Maj upłynął pod znakiem bardzo owocnych stratów w BnO. Mimo wielu problemów ze zdrowiem, zawaloncyh na maxa zatok, przeziębienia, kyóre udało mi się… przeziębić wystartowałem w 9 zawodach i z biegu na bieg było coraz lepiej. Coraz pewniej czułem się w lesie i coraz lepiej wychodziło mi zgranie prędkości z czytaniem mapy. Treningi, które realizowałem samodzielnie oraz grupowo zaczęły przynosić efekty, czego zwieńczeniem było zajęcie IV miejsca na Mistrzostwach Polski w Klasycznym BnO.
Cztery moje najlepsze starty w tym okresie to:
- Mistrzostwa Polski w klasycznym BnO – 4 miejsce
- Klubowe Mistrzostwa Polski w BnO – 5 miejsce
- Mistrzostwa Polski w średniodystansowym BnO – 6 miejsce
- Mistrzostwa Województwa Pomorskiego w klasycznym BnO – 1 miejsce
…czyli całkiem nieźle. Oczywiście wszystko to w kategorii wiekowej M40, która jak zawsze okazała się jedną z najmocniejszych weterańskich kategorii. Wrócił Rychu i dalej startuje tam kilku mocnych chłopaków, którzy cały czas siedzą w orientacji i regularnie ścigają się w lesie. To dobrze, bo jest rywalizacja i jest z kim się ścigać.
Sezon na misia, czy raczej sezon startowy rozpoczął się 6 czerwca, kiedy po 8 dniach bez treningu, spowodowanych solidnym przeziębieniem, wystartowałem a raczej poszedłem sprawdzić, jak bardzo infekcja mnie sponiewierała. Plan był zobaczyć, jak wyglądam oddechowo i mięśniowo. Czy mnie przytyka, czy i jak się wentyluję i generalnie, czy jestem gotów podjąć walkę w weekendowych Mistrzostwach Polski w nocnych i średniodystansowym BnO. Jak to się mówi „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” więc jak postanowiłem, tak zrobiłem. Pobiegałem, sprawdziłem i starałem się nie fisiować. Pilnowałem HR jak mogłem i o dziwo czułem się całkiem dobrze. Najważniejsze, że nic nie przytykało i mogłem normalnie biec. Oczywiście czułem zaległości treningowe i małą demolkę spowodowaną chorobą, ale… wiedziałem, co robiłem. Chyba?
Mistrzostwa Polski w Nocnym BnO
Kupiłem nową lampę, 1600 lumenów i nie zawahałem się jej użyć. Co prawda świat biega z dwa razy mocniejszymi światłami, ale trzeba było sprawdzić, czy lampka daje radę. Dawała. Oj dawała i zacnie świeciła, w przeciwieństwie do właściciela, który nie ogarnął tematu i siedział tak długo w lesie aż znalazł wszystkie punkty a to mu trochę czasu zajęło. Generalnie sam bieg był ciekawy. Start był masowy i wszyscy na gromkie Urraaaaaaaaaa…. ruszyli do lasu. Las był masakrycznie tragicznie hardcorovy. Wyglądałoto tak, jakby do wielkiej gęstwiny ktoś wrzucił bombę i zalał wszystko wodą. Krzaki, chaszcze, krzaczory, dziury, dołki, doły, dołeczki i woda… fulllll wody. Za żadne skarby świata nie mogłem się wgrać w mapę i zrobiłem jeden mega głupi błąd. Były dwie mapy, w sumie trasy. Jedna z jednej strony druga z drugiej i biegnąc do jednego punktu przeczytałem opisy nie z tej trasy co powinieniem i będąc na swoim punkcie przeczytałem kod z drugiej trasy i zgłupiałem… Kręciłem się, jak gówno w przeręblu i solidnie mnie to wybiło z rytmu. W tym momencie było już po zawodach i jedyne na czym mi zależało, było spokojne dokulanie się do mety bez NKL. Tak też zrobiłem i na tym bym to zostawił. Zaliczone. Kropka.
Mistrzostwa Polski w Średniodystansowym BnO – HRavg 180, HRmax 195!
