No i co teraz? Miał być super sezon, miała być super extra fantastyczna wiosna biegowa, miały być nowe życiówki, rekordy, fotki na insta, uśmiechnięte mordki z medalami w zębach a jest… lipa. Lipa i wielki problem. Niestety. Są pewne rzeczy na które nie mamy wpływu i z którymi musimy stanąć oko w oko, wziąć chłodno na klatę i potraktować, jako cenną lekcję. Niech zabrzmi, to jak zabrzmi, ale najwidoczniej tak miało być i trzeba się z tym problemem zmierzyć.
Najważniejsze to rozsądek, rozwaga i ostrożność. Musimy w tym trudnym czasie być ostrożni, rozważni i rozsądni. Nie będę powtarzał tego, co jest napisane w sieci, żeby myć ręce, unikać skupisk ludzi itp. itd. bo to zostało już tryliard razy napisane.
Co z sezonem?
Co ze startami?
Co z formą?
Co z życiówkami?
Co z treningami?
Nic. Życie toczy się dalej, lekko zwolni, przyhamuje, ale toczy się dalej. Nie zapominajcie, że bieganie to nie tylko walka o nowe PB, ściganie się z rywalami czy z zegarkiem. Bieganie to nie tylko zawody a że odwołali maraton w Londynie, Paryżu, Tokio czy półmaraton w Trąbkach Wielkich to tylko mały element całej układanki. To tylko pewien przystanek na drodze, którą jest bieganie, na drodze, którą jest nasza wielka życiowa pasja, nasze hobby i nasz świat, bo bieganie to nie tylko… patrz wyżej.
Moje bieganie – moja pasja.
Moje bieganie – moje życie.
Moje bieganie – moje hobby.
Moje bieganie – moja droga… a droga jest najważniejsza. To na niej uczymy się walki z przeciwieństwami losu, z trudnościami, przeszkodami i to ona nas hartuje i wzmacnia. To na niej się samodoskonalimy i samorealizujemy i nie możemy o tym zapominać. Jak nie pobiegniesz PB na wiosnę to pobiegniesz PB na jesieni a może za rok… i nie ma co się martwić na zapas, dołować, irytować czy rzucać jobami w organizatorów i cały świat. Życie pisze różne scenariusze i tak było, tak jest i tak będzie. Amen.
Co do samego treningu, to pamiętajcie o bardzo ważnej jak nie o najważniejszej rzeczy. Forma miała być na wiosnę. Były mocne intensywne akcenty, było wyostrzanie i jazda po bandzie. Był trening przeciążający i praca na dużym zmęczeniu i tak zwane budowanie pojemności na zmęczenie. Organizm dostał przez ten czas ostro w tyłek i jest na krawędzi. Lada infekcja może doprowadzić do paskudnych konsekwencji, które teraz w tym momencie mogą się naprawdę źle skończyć. Uważajcie! Nie ciśnijcie na maxa. Nie dajcie się ponieść złym emocjom i nie przesadzajcie z intensywnością na treningach, bo to może być wasz przysłowiowy gwóźdź do trumny. Brzmi to paskudnie, ale tak może być. Licho nie śpi. Czuwa. Zluzujcie wasze treningi. Odpuśćcie na 2-3 tygodnie. Nic się nie stanie. Wróćcie do treningu z początku zimy. Rozbiegania, spokojne crossy, lekkie i delikatne zabawy biegowe w zupełności wystarczą. Żadnego tempa, wariowania, fisiowania i sprawdzania formy w samotnym biegu dookoła komina. Na wiosnę i tak nigdzie nie wystartujecie a coś czuję, że jak pierwsze starty odbędą się w połowie maja to będzie wielki sukces.
To moje spojrzenie, realisty pesymistycznie patrzącego na optymistyczny świat. Lajf is brutal i nic tego nie zmieni a pewne rzeczy dzieją się poza nami.
Jeżeli jeszcze macie doła, że wasz ukochany półmaraton czy maraton się nie odbył, zerknijcie na to:
To nic innego, jak przeniesienie North Pole Marathon na kolejny rok. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że… ten maraton miał odbyć się dwa lata temu. Tak, w 2019 roku, ale się nie odbył ze względu na polityczne przepychanki między Rosją a Ukrainą. Niczego winni maratończycy, naukowcy i turyści kiblowali na Spitsbergenie ponad tydzień czekając na wyjaśnienie sprawy… W tym roku też sobie nie wystartują, więc uwierzcie, że może być gorzej, niż sobie pomyślicie a wasz kwietniowy czy marcowy start nie przesunie się w czasie o dwa lata…
Bądźcie ostrożni. Uważajcie na siebie i nie kuście losu. Tak miało być i do pewnych niezależnych od nas sytuacji trzeba się przystosować. Wziąć chłodno na klatę i przede wszystkim bawić się i cieszyć się bieganiem, bo to nasza pasja i to nasze życie.
…a po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój.