…no właśnie. W marcu, jak w ? Szkoda gadać. Pod względem treningowym, pogodowym, jest jak w garncu, szczególnie takim gdzie jest groch z kapustą. Jako, że nie mogłem biegać i kręcić na rowerze – to starałem się, jak mogłem pływać a i z tym różnie bywało. Jak było więcej czasu starałem się moczyć tyłek częściej, jak było gorzej – rzadziej, wszystko bez ciśnienia i bez napinania się. Wyszo w sumie niecałe 40 godzin zróżnicownego treningu, który pokazał mi i uświadomił, że w przypadku treningu „pseudotriathlonowego” który stosuję można całkiem fajnie biegać, co pokazała połówka w Warszawie.
Pogoda… cieszę się, jak nigdy, że nie mam ciśnienia na wiosenny wynik w maratonie, czy w półmaratonie. Chyba wyrwałbym wszystkie włosy z głowy, jakbym miał przygotować się na wynik poniżej 2:30 i miał wystartować we wczesno wiosennym maratonie. Oczywiście da się trenować i to mocno, nawet w takich paskudnych warunkach, przeżyłem i przetrenowałem mocno kilka paskudnych zim, biegając po 500 – 600km, ale cieszę się, że nie mam ciśnienia na wiosenny start. Swoje już nabiegałem i teraz mogę pobawić się w tri. Wczoraj jednak zdałem sobie sprawę, że za dwa miesiące mam pierwszy strat na długim dystansie a ja jestem na rowerze daleko w polu. Z drugiej strony trochę obawiam się mocnego treningu na rowerze, wspominająć niedawną kontuzję, ale trzeba będzie spiąć się do kupy, wybrać się do znajomego, żeby ustawić dobrze rower i ruszyć z treningiem. Lekko nie będzie, ale cóż… chciało się, to się ma… Trzeba robić swoje.
Biegowo jest OK. W piątek biegałem 15km BNP, gdzie lekko podkręcałem tempo o kilka sekund / km mocniej przyciskając ostatnią piątkę: 4:07, 03, 01, 3:52, 49 i czułem się naprawdę dobrze, pomimo masakrycznej pogody… Tętno nie szalało, lekko szło w górę a co najważniejsze samopoczucie było optymalne.
W sobotę pokulałem się po okolicznych polach i ku mojej uciesze praktyczie 95% 20km trasy biegałem po suchej, czarnej i twardej szosie.
Całe szczęście nie wiało, jak zazwyczaj, bo szybko musiałbym ewakuować się na inną drogę, ale monotonny iście zimowy klimat i widoki działały lekko depresyjnie. Normalnie o tej porze powinno być zielono, albo chociaż zielonkawo a tu… biało, szaro, buro i ponuro… Dziś od rana pada i pada i pada… ale trening trzeba było zrobić. Jako, że poniedziałek to dzień siły biegowej w zróżnicowanej formie. Bieganie poprzedziłem 20 minutową jazdą na rowerze, a część główną, czyli siłę wykonałem w lesie na 100m odcinku i wszystko oczywiście pod górkę. Po drodze spotkałem wiosennego bałwana, którego ktoś ulepił na środku skrzyżowania…
…masakra, kwietniowy śnieżny bałwan w środku białego zaśnieżonego lasu. Sam nie wiem, jak to skomentować. W każdym razie trening udało mi się w 100% zrealizować, chociaż przechodnie dziwnie na mnie spoglądali, ale cóż. Zazdrościli mi, bo sami są zbyt słabi i leniwi, żeby wziąć się w garść i wyjść na trening w taką pogodę. W domu dokręciłem jeszcze chwilkę na rowerku a na jutro zaplanowałem WB2 i wieczorny trening na pływalni. Jak wyjdzie – zobaczymy.
…czas ucieka!