Oj szalony, szalony był ten miesiąc, w którym przebiegłem całe 108 km. Nie wiem, czy nie przepracowałem się i nie będę musiał tego odpokutować i odpocząć w lipcu, ale to się okaże. W każdym razie w telegraficznym skrócie, dla zachowania przejrzystości napiszę dwa zdania o tym, co działo się w tym miesiącu, a działo się dużo.
Oczywiście priorytetem był start w półmaratonie, o którym pisałem w poprzednim poście. Poza tym nie miałem koncepcji na czym się skupić i może dobrze, bo rozłożyłem się na ponad tydzień, więc nawet jakbym coś konkretnego zaplanował to i tak nic z tego by nie wyszło. Większość czasu spędziłem na leśnych spacerach z Olafem, który poznawał leśne ścieżki, na których kiedyś trenował, a teraz biega stary. Wziąłem udział również w jubileuszowej edycji Biegu 5 MIL w Porcie Wojennym Gdynia, gdzie przegdałem cały bieg z koleżankami z biegowych tras. Odkryłem, chociaż to złe słowo, bo doskonale znam tą trase, nowe miejsce na bieganie crossu i teraz tam będę sobie śmigał moje ulubione treningi, bo nie ma nic przyjemniejszego niż sponiewierać się na crossie.
Jak widać po tym poście, czerwiec upłynął leniwie i spokojnie… bez fajerwerków. Obiecuję, że lippiec będzie ciekawszy, bo powoli zaczynam wrzucać nowe elementy do treningu, które, mam nadzieję, finalnie zaskoczą i zaczną trybić w odpowiednim czasie…
Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest próbowanie po prostu, jeden, następny raz – Thomas Alva Edison.