5 dni po starcie w HTG, czyli połówce ajronmena, zamiast odpoczywać i raczyć się złotym trunkiem w promieniach sierpniowego słońca, postanowiłem się kolejny raz sponiewierać i ujechać walcząc trzy dni w leśnej dziczy, czyli w zawodach dla krzakodzikusów… a dokładniej w Biegu na Orientację. W dyyscyplinie, z której wyrosłem i spędziłem w niej, jak można tak to określić, 10 pięknych lat 1990 – 2000. Wybór po raz kolejny padł na Puchar Bałtyku, trzy dniową imprezę, rozgrywaną za miedzą, w okolicy Wejherowa. Z czym to się wiązało, wie ten, kto trenował w wejherowskich lasach… wiązało się to z górami i ciężkim bieganiem, ale tak miało być i świadomy prawi i obowiązków z tym związanych podjąłem rękawice i ruszyłem w bój.
Zawody składały się z trzech etapów, no w sumie z czterech, ale w ostatnim nie startowałem. Był on „dodatkowy”. Etap pierwszy… rozgrywany na Kalwarii Wejherowskiej to swoisty „świzd > gwizd”… czyli jedyne 4,6 km i 16 punktów do zaliczenia. Nic wielkiego a żeby było śmieszniej to wszystko na mapie o skali 1:7500. Dla antytechnika, osoby która ze sportową formą orienteeringu ma do czynienia raz w roku to oznaczało jedno… biec gdzie nogi poniosą… a powinno być: biec, gdzie głowa poniesie a nogi… przy okazji. Tak też było. Starałem się iść spokojnie, z głową, nie szaleć… niestety nie potrafiłem. Biegałem, jak kot z pęcherzem po całym lesie…
mapa do BnO
Oj działo się… Nie potrafiłem wgrać się w skalę i większą większość punktów zabiegałem. Nie ma się co rozwodzić i opisywać, co jak i gdzie, ale dokulałem się na zaszczytnym miejscu tuż za podium… ze stratą 9 minut do zwycięzcy, co świadczy najlepiej o tym, co w tym lesie porabiałem. Nie istotne, było klawo, jak cholera.
Biegałem w moich zimowych Inov-8 Arctic Claw które sprawiły się rewelacyjnie. W życiu nie miałem takich dobrych butów do lasu. Przyczepność rewelacja i to nieoistotne, czy z góry czy pod górę, czy po płaskim, czy po syfie. Szły jak czołg. Bez kompromisów. To było to coś!
buty do zadań specjalnie specjalistycznie specjalnych
Etap drugi… bardziej leśny, bo był rozgrywany w środku lasu i sam dojazd do centrum zawodów był dla mnie dość egzotyczny. Autobusik sprawił się wyśmienicie i dotarłem na miejsce.
centrum zawodów
centrum zawodów + parking
Suchy i meta
Długość trasy na drugim etapie wynosiła 8,7 km w tym 20 punktów do zaliczenia. Oczywiście są to wartości podane w linii napowietrznej, czyli najkrótszej, ale nie najszybszej i nie najbardziej optymalnej. Zazwyczaj w takim terenie finalnie wychodzi więcej km i tak wyszło tym razem.
Biegło się przyjemnie. Nie gnałem jak szalony, ale uruchomiłem hamulec ręczny i skoncentrowałem się bardziej na mapie. Skkala również była, jak dla mnie bardziej przyjazna bo 1:10 000, chociaż za moich czasów głównie biegało się na „piętnastkach”, czyli 1:15 000.
Wyszło, dobrze i mogę powiedzieć z ręką na sercu, że byłem zadowolony z tego biegu. Uzyskałem 3-ci czas i wygrałem 4 przebiegi. Oczywiście popełniłem kilka głupich i prostych błędów, ale… lepiej wczułem się w mapę i biegło mi się o wiele lepiej niż dzień wcześniej. Uzyskałem czas 1:07:28 a zwycięzca tego etapu, Maciek wsadził mi tylko 4 minuty. Biorąc pod uwagę fakt, że ja od 2000 roku nie ścigam się w tym sporcie a startuję doraźnie, to uważam to za bardzo dobry wynik. Trochę podbudowałem się tym biegiem, ale to niedziela miała „zweryfikować wszystko” i zweryfikowała…
Etap trzeci… patrząc z perspektywy czasu to chyba spaliłem się tam psychicznie, jak Kipketer. Za bardzo chciałem dowieźć pudło i wyszła z tego przysłowiowa dupa w krzakach. Ttasa na tym etapie miała długość 7,4 km w tym 17 punktów.
Od początku brakowało koncentracji i od jedynki były lekkie błędy, ale takie można powiedzieć „do przeżycia”… do czasu… Przebiegi 9 > 10 i 10 > 11…proste i banalne… a dałem du** jak junior, albo młodzik, starszak czy maluch… Przebieg na 10 powinienem pobiec około 1’30-1’45 a pobiegłem w … 4’45, na 11 powinna być niecała minuta a wyszło 2’20… i na tym można by skończyć tą opowieść. Trzynastkę i czternastkę też lekko zawaliłem i mogłem się pakować…
Szkoda… no ale nie ma co płakać. Cieszę się, że zrobiłem bardzo dobry trening i że nie uwaliłem się jak pies. Oczywiście mięśniowo czułem to, ale nie tak, jak ostatnio.
Zająlem finalnie 4 miejsce, tak samo, jak przed rokiem. Kategoria M35, w której biegam wyglądała po 3 etapach tak, jak poniżej. Zabrakło niewiele, ale zabrakło… Reasumując było GIT. Organizacja, klimat, miejsce super. Wyczyściłem baniak, cofnąłem się o dobre 20 wiosen i spotkałem wiarę, z którą ścikałem się kilkanaście lat temu. Było naprawdę super.
M35 (9) |
L.p. | Imię i nazwisko | Klub | E1 | E2 | E3 | Czas |
---|
1 | Grabowski Maciej | UNTS | 45:23 | 3 | 1:03:30 | 1 | 58:08 | 1 | 2:47:01 |
2 | Golinowski Paweł | HKS Azymut | 43:32 | 1 | 1:05:32 | 2 | 58:23 | 2 | 2:47:27 |
3 | Walicki Rafał | HKS Azymut | 44:07 | 2 | 1:19:35 | 5 | 1:01:29 | 3 | 3:05:11 |
4 | Suchenia Piotr | www.run-passion.pl | 52:31 | 4 | 1:07:27 | 3 | 1:07:05 | 4 | 3:07:03 |
5 | Fankidejski Artur | UKS Włóczykij | 1:02:32 | 5 | 1:15:40 | 4 | 1:07:16 | 5 | 3:25:28 |
6 | Łosiewicz Mariusz | Morenka Team | 1:04:00 | 6 | 1:38:33 | 6 | 1:23:36 | 6 | 4:06:09 |
7 | Nowicki Łukasz | HKS Azymut | 1:21:51 | 7 | 2:01:06 | 7 | 1:52:37 | 7 | 5:15:34 |
8 | Nagórski Przemysław | UKS Siódemka | 1:28:46 | 9 | 2:07:16 | 8 | 2:10:45 | 8 | 5:46:47 |
Kolejny start… w weekend. Piątek, sobota, niedziela > Grand Prix Pomorza.
Jeszcze na koniec taka mała „gremlinowa” ciekawostka…