Solidne, techniczne weekendowe ściganie na orientację

To były dwa bardzo fajne i solidne starty. Sobotni klasyk i niedzielny średni dystans weszły elegancko w nogi i pokazały co gra a nad czym należy pracować. Mimo niezbyt satysfakcjonujących miejsc, które na nich zająłem, całościowo jestem zadowolony. To były naprawdę dobre i owocne zawody.

Mistrzostwa Gdyni w klasycznym biegu na orientację – Puchar Pomorza

Sobota rozpoczęła się klasykiem. Jest to mój, zaraz po longu, ulubiony dystans, na którym w końcu mogę pobiegać. Mało punktów, kilka długich przebiegów gdzie można rozkręcić nogi, to jest to w czym czuję się najlepiej. Gorzej idą mi sprinty czy średnie dystanse, ale jakby nie patrzeć jestem maratończykiem a nie sprinterem. Na klasyku do pokonania była trasa o długości 6,4 km, gdzie do zaliczenia było 12 punktów. Przewyższenie wynosiło 360 metrów.

Trasa szyta pode mnie. Lubię Jurkowe klasyki i dlatego często staram się trenować w imprezach „Z mapą do lasu” czy tych, które organizuje Azymut 45 Gdynia. Trzeba trochę pokombinować, przemyśleć warianty, bo nie zawsze pierwszy okazuje się lepszy i do tego trzeba mieć parę w nogach, bo nasze lasy wysysają siły niemiłosiernie. Górki TPK nie wybaczają błędów i szybko eliminują słabe jednostki. Wiedziałem, że musze pobiec spokojnie, nie dekoncentrować się i wykorzystać atut, którym są coraz szybsze i silniejsze nogi.

Wziąłem mapę i ruszyłem. Szybkie spojrzenie na mapę i dwa warianty na jedynkę. Jeden z prawej przy polu i osiedlu, drugi grubymi drogami. Wybrałem ten drugi i odpaliłem wrotki. Poczułem luz w nodze, ale lekko się hamowałem. Nie chciałem się wypstrykać na samym początku, więc najważniejsze było złapanie rytmu i wskoczenie w odpowiednią intensywność przy szybkim i czystym czytaniu mapy, co przy prędkości poniżej 4’/km nie jest takie łatwe. Oczywiście mówię tu o biegu po drodze, nie w przełaju. Jedynkę złapałem czysto. Dwójkę podobnie.. Granica kultur, muldka i pyk. Jest. Na trójkę miałem chwilę zastanowienia. Wybrałem wariant drogami, ale w połowie dystansu odbiegłem za daleko od granicy kultur i rzuciło mnie w prawo. Myślę, że wtoppiłem pół minuty. Potem było ok, chociaż samo wbiegnięcie na punkt było bezsensowne. Zamiast ciąć od drogi i łagodnie wchodzic w punkt, ja zrobiłem to pod kątem prawie 90 stopni, co spowodowało, że musiałem podejść więcej warstwic, czyli włożyć więcej energii. Czwórka… jako tako. Wbiłem się nie w tą drogę i odbiłem zbytnio w prawo. Dobre 30 sekund poszło. Piątka czysto, chociaż jak patrzę z perspektywy czasu to znów zrobiłem podobny błąd, jak na wbiegu na trójkę. Mogłem szybciej ciąć w prawo. Na tym punkcie dogoniłem Piotra na 6 minut i lekko się zdekoncentrowałem. Wybrałem wariant z lewej, obiegowy i czysto wszedłem na szóstkę. Kolejny, czyli siódmy punkt zaliczyłem czysto. Tu jeszcze prowadziłem. Do tego miejsca miałem 38:11 a drugi zawodnik miał 42:08. Była więc solidna przewaga, ale w tym właśnie BnO różni się od ulicy, że nie o wszystkim decydują szybkie nogi, ale główną rolę odgrywa głowa. Ósemka… przebieg śmiesznie prosty. Wystarczyło spaść w dół, przeskoczyć rów, drogę i pobiec kawałek prosto. Tak też zrobiłem i zaatakowałem od polanki. Nie wiem czemu, ale zaczęło mną rzucać i odbiłem za bardzo w lewo. Zacząłem się kręcić i tracić cenne sekundy i minuty. Zamiast 2’20-30 przebieg zajął mi 5’33 – najgorzej ze wszystkich!!! Tak. Dałem tam ciała na maxa i spadłem na drugie miejsce. Na dziewiątkę wszedłem czysto i najszybciej, ale… dziesiątka i jedenastka pokazały mi miejsce w szeregu. Były to dwa proste przebiegi, gdzie nie było wielkiej filozofii, ale nie dla mnie. Coś nie pykło i straciłem tam bardzo dużo czasu. W sumie na tych dwóch punktach straciłem niecałe 2 minuty i mogłem się spakować. Dwunastkę, czyli ostatni zaliczyłem czysto i depnąłem na finiszu ile fabryka mocy.

