Luty…310 km

Luty, luty, załóż buty. Luty minął dość szybko i dość fajnie. Objętościowo zrobiłem swoje 310 km i to mi w zupełności wystarczyło. Skończyły się czasy, kiedy biegało się po 500 i więcej km i nie sądzę, żeby kiedykolwiek wróciły. Musiałoby mi naprawdę solidnie odbić i nie miałbym co z czasem robić, żeby trenować, jak kiedyś. Tak… niestety tak jest, chociaż jakby ktoś spytał mnie kilkanaście lat temu, czy tak będę mówił to bym mu delikatnie mówiąc zaprzeczył. Człowiek jednak dojrzewa, starzeje się i … rozleniwia? Nie wiem, ale czasami tak myślałem o tym co robię i czy to właśnie nie jest lenistwo. Wolę to określić inaczej – zmianą priorytetów. Nie muszę trenować do maratonu, więc nie muszę robić końskiego treningu. Nie muszę pobijać swoich PB, więc nie muszę nie wiadomo, jak szybko biegać. Tak na to patrzę chłodnym okiem. Ktoś niedawno zapytał mnie, czy może jednak bym nie spróbował? Nie wahałem się i odpowiedziałem – nie, nie chce mi się, więc czy to jest lenistwo, czy zmiana priorytetów? Stawiam, na B – zmianę priorytetów. Może kiedyś napiszę dlaczego nie walczę o pobicie PB i o szybką nogę na ulicznych startach.

Zamiast tego poświęcam więcej czasu swoim zawodnikom i w tych powalonych czasach staram się dla nich organizować krótkie wyjazdy w góry, czy sprawdzian, żeby poczuć chociaż na chwilę odrobinę normalności. Wracając jednak do lutowego biegania, które było całkiem ok, z jednym małym minusikiem, który trochę popsuł moją lewą stopę ale cóż. Życie…

W lutym dalej bawiłem się treningiem i miałem naprawdę wiele radochy z tego, kiedy mogłem się sponiewierać i wkręcić na wysokie obroty z czystej nieprzymuszonej woli. Kombinowałem z obciążeniami i testowałem różne akcenty i ich wzajemne nakładanie się na siebie. Czy nie jestem za stary na takiego rodzaju eksperymenty? Nie. To właśnie jest ten czas, żeby się … bawić.

Na początku miesiąca polecieliśmy z chłopakami fajny sprawdzian na trasie Pomerania Winter Trail. Było cudownie. Był śnieg, mróz i fajna ekipa do biegania. Sprawdzian polegał na przebiegnięciu połowy trasy na luźnej nodze i połowy w maxa, jak na zawodach. Ja troszkę przedłużyłem drugą opcję i poleciałem mocniejsze 13 km starając się trzymać intensywność w strefach górnego II zakresu nieznacznie wchodząc w III. Zależało mi na ponad godzinnej pracy w wysokiej intensywności, czyli czasowo blisko tego, jak biega się dystans klasyczny w BnO. Proste i klarowne i dotego w … terenie. Ten trening wszedł fajnie i cieszyłem się, że końcówkę zaakcentowałem mocniej i lekko się ujechałem. Było GIT.

Innym fajnym treningiem, który zrobiłem w paskudnych śnieżnych warunkach była 18 km zabawa biegowa. Mój ulubiony akcent, który bardzo fajnie oddaje i przygotowuje do mocnego biegania w lesie. Na początek 1 km spokojnego biegu potem 3 km w drugim zakresie a żeby nie było zbyt łatwo to pierwsze 2 z 3 km były pod górę. Tak. Bez oszczędzania się. Po tym odcinku weszły mocne 30 sekundowe powtórzenia i część główna czyli 3 minutówki i 1 minutówki… Oj bolało, bolało, ale po 30 minutach zmiennego biegania znów weszłu 5 x 30 sekund, 3 km drugiego zakresu i 1 km rozbiegania. Uwierzcie, że taki trening potrafi mocno sponiewierać człowieka, szczególnie kiedy biega się na naprawdę wysokiej intensywności.

Kolejnym mocnym akcentem był samodzielno grupowy sprawdzian na trasie Azymut 45 Trail, czyli 3 okrążenia po 3,35 km. W sumie dyszka i 250 m w górę. Niby luz, ale w dość wymagającym śnieżnym terenie, który utrudniał szybkie i mocne bieganie, ale… szybkość była tu drugoirzędna. Pierwszorzędna była intensywność wysiłku i praca z narastającym obciążeniem. Wyszło pysznie. 1 okrążenie pobiegłem w 17’04 na HRavg 170, 2 okrążenie w 16’40 na HR avg 178 i 3 okrążenie w 15’50 na HRavg 183. Całość zajęła mi więc 49’34 na HRavg 177. Czyli… znów czasowo w okolicy klasycznych zawodów w BnO z bardzo podobną intensywnością i właśnie takie było założenie tych treningów.

Ostatnim mocnym akcentem w lutym był 24 km bieg w którym na powrocie puściłem nogi pokonując 5 km po 3’32/km. Przepaliłem nogi, przewentylowałem płuca i bardzo fajnie zakończyłem miesiąc.

Po drodze wystartowałem jeszcze z mapą i kompasem w Nocnym Azymucie. Było to bieganie po osiedlu wieczorową porą co bardzo mi się spodobało. Ostatnio „parkowe” biegałem na Agrykoli w Warszawie podczas Mistrzostw Polski w 2000 roku… To zupełnie inne bieganie niż leśne i nie ma znaczenia, że po ciemku z czołówką na głowie. Można tu osiągać wysokie prędkości ale nawigacja jest znacznie łatwiejsza niż w lesie, jednak wiążą się z tym pewne tematy, które trzeba mieć z tyłu głowy. Bardzo szybko można zabiegać punkty a to kosztuje cenne sekundy.

Reasumując, w lutym wyszedłem 17 razy na trening i pokonałem 310 km. Zajęło mi to 26 godzin i 57minut, czyli średnio na trening poświęcałem ponownie półtorej godziny. Było GIT

2021-03-29T10:13:01+02:0029/03/2021|Trening|