Nie szykowałem się specjalnie do tego startu. Biegałem kontynuując moją radosną twórczość i jak zawsze w niedzielę, Gremlin powiedział mi, że nie jestem w optymalnej dyspozycji startowej i zalecił spokojny trening. Nie byłbym sobą, jakbym go posłuchał, więc nie posłuchałem. Wystartowałem i wróciłem ze srebrem, chociaż mogłoby być lepiej…
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z tego biegu. Oczywiście zrobiłem kilka błędów, kilka razy powinienem wybrać lepszy wariant, ale noga się kręciła i czułem moc.
Organizatorzy przygotowali dla kategorii M40 trasę o długości 10,3 km, podczas której trzeba było potwierdzić 16 punktów kontrolnych. Jak dla mnie idealnie. Klasyk, podobnie jak long, to moje dwa ulubione dystanse, więc z dziką radością podszedłem do tego biegu. Pogoda była dobra na mocne bieganie. Było chłodno, więc wystartowałem w rękawkach, czapce, a pod dederon założyłem cienką koszulkę. Ubrałem się optymalnie. Zrobiłem ponad 2 km rozbieganie, solidnie się dogrzałem i starałem się jak najlepiej skoncentrować na biegu. Mając w pamięci poprzednie nieudane starty, kiedy poziom koncentracji na wejściu do lasu był słaby, teraz postanowiłem to zmienić.
W boksie stanąłem rozgrzany, pewny siebie i nakręcony na solidne bieganie. Chciałem ruszyć do lasu i szykowałem się na bezkompromisowy bieg na 110%. Na liście startowej było kilku mocnych chłopaków, lepszych ode mnie technicznie, ale biegowo wiedziałem że mam nad nimi przewagę. Właśnie ten element chciałem wykorzystać. Sprawdziłem chipa, wziąłem opisy, a z dźwiękiem zegara mapę. Ruszyłem mocno szukając pierwszego punktu.
Na dzień dobry zafundowano nam długi przebieg do jedynki. Nie kombinowałem za długo. Szybko znalazłem przecinkę i rozpocząłem mocny bieg. Obrałem pewny wariant. Bez kombinowania. Liczyłem na szybkie nogi i to wykorzystałem. Wszedłem pewnie i pocisnąłem dalej. Na dwójkę musiałem mocniej wczytać się w mapę i znaleźć przejście przez ciek wodny. Obiegłem bagno i bez problemu trafiłem na korzeń, za którym ustawiony był punkt. Trójka i kolejny długi przebieg. Złapałem więc drogę i zrobiłem swoje. Czwórka weszła również optymalnie, ale wszystko dobre… No i na piątkę trochę się zagalopowałem. Wybrałem zły wariant i trochę tam straciłem. Nadmienię, że do tego momentu prowadziłem w stawce. Wiedziałem, że lekko poległem na tym przebiegu i niestety kolejny przebieg, na szósty punkt skopałem okrutnie. Wybiegłem za bardzo na prawo, na drogę, zamiast biec prosto na kierunek. Straciłem tam na moje oko ponad pół minuty i straciłem prowadzenie. Siódemkę pobiegłem za ostrożnie, bo obawiałem się, że popłynę na fali emocji. Na kolejny punkt puściłem nogi chcąc nadrobić stracone wcześniej sekundy. Było ok, ale jak patrzę teraz, to wybrałem zły wariant, a na sam punkt nie wszedłem czysto. Bez sensu pchałem się lewą stroną po górkach, jak mogłem pójść z prawej praktycznie po płaskim. Największego babola zrobiłem jednak na dziewiątkę. Wywaliło mnie strasznie na lewo i straciłem tam ponad dwie minuty. Spadł poziom koncentracji, a w głowie zaczął pojawiać się chaos. Byłem mocno zirytowany, więc depnąłem i kolejny przebieg, na dziesiątkę wygrałem, podobnie jak na jedenastkę. Znów pouczyłem się pewnie i mocno, więc na dwunasty punkt obrałem zły wariant. Zamiast iść po kresce, ja pobiegłem w prawo i oparłem się o przecinkę i drogę. Czternastkę i piętnastkę ponownie wygrałem. Na ostatni, czyli szesnasty lekko odbiegłem od kreski, ale tragedii nie było. Metę podbiłem po 1 godzinie 7 minutach i 52 sekundach. Zwycięzca, Piotrek Kaczyński,pobiegł 1:05:24, a trzeci na mecie uplasował się Piotr Lehman z czasem 1:10:38. Tak więc na podium stanęło trzech Piotrów, co nie często się zdarza.
LIVELOX – PRZEBIEGI
Patrząc na parametry, widzę że nie oszczędzałem się i nie było miękkiej gry. Średnie tętno wyszło 181 uderzeń na minutę, a maksymalne 192. Natomiast średnia prędkość na kilometr to 5’23/km. To był dobry bieg i jestem z niego zadowolony.
Nic nie jest podawane na tacy – każdy zawsze trafia na jakieś przeszkody po drodze. Kiedy się pojawią, zastanów się jak je pokonać, a nie myśl o tym, że to już koniec drogi – Michael Jordan.