Tromso husky- turystycznie

Mamy komplet, tak można powiedzieć o ostatnim starcie a raczej wyjeździe na zawody i krótką turystykę kawałek do mojego ukochanego Tromso. To największe  miasto północnej Norwegii, które leży ponad 350 km za kołem podbiegunowym a dokładniej współrzędne GPS to 69°40′33″N, 18°55′10″E. Tromso jest dość ciepłym miastem mimo swojej odległej pozycji geograficznej a średnia temperatura  w styczniu wynosi tam około – 4,4 C. Czyli jest sympatycznie i rześko. Oczywiście za miastem, w górach jest o wiele zimniej a śniegu jest po uszy żyrafy, lecz taki jest tam klimat. To co mnie urzeka w północnych klimatach to powietrze i przyroda. Jest rześko, świeżo, czysto. Woda w fiordach jest przejrzysta na kilka metrów, powietrze jest dość suche i nie czuć wilgotności, jak u nas w kraju. Lasy są dzikie, ale piękne i nie skażone. Można  tam doskonale wypoczywać i cieszyć się spokojem i ciszą.

Wracając do pierwszego zdania, a dokładniej słowa „komplet”. Mam tu na myśli Midnight Sun Marathon, który jest rozgrywany pod koniec czerwca oraz Polarnight Halfmarathon, w którym braliśmy udział. Dwie oryginalne  imprezy, jedna rozgrywana w dzień polarny a druga w noc polarną, więc w zupełnie różnych okolicznościach. Warto zaliczyć obie i zobaczyć, jak wygląda Tromso w lecie i w zimie.

Jedyne, co w Norwegii odstrasza to ceny, które dla Norwegów są normalne, ale dla nas Polaków dość mocno wymagające, ale i na to są sposoby. Można zawsze wynająć sobie apartament z kuchnią i gotować samemu przywiezione z kraju jedzenie. Może nie  robi się tak luksusowo, ale można zaoszczędzić naprawdę sporo kasy. Dla przykładu, dwie pizze, browar, kola w knajpie to koszt około 220 zł… a ugotowanie samemu makaronu z tuńczykiem, kukurydzą, fasolą i z sosem kosztuje… no właśnie.  Browar e knajpie 70, 80 i więcej NOK a 1 NOK = około 0,46 zł. W sklepie taniej, ale trzeba pamiętać, że tylko do 18:00 i nie w niedziele. Co kraj to obyczaj.

IMG_5662

Zacznijmy od początku. Wybierając się do Tromso wybrałem tradycyjnie linie lotnicze SAS i całą podróż na  jednym bilecie i każdemu proponuję takie rozwiązanie, szczególnie kiedy leci się zimą i warunki pogodowe mogą być różne. Lecieliśmy trasą Gdańsk – Kopenhaga – Oslo – Tromso i już w CPH mieliśmy dwugodzinną obsuwę z powodu pogody, która nad Danią była lekko niesprzyjająca. Wiało, śnieżyło, trzeba było czekać w kolejce na odladzanie samolotu i suma summarum z dość dużym opóźnieniem ruszyliśmy do Oslo. Nie byłoby nic w tym denerwującego gdyby nie fakt, że czas oczekiwania na lotnisku w Oslo na lot do Tromso miał wynieść dwie godziny i dwadzieścia minut a trzeba jeszcze było tam dolecieć, odebrać bagaż, odprawić się, przejść kontrolę i znaleźć bramkę. Dziwne jest to, że w tym połączeniu, na jednym bilecie trzeba było ponownie nadać bagaż i odprawić się. Jak leciałem do Longyearbyen walizkę odbierałem na miejscu a miałem identyczne przesiadki. W każdym razie zdążyliśmy, pilot mocno pocisnął i z lekkim opóźnieniem wystartowaliśmy z Oslo.

IMG_5664

Przed 14 byliśmy na miejscu a z Gdańska wylatywaliśmy o 6 rano. Szybko i sprawnie. Odebraliśmy klamoty, wbiliśmy się do flybussa, gdzie za przejazd można było zapłacić kartą, może to nic dziwnego, ale spróbujmy w Polsce zapłacić u kierowcy autobusu miejskiego kartą, to nas wyśmieje… i ruszyliśmy do miasta. Kilkanaście minut jazdy głównie tunelami i byliśmy w Tromso na głównej ulicy. Pierwsze co rzuciło się w oczy to zaśnieżone ulice. Tam nie odśnieżają, nie sypią solą i piaskiem. Ulice są posypane drobnymi kamyczkami, niby żwirkiem (ale nie  dla kotów) i to w zupełności wystarcza. Chodniki podobnie, ale wszystko jest tak sprytnie zorganizowane, że pod głównymi chodnikami w mieście biegną rury ciepłownicze i tym samym nie zalega tam śnieg. Hotelik a raczej apartament (ABC Hotell) mieliśmy zarezerwowany kilka minut od przystanku, z resztą tam wszystko jest blisko, więc temat znalezienia go, zameldowania się i dopełnienia wszystkich formalności zajął nam niewiele czasu.

