Miało być szybko, miało być czarno i bardzo mocno i w sumie, prawie tak było, chociaż prawie robi wielką różnicę. Było biało i na dzień sprawdzianu czarna droga stała się biała, zaśnieżona i ciut oblodzona, ale było GIT do kwadratu.
Pomysł grupowego sprawdzianu na dychę dla swoich zawodników chhodził mi po głowie prawie rok czasu. Po ubiegłorocznym wycięciu biegów ulicznych w Polsce po cichu liczyłem, że w tym roku coś się ruszy, ale na liczeniu się skończyło. Moja Mama zawsze mówiła „jak umiesz liczyć, licz na siebie” i coś w tym jest. Dzika ekipa w większości też miała dość tej stagnacji i przy życiu trzymały nas tylko grupowe wyjazdy, czyli ucieczka w góry od covidowej rzeczywistości. Na jednym z treningów, który po zimowej zrobiłem na czarnej drodze, a było to 20 km rozbieganie po czarnym asfalcie po 4’28 utwierdziło mie w świadomości, że to jest ten czas. wszystko w sumie zaczęło się spinać. Termin, pogoda, nawierzchnia, więc trzeba było korzystać. Taaaaaa… ale co z tego, jak na kilka dni przed zaczęło sypać a tempratura spadła poniżej 0… Zapowiadał się więc fajny sprawwdzian, ale jednak nie to było najważniejsze. Ważniejszy był cel całej akcji, czyli zbiórka karmy dla futrzaków ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt Dąbrówka. Ogarnąłem co trzeba, zadzwoniłem gdzie trzeba i tak padł pomysł „wpisowego za karmę”. Kto chciał wystartować musiał więc przynieść karmę, którą potem z Iwoną zawieźliśmy do schroniska, żeby futrzaki miały co jeść, bo fajnie jest pomagać.
Start zaplanowaliśmy na 10:10 i ku naszemu zaskoczeniu parking na czarnej zaczął się zapełniać od godziny 9:00. Auta z biegaczami przyjeżdżały i przyjeżdżały, momentalnie blokując cały parking i to było mega. Z każdego pojazdu wychodził biegacz z furą żarcia, która następnie lądowała w bagażniku mojego samochodu. Było tego tak dużo, że musiałem rozłożyć tylne siedzenia i w pewnym momencie zacząłem się obawiać, czy ruszę i bezpiecznie dojadę do domu. To tytułem wstępu a jaki był sam bieg? Szybki…
Po 2 km rozgrzewce ustawiliśmy się wielką bandą na kresce, czyli na „4 km”, na moje oko było nas między 50 a 60 osób, co fajnie pokazało, jak głodnymi startów są obecnie zawodnicy pozbawieni startów. Każdy chciał się sprawdzić, poczuć rywalizację i solidnie się sponiewierać. Taki był plan i z gromkim URRAAAAA o 10:10 ruszyliśmy przed siebie. Trasa prowadziła od 4 do 9 km, gdzie usytuowany był nawrót, poczym wracaliśmy z poweotem do czwórki. Kto biegał na czarnej, ten wie, jak tam jest właśnie na tym odcinku. Nie jest lekko i jest dość pagórkowato, więc czasy uzyskane na mecie były ciut wolniejsze, niż zakładane. Dodatkowo nawierzchnia nie ułatwiała, ale każdy miał takie same warunki. Według mnie można odjąć między 3 a 5 sekund na kilometrze od pierwotnie zakładanego wyniku.
