W niedzielę startowałem z Iwoną w Kołobrzegu. Był to XXVI Międzynarodowy Bieg Zaślubin rozgrywany na dystansie 15km. Do Kołobrzegu wyjechaliśmy w sumie w …niedzielę, po drodze zahaczając Warszawę, gdzie uczestniczyliśmy w ogólnopolskim spotkaniu trenerów akcji BiegamBoLubię, oraz o Malbork, gdzie w sobotę miałem przyjemność prowadzenia wykładu – konferencji na tematy „Struktura i dynamika obciążeń treningowych w rocznym cyklu treningowym biegacza na długie dystanse” oraz „Monitoring treningu na podstawie tętna i kwasu mlekowego” , ale o tych wydarzeniach będzie innym razem. W każdym razie do Kołobrzegu wyruszyliśmy w niedzielę o 5 rano. Pobudkę zaplanowaliśmy na 4:04. Jechało się średnio, wszędzie była mgła, szosa była mokra a droga naszpikowana była fotoradarami, z których jeden zaprzyjaźnił się bliżej z naszą cytrynką. Na miejscu byliśmy w okolicy 9 rano, więc na odbiór numerów, odpoczynek przed startem i krótki spacer było sporo czasu. Posiedzieliśmy chwilę w samochodzie, pokręciliśmy się po plaży i kilka minut po 11 ruszyliśmy na rozgrzewkę. Biegło się luźno i dynamicznie, lekko mnie nosiło. Wielkim znakiem zapytania była temperatura. Na sobotnim rozbieganiu w Malborku było gorąco, w niedzielę rano w M-ku było 5 stopni a podczas drogi termometr wskazywał 1-2 stopnie Celsjusza. Na miejscu było około 7. Na 10 minut przed startem wybrałem ostateczną wersję ubioru, krótka koszulka z rękawkami i pognałem na start.
Ustawiłem się w strefie startowej „Biegnę na < 50 minut” i oczywiście obok mnie stało tam kilkunastu, jak nie więcej biegaczy, którzy planowali taki czas. Był tam min. biegacz bosy z flagą Polski na drzewcu, kilku starszych panów, kilka młodych dziewcząt i mogę się założyć o duże pieniądze, że prędkość 3’20/km (50′ na 15km) byłaby dla nich zabójcza nawet na odcinku 1km… ale cóż… niestety po raz któryś przekonałem się, że wiele osób inteligencją nie grzeszy. Powiem szczerze, że sam miałem pewne obawy, czy nie ustawić się w dalszej strefie, ale celowałem w wynik ~51′ więc stanąłem tu a nie dalej. Po wystrzale startera zrobił się mały zator i mijanie „mistrzów pierwszych 100m” …
Od początku nie czułem prędkości. Pierwszy km wyszedł w 3’24 i tak planowałem pobiec całą piętnastkę, jednak na planach się skończyło. Na 2km było 6’52, ale to nie było to. Włączył mi się tempomat z opcją 3’30-31/km i szybciej nie szło.
Na 5km było 17’37, czyli bardzo wolno, ale jak pisałem wcześniej… szybciej nie szło. Tempomat się zablokował i biegłem swoje. Do około 7km biegliśmy we dwójkę, jednakże później delikatnie przyspieszyłem i biegłem samotnie.
Źle się nie biegło, czułem się dobrze. Nic nie bolało, nie było żadnego kryzysu, czy spadku mocy. Trzymałem swoje i na 10km miałem 35’26.
Na 12km było 42’32 a na mecie, czyli na 15km zegar pokazał 53’01. Czas niestety daleki od oczekiwań, 2 lata temu było 2 minuty szybciej, ale niedawno byłem chory i uciekło mi tym samym kilka mocnych treningów, do tego sporo podróżowania po kraju, mało snu i nagłe przestawienie „termiczne”, które jednak było czuć. W klasyfikacji generalnej zająłem 12 miejsce a w wiekowej 3-cie.
Iwona pobiegła wg założeń, czyli treningowo i na mecie uzyskała 1:17’01 delikatnie przyspieszając każdą piątkę. W klasyfikacji małżeństw zajęliśmy 1 miejsce,
wzbogacając się o kolejny puchar w naszej kolekcji. Można śmiało powiedzieć, że był to dobry start, chociaż jak wspominałem oczekiwania były lepsze. Zobaczymy, co będzie za 2 tygodnie w Berlinie. Mam nadzieję, że będę w optymalnej formie i pobiegnę przyzwoity czas.
Co do samej organizacji zawodów… niestety muszę posypać gromy na orgów. Tak beznadziejnie i fatalnie, chociaż to najdelikatniejsze słowa, zabezpieczonej trasy w życiu nie widziałem. To była tragedia wołająca o pomstę do nieba. Wyjazdy z pensjonatów nie były zabezpieczone, parkingi również. Dwa razy musiałem ewakuować się na środek ulicy przed wyjeżdżającym z parkingu, na wstecznym biegu samochodem. Obstawa trasy w postaci marynarzy i żołnierzy stała sobie w grupkach dyskutując na życiowe tematy, zamiast zabezpieczyć trasę. Na trasie, prowadzącej przez deptak, roiło się od spacerowiczów, którzy mało sobie robili z faktu, że prowadzi tamtędy trasa biegu. Miałem 2 starcia z przechodniami, jedno z panem w skórze, który wszedł mi prosto pod nogi, drugie z panią, która dziarsko szła sobie środkiem trasy… Nie twierdzę, że wina leży tu po stronie przechodniów. Winni są organizatorzy, którzy niestety nie postarali się w tej, jakże istotnej kwestii bezpieczeństwa.
Korzystając z okazji, wielkie brawa i gratulacje należą się moim podopiecznym, którzy nabiegali nowe PB na 10 i 15km. Maciek nabrał szybkości i nabiegał 43:15, co uważam jest naprawdę dobrym wynikiem. Czarek w Kołobrzegu „treningowo” nabiegał 1:10’42, pobijając o 3 minuty życiówkę. 35′ z niedużymi sekundami na dychę, to czas Pawła, który po drodze do Łodzi przewentylował się i nabiegał taki czas praktycznie bez żadnego mocnego, tempowego treningu.
Dzieje się i to dużo, a to dopiero początek sezonu…