„Mamy czas, mamy czas, czas nie goni nas…” to chyba test z Arki Noego, ale powoli tego czasu zaczyna brakować. Nie mówię tu, że czasu na trening, bo go zawsze brakuje, ale czasu do maratonu, który odbędzie się 16 sierpnia, czyli za jakieś 4 miesiące i 2 tygodnie. Niby to dużo, ale z drugiej strony to mało. Mało, bo z formą jestem w przysłowiowej czarnej żopie w krzakach i trzeba po poznańskim półmaratonie mocno zweryfikować założenia treningowe i „przesunąć krzywą mleczanową” lekko a nawet mocno w prawo, bo coś zbytnio zaczęła ostatnimi czasy kierować się ku „lewiźnie”.
Ostatnie tygodnie treningowe były bardzo, bardzo intensywne. Według mnie za bardzo, ale że staram się nie odpuszczać, to nieraz jeszcze mam pewne tendencje do „małej” samodestrukcji. W ubiegłym tygodniu np. biegałem dwa razy tzw. trzeci zakres, chociaż wolałbym nazwać to biegiem na prędkości startowej, a raczej próbą takiego biegu. Jak w środę wyszło jeszcze jako tako, bo trzy trójki wyszły w 10:20, 10:19 i 10:15 (szosa, pagórki) + 1km w 3:08, ale samopoczucie było daleko od przyzwoitego… Rzęcholiłem jak stary zapuszczony Diesel a LA po ostatnim tysiączku przekroczyły granicę 9 mmol/l.. Oczywiście skutkiem tego był ból w lewej czwórce, gdyż od kiedy daję sobie w przysłowiowy „łeb” co chwilę coś tam zaczyna mnie swędzić czy pobolewać. Starość nie radość a błędy treningowe wychodzą… taki stary a taki głupi chciałoby się powiedzieć. W niedzielę biegałem zmienną piętnastkę. Niedawno jeszcze nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia, ale teraz okazała się dość wymagająca. Na początek 5km po około 3’35, kolejna spokojna po ~4’10 i ostatnia po 3’30. Jako że biegałem na wahadle pod górkę i z górki a nie czułem się tego dnia za super, kierowałem się intensywnością. Starałem się na mocniejszych piątkach nie przekraczać HR 185, na środkowej 175. Wyszło słabo. 18’05 [3’37/km], 21’13 [4’15/km]i 17’55 [3’35/km] a ujechałem się masakrycznie. Mleczany były znów bardzo wysokie a zmęczenie trzymało mnie jeszcze do następnego dnia. 20km WB3 w tygodniu zrobiło swoje hehe i teraz zobaczymy, czy odda to 12 kwietnia w Poznaniu. Jeżeli pobiegnę PB to znaczy, że tak, że warto się ujeżdżać do granic możliwości i do przysłowiowego odcięcia, PB = 1:11’47, jeżeli pobiegnę po 3’30/km lub wolniej czyli poniżej 1:14 to znaczy, że trening był zbyt intensywny i zupełnie nie adekwatny do wyniku, gdyż takie wyniki spokojnie biegałem z II zakresu, siły i kilku luźnych temp, bez ujeżdżania się i bieganiu na granicy kontuzji.
Można powiedzieć, że z pewnym sentymentem wróciłem do starych treningów z 2012 roku, gdzie przerabiałem okrutną jak na pracującego amatora ilość kilometrów, niecałe 5 600km w tym we wrześniu 722km. Urlop, egoistycznie, przeznaczyłem na trening, ale cóż… Machnąłem to praktycznie bez żadnej kontuzji, oczywiście coś tam pobolewało od czasu do czasu, ale mimo takiej objętości noga kręciła się i była wielka moc pod butem. Było z czego depnąć, ale biegało się dwa razy porządną siłę biegową w tygodniu, dwa razy porządny drugi zakres i raz coś szybszego, albo w formie zabaw, albo w formie odcinków.
