To był maj… część druga i nie ostatnia…

Klubowe Mistrzostwa Polski zaliczone, było jak było i nie ma co płakać. Tak, jak pisałem we wcześniejszym wpisie, zaliczyłem fajne bieganie, z którego byłem i jestem zadowolony. Najważniejsze, że ruszyło w końcu do przodu, gdyby tylko nie zdrowie, ale cóż. Co nie zabije to wzmocni i z takim nastawieniem podchodziłem do kolejnych startów, liczyłem że limit pecha się wyczerpał i teraz będzie pięknie, szybko, mocno i cudownie… ale się przeliczyłem. Życie.

Chciałoby się zacytować znany i lubiany tytuł Budki Suflera, który nosi tytuł Nic nie boli, tak jak życie bo właśnie znów życie mnie kopnęło w cztery litery i postawiło srogo do pionu. Po ostatniej infekcji myślałem, żę jest git i że jestem nieśmiertelny. Zrobiłem we wtorek jeszcze fajny trening z mapą, w środę 15 km rozbiegania, w trakcie którego depnąłem niecałe 2 km po 3’13 i następnego dnia obudziłem się z zatkanym totalnie nosem, rozwalonym gardłem i samopoczuciem mówiącym jasno i klarownie, żeby dać sobie spokój z trenowaniem i w końcu się porządnie wyleczyć. Zatoki zdechły na amen, ale są dwie metody leczenia zatok. Jedna to prochy i leżenie w łóżku pod kocykiem z kotem na kolankach a druga to… w łeb i na gaz! Ogień i full do oporu, do odcięcia i najwyżej… Ja wybrałem to drugie i w sobotę stanąłem na starcie Mistrzostw Województwa Pomorskiego w klasycznym BnO. Trasa była znowu uszyta pode mnie, chociaż mogła by być dłuższa, ale…nie ma co narzekać. Do przebiegnięcia było 6,9 km w tym 250 w górę i po drodze trzeba było ogarnąć 21 punktów. Miód malina, czyli na oko jakieś 60 minut biegania po fajnych górach, oczywiście w pełni zdrowia, ale co tam… ogień musi być a chłopaki nie płaczą!

Mistrzostwa Województwa Pomorskiego w klasyczny BnO – HRavg 181, HRmax 192!

Oj uśmiechnęła mi się gęba, jak zobaczyłem te przebiegi i warstwice. Wiedziałem, że moje silne nogi są dużym atutem i na tym się skupiłem, siła, siła i jeszcze raz siła a w siłę wierzę, jak w Boga. Amen! Ruszyłem mega spokojnie i mega delikatnie, bez pośpiechu, żeby wgrać się w mapę i nie spierdzielić czegoś na wejściu. Do 5 punktu szło, ale na piątkę nie mogłem wejść czysto. Trochę mną targałem i popłynąłem może na niecałą minutę. Starałem się nie zdeprymować tym potknięciem i równo lecieć dalej po swoje aż do 13 i 14 punktu. W sumie do 13, bo tam się mocno nakręciłem. Przebieg był banalny a mnie wywaliło ostro w prawo i nie wiem do tej pory dlaczego. Czternastkę podobnie, zamiast spaść na dół i wejść muldą ja poleciałem w lewo do drogi i w górę… oj kosztowało to trochę czasu, kosztowało. Kolejny punkt zwaliłęm wariantowo. Mój przebiegł wyniósł 11’11 a najszybszy zawodnik na tym przebiegu uzyskał 2 minuty lepszy czas. Reszta poszła w miarę płynnie z wyjątkiem lekkiego wahnięcia na 18, który delikatnie zabiegłem. Finalnie zająłem 1 miejsce i zwyciężyłem po raz pierwszy w tym roku. Mała rzecz a cieszy. Było GIT, ale zostawiłem tam sporo zdrowia… cóż Życie.

Mistrzostwa Gdańska w sprinterskim BnO

Na luzie w rozpiętej bluzie. Po sobotnim startcie, który kosztował mnie dużo zdrowia, niedzielne BnO w Gdańsku postanowiłem przetrwać a raczej przebiec. Na spokojnie, bez ciśnienia, na luźnej nodze, bo w końcu za tydzień miałem dwa bardzo ważne starty. Klasyk i sztafety i wszystko w randze mistrzowskiej i to na południu w Rudawach Janowickich, gdzie będą sztaje i będzie naprawdę solidnie.

Wracając jednak do Gdańska, to uczę się dopiero takiej orientacji. Bieganie sprinterskie jest bardzo specyficzne. Trzeba cały czas lecieć na full gaz, myśleć dwa razy szybciej niż przebiera się nogami a to wszystko na mapie o takiej skali, że to jakaś masakra. Skala mapy jest 1:4000 czyli 1 cm na mapie to 40 metry w terenie, więc nie muszę mówić, jak to wszystko szybko leci. Jak kończyłem karierę dopiero wchodziło takie bieganie i na MP w 2000 na Agrykoli zająłem 5 miejsce w M20. Od tego czasu nie miałem praktycznie do czynienia z mapą do sprintu, aż do zimy tego roku. Jest to coś ciekawego i warto spróbować swoich sił. Bieganie to jest łatwiejsze pod kątem nawigacyjnym niż las, ale wymaga mega skupienia i mega szybkiego czytania mapy.

Bieg ukończyłem, nie zostawiłem niewiadomo jak dużo zdrowia i mogłem myśleć o dalszym leczeniu moich zatok bo wizja nieoddychania na rudawskich górach nie wygląda optymistycznie. Do zawodów był plan zrobienia dwóch spokojnych rozbiegań, podczas których cała moc skierowana była na oddychanie… tylko i wyłącznie nosem, żeby przeczyścić, przepalić i przepchać to, co zalega w środku…

2021-07-06T11:59:12+02:0001/07/2021|Starty|