Całość zajęła mi 52 minuty i 6 sekund. Andrzej, który zwyciężył nabiegał 50 minut i 32 sekundy. Trzeci Łukasz nabiegał 52 minuty i 23 sekundy, był więc blisko. To jest właśnie całe piękno orientacji, że cały czas trzeba być skoncentrowanym nie na 100 ale na 200%. Nie tak, jak na ulicy, gdzi emożna rozmyślać o wszystkim i o niczym odciągając głowę od bolących nóg, co często na maratonie robiłem. Tu chwila dekoncentracji połączona z biegiem na bardz wysokiej intensywności powoduje zjazd do bazy… Dlatego tak uwielbiam ten sport i dlatego jest on taki ciężki i wymagający.

Statystycznie podsumowując klasyk, to pokonałem 9 km, w tym 353 metry w górę. Średnia na km wyszła 5’48. HRavg niestety nie złapałem, bo tak mocno się wentylowałem, że spadł mi pasek od pulsometru i jedyny wiarygodny odczyt, jaki złapałem to HRmax 193.

Mistrzostwa Gdyni w średniodystansowym biegu na orientację – Puchar Pomorza

3,9 km, 20 punktów i 60 metrów w górę. Takie atrakcje na niedzielę przygotował dla nas organizator. Typowy midelek w ciekawym, czujnym terenie, który całe szczęście nie był tego dnia zbyt podmokły, a mógłby być. Wiedziałem, że będzie technicznie i trzeba będzie pilnować się przez cały czas, żeby nie popłynąć w maliny, szczególnie że szedłem pierwszy z kategorii do lasu a to zawsze jest dodatkowe obciążenie dla głowy.

Spokój, spokój i jeszcze raz spokój, bo tylko on może nas uratować, ale jakoś tego spokoju nie było. Jedyneczkę ogarnąłem spokojnie. Czysto i bez pośpiechu. Pik i jest. Dwójka niby prosta, ale rzuciło mnie w lewo. Zakręciłem się trochę w krzakach i straciłem prawie minutę. Głupi błąd, chociaż jak zawsze powtarza kolega „nie ma mądrych błędów”. Trójka luźno. Obok zielonego i hyc przez polankę na granicę. Czwóreczka idealnie. Kolejny, czyli piąty najszybciej. Szóstka git. Na siódemkę odbiłem za bardzo w prawo i nie mogłem się wstrzelić. Nie było pewnego punktu do ataku i trochę tam straciełem. Może pół minuty, ale… znów ale…ósemka mnie sponiewierała. Na mapie było za dużo punktów w jednym miejscu i niewiedzieć czemu, ubzdurałem sobie, że biegnę na … piatkę. Półtorej minuty w plecy. Dziewiątka szybko i sprawnie. Dyszkę zbombałem wariantowo. Bez sensu zbiegłem do drogi. Trzeba było walić krechę i to był najlepszy wariant. Pół minuty w plecy. Zastanawiam się nad jedenastym. Tam rozpędem zleciałem do drogi i uznałem, że nie ma sensu się cofać i iść z prawej strony, więc pocisnąłem z lewej z dość solidnym podbiegiem. Międzyczas na ten punkt miałem 1’53 a chłopaki pobiegali 20-30 sekund szybciej. Musiałbym poszukać na liveloxie przebiegów i sprawdzić czy ktoś poleciał, jak ja. Dwanaście, trzynaście i czternaście czyściutko. Traciłem od 1 do 7 sekund na tych przebiegach, więc było spoko. Zrąbałem piętnastkę. Tam było mokro i wąsko i nie wiem czy nie lepiej było pocisnąć grubą drogą w górę i zbiec w dół, niż tak, jak ja poleciałem. Dalej do mety czysto, chociaż na 19 troszkę rzuciło mnie w lewo i patrząc po międzyczasach straciłem tam 26 sekund. Było więc sporo błedów i można było pobiec to czyściej, ale… nie wyszło.

Całość zajęła mi 32 minuty i 9 sekund. Zająłem 4 miejsce. Zwycięzca pobiegł 27’56, ale nie leciał w sobotę klasyka. Myślę, że spokojnie taki czas był do ogarnięcia, więc trzeba pracować nad techniką, wariantami i cały czas nad koncentracją. Według dżipiesa pokonałem 4,8 km w tym95 metrów w górę. Średnie tętno wyniosło 178 a maksymalne 189.

Reasumując zaliczyłem dwa fajne biegi. Zrobiłem mega robotę, popracowałem prawie 90 minut na mapie w naprawdę wymagającym terenie. Było naprawdę git i czekam na więcej. Najbliższy czas to jednak spokojny powrót do treningu, chociaż nazwałbym to bardziej do biegania w wersji ciut zaawansowanej, gdzie chcę przetestować trochę nowych rozwiązań treningowych. Z najbliższych startów w BnO szykują się Klubowe Mistrzostwa Polski w klasyku i sztafetach oraz Mistrzostwa Polski również w klasyku i w sztafetach. To wszystki jednak będzie z roboty do maratonu, którą jakoś muszę ogarnąć. Po drodze wpadnie jeszcze połówka poznańska, ale na luźnej nodze, bez spinania się, w formie treningu z narastającą prędkością.

Jedyną osobą, która może cię zmotywować jesteś ty sam!

2022-03-29T11:34:44+02:0029/03/2022|Starty|