Luźniejszy trening wyglądał mniej więcej tak:
PON: OWB1 10km+ SB 10×200 podbiegi+ OWB1 4km
WT: OWB1 4km+ WB2 15km po 3.50/km+ OWB1 4km
ŚR: OWB1 18km
CZW: OWB1 4km +WB3 12x500m po 1.35/500m przerwa 300m trucht+OWB1 4km
PIA: OWB1 8km + SB 10x150m ( 100m podskoki, skipA, wieloskok/50m wybieg)+ OWB1 4km
SOB:OWB1 4km+ WB2 2x7km po 3.50/km pierwsza 7, druga po 3.45/km przerwa 5-6min trucht+ OWB1 4km
NIE: OWB1 25km
Tydzień ciężki, kiedy trenowałem 2 razy dziennie wyglądał tak:
PON:1.OWB1 8km+ SB10x300m podbiegi+ OWB1 4km
2.OWB1 12km
WT: 1. OWB1 4km+ WB3 3x4km po 3.35 przez 3.30 do 3.25/km przerwa 400m truchcik+ OWB1 4km
2.OWB1 12km
ŚR: 1.OWB1 15km
2.OWB1 12km+ 5×100 rytm + OWB1 2km
CZW: 1.OWB1 4km+ WB2 16km po 3.50-3.48/km+ OWB1 4km
2.OWB1 10km+ 6×100 rytm + OWB1 2km
PIĄ:1.OWB1 8km+ SB 10×200 (podskoki,skipA, wieloskok 100m/100m wybieg)+ OWB1 4km
2.OWB1 12km+ 6×100 rytm + OWB1 2km
SOB:1.OWB1 4km+ WB3 10×800 przerwa 200m truchcik+ OWB1 4km
2. OWB1 12km
NIE: OWB1 30km
Sam dziwię się, jak to wytrzymałem w jednym kawałku… bo był to bardzo mocny i wymagający trening. Dzień w dzień, tydzień w tydzień, mocno, bez kompromisów, ale chciało się mieć wyniki, trzeba było zapier*****! Co jednak w tym treningu było takiego specjalnego? Rozbiegania biegałem po 5’00 czasami po 4’45, ciągłe po 3’50 – 45/km, odcinki oczywiście nieco szybciej, żeby powoli przyzwyczajać się do wyższych prędkości. Systematyczność i tlen. TLEN, TLEN i JESZCZE RAZ TLEN! Jak to było dobrze zrobione, z tego można było hasać dychę w 32’47 [3’17/km]bez zająknięcia nie wchodząc w ogóle na treningu na takie prędkości. Na około 2,5 tygodnia przed maratonem biegałem świetny trening, który polecam. 4km rozgrzewki, chwila gimnastyki + 1km w 3’09/km + 400m truchtu i 10 x 200m / 200m po około 32-34″ + 600m trucht i na deser część główna,czyli 1km w trupa, do odcięcia… Taki trening biegałem przed maratonem w Tromso i przed Frankfurtem.Kilometrówki wyszły odpowiednio 2’46 i 2’48. Był ogień! Była moc!
Do maratonu w Lyonie zostało mało czasu. Niby 4 miesiące i jakieś 2 tygodnie, ale to tylko 4 miesiące i jakieś dwa tygodnie. Za chwilę połówka, potem krótki odpoczynek i dojście do siebie i już maj. Może wystartuję na początku w Grudziądzu lub w Sopocie na dystansie 21km, potem 10km w Kwidzynie czy Kwidzyniu? Na czerwono podkreśla Kwidzyniu, więc pewnie w Kwidzynie, dalej Bieg 5 mil i już czerwiec. W lipcu Bieg Filmowy w Wałczu, najprawdopodobniej na 3 tygodnie przed maratonem upalny Półmaraton Ziemi Puckiej i start na 42km i 195 metrów… więc czas zleci bardzo szybko a nawet szybciej…
„Poświęć czas na przemyślenie wszystkiego, ale kiedy nadejdzie czas działania, przestań myśleć i zacznij robić.” – Napoleon Bonaparte