Zrobiłem sobie nową dziarę, tym razem w bardziej widocznym miejscu, zeżarłem wielkiego hamburgera, którego popiłem kolą. Wieczorem wypiłem zimne piwo a następnego dnia pochłonąłem prawie całą tabliczkę czekolady… Tak zrobiłem i dobrze mi z tym.
W poniedziałek pojechałem do znajomej dietetyczki, Kasi, z którą kiedyś współpracowałem na analizę masy ciała. Chciałem zobaczyć, jak wyglądam „od środka”. Jaki jest poziom tkanki tłuszczowej, tłuszczu wisceralnego i nad czym muszę się w niedalekiej przyszłości skupić. Generalnie chciałem zobaczyć, jak wyglądam po obżeraniu się kabanosami, czekoladą i obiadkach na wynos, kupowanych na wagę. Pewnie gdybym nic nie robił i jedyną aktywnością byłoby przyciskanie klawisza w pilocie TV trzymając kota na kolankach, byłoby tragicznie a wyszło… Wyszło GIT!
Pewnie mogłoby być lepiej, szczególnie jak na maratończyka przystało, ale… nie samym bieganiem żyje człowiek. Trzeba mieć trochę dystansu do siebie i szeroko pojętego luzu. Oczywiście mogę sobie pozwolić na lekkie folgowanie żywieniowe, bo coś tam robię. Nawet trochę trenuję i dość aktywnie spędzam większość czasu, co widać po badaniach. Lubię w weekend zabrać Iwonę i pojechać do knajpy, zjeść połowę kaczki w buraczkach, zagryźć frytkami i popić wszystko regionalnym browarem. Po powrocie do domu wciągnąć tabliczkę czekolady i żelków, a na kolację zagryźć wszystko kabanosami i znowu popić to mega zimnym browarem.
Nie byłem, nie jestem i nie będę nigdy zwolennikiem restrykcyjnej diety, oczywiście jeżeli parametry są ok i nie ma jakiś drastycznych haseł, typu otyłość, nadwaga. Niedawno znajomy poszedł do dietetyka, który szczerząc zęby, z wielką radością powiedział mu wprost… Nie ma pan nadwagi… Ma pan otyłość !!! Ale to było do przewidzenia. Kiełbasa browary i inne towary… dzień w dzień a ruchu tyle co nic. Oczywiście to skrajny przypadek, ale takie się zdarzają i to coraz częściej. Mi to nie grozi… mam w każdym razie taką nadzieję.
Wracając jednak do sedna. Postanowiłem z dniem dzisiejszym, mimo że mam parametry ok, zjechać w dół kilka kg. Lekko się odtłuścić, ale bez świrowania i popadania w skrajność. Plan jest, żeby odciąć kolorowe napoje gazowane, powoli eliminować cukry proste. To na początek. Potem zobaczę. Mam nadzieję, że to pomoże pozbyć się boczków i bebzona…