Ruszyła maszyna 

Tak, ruszyła maszyna i to aż tak nie ociężale, jak kiedyś. Wszystko za sprawą zmodyfikowanego roztrenowania, w którym wjeżdżał mocny akcent na Diabelskiej Pętelce oraz siłownia, z naciskiem na mobilizację. Tym samym nie zdziadziałem, nie zastygłem i nie zardzewiałem. Mogłem spokojnie wejść w trening do bostońskiego maratonu, do którego zostało tylko 5 miesięcy.  

Tak, zabrałem się do tego z głową. W końcu metodycznie, a nie na hurra bez ładu i składu, jak miałem zwyczaj robić to w ostatnich latach. Rozpisałem cały mezocykl do kwietniowego biegu z podziałem na wszystkie okresy. Przypomniały mi się dawne przygotowania i treningi, które wykonywałem lata świetlne temu. Oj działo się, działo. Jak wchodziłem w robotę w grudniu, to do kwietnia w nogach zazwyczaj miałem + 2000 km. Wiedziałem wtedy, że mogę stawać na kresce i robić swoje. Teraz mi to nie grozi, szczególnie, że w dniu pisania artykułu mój roczny przebieg wynosi 2400 km. Tak to jest na biegowej emeryturze.  

Do sedna. Od 1 do 22 grudnia planuję wprowadzenie. Głównym akcentem będą sobotnie crossy, niedzielne leśne rozbiegania, zróżnicowana siła biegowa – co by poprawić motorykę i podbić się siłowo. Mam swój stały sprawdzony zestaw, który stosowałem wiele lat i działał wyśmienicie. W środku tygodnia wjedzie jeszcze spokojny II zakres, ale taki na zaliczenie, bez szaleństwa. Dodatkowo planuję badania wydolnościowe, ale bardziej jako ciekawostka i porównaniu z tym co było naście lat temu. Tygodniowo zobaczę, ile wyjdzie km. Wszystko zależy od samopoczucia. Muszę uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy, chociaż po ostatnich sezonach, w których naciskiem było BnO i biegi w górach – nogi mam mocne. Jak uda się w grudniu zrobić 300 km będę zadowolony. Jak wyjdzie 250, tragedii nie będzie. Głównym założeniem jest wprowadzenie do kolejnych miesięcy.  

Dodatkowo jak zawsze w tym okresie wjedzie domowa siłownia z naciskiem na mobilizację bioder, stawów skokowych i ćwiczenia stabilizacyjne. Nóg nie będę ruszał, może delikatnie pobudzę łydkę i poślad, ale siłę nóg zrobię w terenie. To zawsze oddawało.  

Po 22 grudnia do 11 stycznia wjedzie tak zwany okres objętości. W jego skład wpisze się idealnie zimowy wypad w góry z zawodnikami i świąteczny okres, w którym będzie czas pobiegać więcej w lesie. Takie solidne 3 tygodnie sprawią, że następnym punktem programu będzie tygodniowy mikrocykl odpoczynkowy. Jak uda się w zdrowiu przepracować ten czas, będę gotów wejść w trening do maratonu, ale to nastąpi po 3 tygodniowej intensyfikacji zakończonej sprawdzianem na dychę w Gdyni.  

Taki jest plan i zaczynam go wdrażać w życie.  

Nie ma nic bardziej zabawnego i niepewnego niż nasze życiowe plany – Maja Jaszewska

2025-12-08T16:32:09+01:0008/12/2025|Trening|