120km

Kolejny tydzień maratońskich przygotowań za mną. Pomimo nawału pracy nie udało mi się zrealizować 7 jednostek treningowych w tygodniu i biegałem tylko 5 razy pokonując 120km. Tydzień zaczął się 25km wybieganiem, gdzie zwiedzałem gdyńskie lasy, w których nigdy wcześniej nie biegałem a były to okolice Góry Donas, z której rozpościera się widok na całe Trójmiasto i okolicę. Trasę wybierałem specjalnie tak, żeby pobiegać jak najwięcej po górach. Oczywiście przez cały czas trwania treningu coś mnie bolało, tu trochę achilles, tu trochę kolano, ale patrząc na to, że w ubiegłym tygodniu miałem w nogach 191km, to był chyba normalny, choć irytujący sygnał. W wtorek jakoś nie widziałem siebie na podbiegach, szczególnie że pobolewał mnie staw skokowy i przy każdej leśnej nierówności odczuwałem dyskomfort… to był jednak przełomowy trening. Po 3km podbiegów wszystko przestało o dziwo mnie boleć… cud.  Środa miała być dniem sądu, miała generalnie odpowiedzieć na pytania czy coś mi dolega typu achilles, kolano oraz w jakiej jestem dyspozycji i jak z takiej objętości będzie się biegać ciężki 16km bieg ciągły w II zakresie. Wyszło bardzo pozytywnie, 4km rozbiegania i jazda z tematem. Spokojnie, z hamulcem i spadochronem na plecach… ale i tak oczywiście było za szybko, noga się kręciła, samopoczucie było rewelacyjne, ale musiałem się hamować. Całość wyszła po 3’49 a średnie tętno wynosiło 169 ud/min, mleczany 2,4mmol/l. Samopoczucie było rewelacyjne, jak mijałem Iwonę, myślała że biegnę rozbieganie a nie „ciągły”.  W czwartek zrobiłem zabawę biegową w postaci minutówek a piątek i sobota od rana do późna w pracy… więc niestety, nie było szans na zrobienie choćby kilometra. Następny trening wykonałem dopiero w niedzielę a było to 31km BNP.

 

 
Znalazłem bardzo fajną trasę, prosto do Zatoki Puckiej i z powrotem, ciut ponad 15km w jedną stronę i tyle samo w drugą. Droga wiedzie częściowo przez las, osiedle domków jednorodzinnych, małe wioski i pola, ale można zrobić tam bardzo fajne rozbieganie, czy lekkie BNP. Pierwsze 15km biegłem spokojnie, delikatnie, przyspieszając każdą następną piątkę i całość wyszła bardzo sympatycznie i obiecująco a śr/km wyniosła 4’23 przy średnim pulsie 155.
 
Cały tydzień zamknąłem z liczbą 120km, czyli całkiem, całkiem sympatycznie.
 

2012-05-14T10:41:49+02:0014/05/2012|Różne|

Tytuł