IMG_5855

Musieliśmy się generalnie streszczać, bo na 16:30 mieliśmy wyjazd na przejażdżkę psimi zaprzęgami w śród nocnej ciszy. Temat bukowania atrakcji, podobnie jak w Longyer. Stronka internetowa, tu www.visittromso.no wybór tego, co nas interesuje, a oferta jest szeroka, zaklepanie terminu, podanie numeru CC i finito. Po chwili przychodzi mail z potwierdzeniem, miejscem zbiórki i najważniejszymi informacjami typu, ubierz  ciepłe gacie i rękawiczki bo będzie zimno oraz przewodnik gwarantuje ciepłą herbatę i zupę oraz kombinezon narciarski. Sprawnie i konkretnie. Tak, jak lubię.

Miejsce zbiórki mieliśmy pod jednym z największych hoteli w mieście, drajwer przyjechał punktualnie i zabrał nas oraz jeszcze dwie dziewczyny na pokład i ruszyliśmy. Iwona myślała że jedziemy oglądać wieloryby albo karmić renifery bo generalnie nie wspomniałem jej z premedytacją o moim tajnym planem zapoznawania jej z arktycznymi atrakcjami.

IMG_5679

IMG_5683

Jechaliśmy dość długo za miasto aż do przeprawy promowej, gdzie nasz kierowca, lekko nieogarnięty, wszedł na pokład promu zostawiając na brzegu odpalone auto… a prom odpłynął… a kierowca wraz z nim… całe szczęście udało mu się namówić załogę, żeby zawrócili i odstawili go na ląd. Na drugim brzegu czekał drugi kierowca, który zabrał nas do hodowli psiaków w Svensby. Iwona była zaskoczona i zachwycona chociaż na początku lekko przerażona faktem, że psi zaprzęg będzie prowadził jej mąż, czyli ja a nie licencjonowany przewodnik. Dostaliśmy ciepłe ciuszki, buty, łapawice i poszliśmy do piesków.

IMG_5685

Nasza przewodniczka przodowniczka jechała pierwsza. Myśmy cisnęli za nią. Było ciemno na  maxa. Nie było widać gwiazd ani księżyca o zorzy polarnej nie wspomnę. Zaprzęg prowadzony był przez 5 psiaków, które miały niezłą parę w nogach i miały pewną niespotykaną zdolność. Mianowicie potrafiły załatwiać się w pełnym biegu. Wyglądało to dość komicznie, ale musiałem o tym wspomnieć. Wracając do ciemności, to na głowie miałem czołówkę, która oświetlała drogę. Zaprzęg prowadziło się fajnie. Psiaki miały moc, ale na  niektórych górkach trzeba było im pomóc i odpychać się nogą. Po pewnym czasie zmieniliśmy się z Iwoną i teraz ona prowadziła zaprzęg. W sumie to kręciliśmy się po polach i po lesie dobre dwie godziny. Było super. W przerwie mieliśmy jeszcze krótką przejażdżkę skuterami śnieżnymi, ale one są za głośne i zbyt mocno śmierdzą, chociaż marzy mi się wycieczka z LYR do Pyramiden lub Barentsburga właśnie na skuterach zimą. Może kiedyś.

Po przejażdżce udaliśmy się na tradycyjną zupę rybną po czym wróciliśmy na prom i pocisnęliśmy na drugą stronę fiordu gdzie czekał na nas nasz zakręcony kierowca, który zawiózł nas do Tromso. Po drodze staraliśmy się upolować zorzę polarną, ale niestety się nie udało. Marian zawiózł więc nas do miasta i grzecznie z buta pomaszerowaliśmy do domu, gdzie zameldowaliśmy się po północy i poszliśmy spać. Około 2 czy 3 w nocy dobiegł nas z dworu jakiś hałas… pijany na maxa Norweg zaczął się dobijać do drzwi i prawie wyrwał klamkę głośno marudząc coś po norwesku. Taka sytuacja.

Dobranoc !

2016-01-20T10:15:10+01:0020/01/2016|Podróże|