maj


 

Maj… od kiedy pamiętam, zawsze w maju się lekko obijałem, zazwyczaj byłem po wiosennym maratonie, mogłem spuścić z treningów, wystartować kilka razy i mając na uwadze ciężki okres w pracy, nie martwić się o niezrealizowanie planu treningowego. Tak to zazwyczaj u mnie w maju wyglądało. W tym roku było inaczej. Start w maratonie wiosennym, w sumie może i letnim dopiero przede mną, więc musiałem trochę więcej przyłożyć i skoncentrować się na dużej objętości i całkiem solidnej intensywności i tak też się stało.

 

W maju odpuściłem jedynie 3 dni treningowe, oczywiście z uwagi na pracę, gdyż przy organizacji Biegu Europejskiego i kilku innych projektów, miałem sporo zamieszania i cóż… miałem aż 3 dni wolnego, ale z drugiej strony może to i lepiej wyszło. Cały miesiąc zamknąłem z liczbą 640km co uważam za bardzo przyzwoity wynik. Biegało się generalnie dobrze, z treningu na trening coraz lepiej, szczególnie przy rosnącym i nawarstwiającym się zmęczeniu a dodatkowo realizowany był po 8 godzinach pracy, więc często i gęsto kończył się bardzo późno… ale czego nie robi się dla idei. W maju zrealizowałem 92km II zakresu, gdzie biegałem średnio po 3’50-45/km – nie szybciej, 60,5km w III zakresie razem ze startem na 15km w Luzinie, który wypadł bardzo obiecująco oraz 16,5km siły biegowej. Maj zakończyłem mocnym tempowym akcentem, który składał się z odcinków 1km, 10x200m i 1km gdzie ten ostatni wyszedł w 2 minuty i 46 sekund, udowadniając, że jeszcze potrafię szybko przebierać nogami i to cieszy.

 

Przede mną kilka tygodni do maratonu, które muszę jeszcze solidnie przepracować i to one będą kluczowe w całej maratońskiej robocie. Najbardziej irytuje jednak mnie pogoda, raz jest ciepło, raz jest zimno i szczególnie pod tak mocnego biegania, kiedy organizm jest lekko osłabiony należy uważać na zdrowie i przysłowiowo „chuchać i dmuchać” na zimne.

 

Walka trwa!

 

2012-06-04T07:34:43+02:0004/06/2012|Różne|