Za 30 dni stanę na kresce maratonu pod Everestem. Czy się stresuję? Jeszcze nie i w sumie nie wiem, czy będę. Sam dystans czy czas trwania wysiłku nie robi na mnie aż takiego wrażenia. Biegałem w trudniejszych zawodach, patrząc pod kątem profilu czy nawierzchni. Myślę, że większego pietra miałbym stając na starcie ulicznego maratonu, w którym miałbym za zadanie osiągnąć jakiś czas, czy zająć miejsce.
W Himalajach będzie inaczej. Oczywiście nie zakładam spaceru czy włóczenia kija. Nastawiam się na długą walkę i chciałbym zmieścić się w 5 godzinach. Czy to realne? Nie wiem. Nie mam pojęcia, jak organizm zachowa się na takiej wysokości, ale biorę to bardziej jako ciekawostkę niż zagrożenie. Podobnie było przed startem na biegunie północnym. Jadąc na północ chciałem jak najszybciej się sprawdzić z ekstremalnymi warunkami. Kiedy inni panikowali, ja byłem podekscytowany. Nie myślałem, że mogę zamarznąć czy będę zapadać się w śniegu. Chciałem poczuć to na własnej skórze, realizować moją pasję, jaką było i jest bieganie maratonów, a że mogę robić to na Antarktydzie, w Himalajach czy na Jamajce dodaje tylko smaczku. Życie powinno być przygodą. Życie powinno być spełnione. Życie powinno być czymś więcej niż tylko zwykłym egzystowaniem. Teraz identycznie do tego podchodzę. Programuję głowę na nowe doznania i na realizowanie życiowego hobby. Jaram się tym nie mogę się doczekać wyjazdu oraz samego startu, kiedy stanę pod górą gór i ruszę. Liczę na ciekawe doznania, zabawę i reset głowy, który bardzo mi się przyda.
Wracając na chwilę do nastawienia. Podczas minionych tygodni wielu moich podopiecznych brało udział w różnego rodzaju zawodach wchodząc tym samym w okres startowy. Co ciekawe, u wielu z nich pojawiały się negatywne myśli i obawa, że nie dadzą rady. Zamiast myśleć pozytywnie i skonsumować zimową robotę treningową, ogromną prace, którą włożyli w trening podświadomie szukali problemów. Górek, z którymi nie dadzą sobie rady, wiatru który będzie wiał im w oczy, czy innych aspektów stających na drodze do osiągnięcia wcześniej założonego celu. Takie podejście w wielu przypadkach kończyło się rzuceniem białego ręcznika na starcie, zamiast podjęciem próby zmierzenia się z tym, do czego się szykowali. Ci, którzy zacisnęli zęby, spięli pośladki i podjęli rękawice wracali z nowymi życiówkami i wartościowymi rekordami, udowadniając sobie, że mogą i potrafią, ale trzeba spróbować. To nie jest łatwe, bo trzeba się zmusić do krańcowego wysiłku i wyjść z ciepłego kurwidołka, przekroczyć granicę komfortu, z którą wielu nie potrafi sobie poradzić bojąc się… no właśnie czego? Ja wstydziłbym się po takim biegu spojrzeć sobie w oczy przed lustrem, zadając pytanie czy pobiegłem na 100% dając z siebie wszystko. Kiedyś jeden z moich maratończyków, których prowadziłem, był niezadowolony z wyniku na mecie. Zadałem mu proste pytanie – na ile procent pobiegł? Co odpowiedział? Tak na 75-80%… i tym samym sobie odpowiedział na pytanie, dlaczego był niezadowolony ze swojego czasu. Proste.
Długo można by pisać i dyskutować o aspektach mentalnych, nastawieniu oraz o podejściu do treningu. Co do ostatniego, to często i gęsto niestety jest tak, że więcej kłapie się dziobem, niż robi i to jest smutne. Oczywiście nie dla nie, ale dla drugiej strony, bo weryfikacja przebiega krótko i szybko. Tak, jak w ostatniej walce Pudziana z Eddie Hallem. Brutalnie mówiąc krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje i to się sprawdza, a przykładów daleko szukać nie muszę.
Pomagamy… tak. Pomagamy…
Wracając jednak do startu, to dawno przygotowania do najważniejszego biegu w roku nie szły mi tak topornie, ale o tym kiedyś indziej. Nie narzekam, ale biorę to na klatę, na chłodno i traktuję jak coś z czym mogę, a raczej muszę się zmierzyć wytaczając najcięższe działa. Lubię to. Kocham stawać przed silniejszym przeciwnikiem, który wszystkimi możliwymi sposobami stara się mnie zniszczyć. Im ciężej, im więcej przeciwności po drodze, tym lepiej. Nie szukam wymówek, to nie w moim stylu.
Jeżeli skupisz zbyt wiele uwagi na aspekcie negatywnym, możesz coś stracić. Przykładaj więcej uwagi do strony pozytywnej, a wtedy zyskasz – Osho, Księga kobiet. Duchowa siła kobiecości.