jak na zawołanie na turniejach wczasowych, młodszych od siebie pingpongistów zdobywając tytuł Mistrza I Turnusu… Tata za małolata biegał i skakał w dal oraz regularnie zdobywał czołowe miejsca np. w Mistrzostwach Bydgoszczy w biegu na 60m, gdzie również mieszkał, chociaż pochodził z Kielc. Mój Trener nauczył mnie jeździć na rowerze, ba nawet uczył mnie pchać kulą, którą wypożyczył z KL Gdynia, kiedy przygotowywałem się do egzaminów na gdański AWF. Pamiętam, jak zabrał mnie na jakiś mecz w piłkę nożną na stadion Bałtyku Gdynia. Miałem może 7, może 8 a może 9 lat… nie pamiętam. Jak Bałtyk strzelił bramkę byłem bardzo zawiedziony, że …nie ma powtórki, bo oczywiście średnio mnie sama gra interesowała… wolałem ganiać po trybunach… Zawsze mi kibicował i trzymał kciuki za moje starty w różnych imprezach sportowych. Często zawoził mnie na treningi i na zawody. Był stałym punktem mojego sportowego życia od samego początku. Na początku lat 90-tych wraz z kilkoma osobami z lekkoatletycznego Bałtyku przy pomocy Stoczni Gdynia, chyba jeszcze wtedy im. Komuny Paryskiej, współorganizował Sobotnie Gdyńskie Biegi Bulwarowe, które stały się początkiem gdyńskiego cyklu GPX… Tylko to było prawie 30 lat wcześniej… Sam niestety nigdy w takim biegu nie wystartował, chociaż miał takie plany… Życie napisało zupełnie inny scenariusz…
Jaki był prywatnie ? Wymagający, surowy, zdecydowany. Słowo inżynier bardzo do niego pasowało. Umiał wszystko naprawić, w przeciwieństwie do mnie… Ja działałem bardziej destrukcyjnie. Tata miał typowo ścisły umysł, nie to co ja czy moja Siostra. Humaniści… Na linii ojciec – syn nie raz iskrzyło, ale takimi prawami rządzi się okres dojrzewania i młodzieńczego buntu. Każdy miał swoją rację i każdy chciał zawsze na swoim postawić… Myślę, że każdy z nas tak miał… Patrząc jednak na to z perspektywy czasu, wiem że Tata chciał dla mnie dobrze, ale ja tego nie rozumiałem. Grunt to bunt…
Dzięki Tato za prawie 38 lat spędzonych razem… Byłeś naprawdę fajnym gościem i mimo tego, że nie raz się spieraliśmy o wiele rzeczy, to teraz wiem, że zawsze chciałeś dla mnie jak najlepiej i za to Ci dziękuję…
Do zobaczenia… gdzieś, kiedyś, w lepszym świecie…