Mój plan był taki, że go nie miałem. Chciałem się oczywiście sponiewierać, ale nie wypruć na 200%, tylko pobiegać z zawodnikami i przyjrzeć się, jak kto biega. Jak się kto rusza i jak to wszystko wygląda z drugiej strony. Moje obawy niestety się potwierdziły i widać było, kto zimą pracował nad sprawnością i mobilizacją, co jest niestety smutne… Sprawność leży i kwiczy a to potem wychodzi w praniu. Często tłumaczę swoim zawodnikom, że sami robią sobie rzywdę olewając temat szeroko pojętej sprawności. Każdemu zawsze na początku współpracy tłumaczyłem. Trzy razy w tygodniu musisz wykonywać ćwiczenia sprawnościowe, stabilizacyjne, siłowe po 15-20 minut. To dla amatora wystarczy. Takie dajmy na to 20 minut x 3 to mamy już całą godzinę treningu w tygodniu. Jak pomnożymy to razy 4, to w miesiącu mamy 4 godziny! Jak to pomnożymy razy 12 to mamy… ile? 48 godzin treningu w roku! Tak CZTERDZIEŚCI OSIEM GODZIN… i tak to zostawię, chociaż z drugiej strony, właśnie dzięki takim biegaczom, moi znajomi fizjoterapeuci mają co robić. Aha, jeszcze małe zadanie matematyczne, dla tych, którzy wolą zrobić więcej km kosztem ćwiczeń.
Zadanie: amator pokonuje 1 km ze średnią prękością 5’00/km, ile kilometrów pokona w 48 godzin?
Wracając do biegu. Ruszyliśmy, tzn wiara wyrwała do przodu, jak szalona. Mało kto znał trasę i to było widać. Dało się zauważyć coś, co jest bezcenne w bieganiu, czyli wyczucie tempa! Większa większość biega na GPSy i to potem wychodzi. Tu wyszło na początku, gdzie po 500 m, które otworzyliśmy w około 1’46, czyli 3’32/km wiele osób z PB dużo niższymi niż 40′ było przed nami. Oczywiście potem słono za to zapłaciły, ale dlatego zawsze tłumaczę i namawiam, żeby biegać na mierzonych trasach a GPS zostawić jako ciekawostkę a nie ścisły wyznacznik tempa czy dystansu. Ja miałem ten przywilej, że znałem trasę, mam wyczute tempo i biegam na „kreskach” od zawsze. Puściłem chłopaków do przodu i spokojnie swoim tempem leciałem do przodu, sprawdzając międzyczasy co 500 m. Leciało się fajnie i dość szybko, patrząc na moje obecne bezformie. Pierwsze 5 km zrobiłem w 18’42, czyli po 3’44/km. Leciałem za Krzysiem, który wybrał się na asfaltowe bieganie w trailowychh butach i szukałem zagubionego Radka, który poleciał zgodnie z planem, czyli zaczął spokojnie przyspieszając z biegiem dystansu. Chyba w okolicy 7 km lecieliśmy w 4 osobowym składzie. Krzyś, Radek, Mateusz i ja. Na około 1300 m przed metą Krzyś urwał się, a raczej wyrwał się do przodu. Poszedł, jak warchlaczek w pomidory. Chłopaki nie chcieli zabrać się w pościg, więc na 600 m przed metą doszedłem do Krzysia, który wentylował się rękawami i zacząłem chłopa motywować, żeby zaczął w końcu biec a nie maszerować, bo robi się zimno. Dowieźliśmy do końca czas w granicy 37 minut i wyszedł fajny, mocny trening. Chłopaki polecieli naprawdę solidne zawody i większa większość uzyskała bardzo dobre wyniki, co pokazało, że idziemy dobrą drogą w dobrym kierunku.
Ekipa uzyskała następujące wyniki: Krzyś 37:09, Radek 37:22, Sławek: 38:34, Maciej 40:07, Mirek 40:14, Daniel 41:01, Robert 41:33, Paweł 41:46, Mateusz, 42:51, Grzegorz 44:57, Krzysiek 49:29, Janek 47:18, Krzysiek 50:21, Wiolka 50:35, Bartek 50:54, Marcin 51:19, Jacek 51:54, Janusz 53:20. Gratulacje!
W kolejną sobotę odwiedziliśmy schronisko, gdzie przekazaliśmy furę żarcia zebranego przez biegaczy, bezdomnym futrzakom ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt Dąbrówka. Futrzaki były mega szczęśliwe i radośnie machały ogonami. Dzięki wielkie dla wszystkich za tą szaloną i spontaniczną akcję. Było GIT i mam nadzieję, że jeszcze nie raz taki temat będziemy mogli powtórzyć.