Plan był prosty. Spokojnie, bez szaleństwa, pewnie z mega czytaniem elementów. Postanowiłem zatrzymywać się, jeżeli nie byłbym czegoś pewny, żeby nie biegać jak poplątany po całym lesie i tak też było… do czasu oczywiście. Ale to tak jest. Jak dobrze idzie i człowiek się czieszy, to nagle walnie takiego babola, że szkoda gadać i tak było. Żarło, żarło i zdechło. Na 9 głupi babol i na 10 jeszcze głupszy. Tu schemat jest prosty i zawsze tak samo działa. Wygląda to tak, że jest git, noga się kręci, człowiek robi się zbyt pewny i … robi błąd, który chce nadrobić na kolejnym przebiegu. Klasyczny schemat mechanizmu kuli śnieznej czy lawiny, bo tak to sobie nazywam i właśnie przez te dwa głupie błędy doleciałem na 6 miejscu a mógłby być hipotetycznie i teoretycznie medal… Cóż. Życie. Dałem ciała, ale i tak zaliczyłem całkiem fajne zawody i dwa ciekawe biegi. Posiedziałem sporo minut w lesie i zrobiłem krok na mojej wyboistej drodze bez odwrotu…
Klubowe Mistrzostwa Polski w klasycznym BnO – HRavg 177, HRmax 198!
Ciepło, płasko i trasa uszyta praktycznie pode mnie. 9,2 km w linii prostej, 120 m w górę i 20 punktów. Czego chcieć więcej? Zdrowia, zdrowia i zdrowia… ale nie ma co się użalać nad sobą i płakać, że było się chorym, miało się katarek itp. Trzeba zapitalać i kropka a co będzie to będzie… i nikt się nie dowie, jaki nam koniec szykują bogowie, jak to sprytnie powiedział Horacy. Nastawienie było GIT, koncentracja była GIT, tylko zdrowie nie było GIT, ale to tylko 1/3. Wszystko było w głowie i tak trzeba było do tego podejść. Koncentracja i nastawienie na wynik i na czysty bieg, bo na to właśnie miałem w pływ. Reszta była poza mną…
Oj leciało się pięknie. Nos przykleiłem do mapy i starałem się wyłapać każdy najmniejszy element, aż do momentu kiedy stwierdziłem, że nawet dobrze mi idzie i… zrąbałem 9 punkt. Wchodziłem pewnie, ale… wyleciałem na tą drugą przecinę myśląc, że jestem na pierwszej i zrobił się problem. Zacząłem się kręcić i nie mogłem skumać tej przeciny. Ślepy… Kolejny babol był na 11. Pamiętałem, żeby spokojnie wejść na dyszkę, ale potem huzia na Juzia! Hulaj dusza piekła nie ma i … dupa. Do tego lekko mnie wywalil kompas, ale dałem ciała na maxa. Machnęło mnie na 15, która co prawda była po drodze, ale już się zdekoncentrowałem i straciłem pewność siebie. Reszta spoko oprócz… 15 hmmmm i dobiegłem na metę na 5 miejscu, co było dla mnie szokiem. Nie planowałem zająć tak wysokiego miejsca, a tu proszę. Taka niespodzianka.
Klubowe Mistrzostwa Polski w sztafetowym BnO
Michał na pierwszej, Jachu na drugiej, ja na trzeciej. Michał biegał kiedyś 2:26 maraton, potem był długo czołowym zawodnikiem elity, obecnie jest czołowym weteranem. Jachu mimo dodatkowego bagazu w postaci brzuszka jest jednym z najlepszych, jak nie najlepszym tecnikiem w BnO a jego sukcesy z czasów świetności, długo możnaby wymieniać. Tak wyglądała nasza sztafeta, która zarówno na papierze, jak i w realu była mocna i miała szansę na medal w M140, ale… niestety. Coś nie pykło a raczej coś nie pikło, a był to chip Michała. Michał niestety biegł ze starym chipem, który trzeba włożyć do dziurki w puszce na punkcie, poczekać aż dziurka zapika i pobiec dalej. Chipy nowe, bezdodtykowe tego procesu nie wymagają. wystarczy przebiec obok punktu, zbliżyć dłoń z chipem do puszki i wystarczy. Michał miał takiego pecha, że za szybko wyjął… chip z puszki oczywiście i urządzenie nie zaskoczyło i nie zaliczyło punktu. Tym samym nasza sztafeta została nieklasyfikowana, czyli dostała NKL, ALE… ale… Jachu o tym nie wiedział. Jego mina i poziom wkur****** był przeogromny, kiedy zajechany wbiegł na metę i obłędnym wzrokiem zaczął mnie szukać krzycząc głośno gdzie jest ku<cenzura> Suchy?! No a ja nie mogłem wejść do strefy zmian, bo mieliśmy dyskę i musiałem pobiec w masówce… później…
Tak bywa i niestety trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość z tej sytuacji, które wyciagnęliśmy i na Mistrzostwach Polski Michał pobiegł z bezdotykowym chipem, ale o tym będzie później…