Mocno…

Było naprawdę mocno w tym tygodniu a jako, że nie mam zamiaru i zwyczaju narzekać na trening bo robię to z własnej nieprzymuszonej woli to narzekać nie będę, tylko stwierdzę, że zrobiłem znów kawał bardzo mocnej i ciężkiej roboty. Biegowej oczywiście.

 

Tydzień rozpoczął się poniedziałkową 30-stką, którą to zrealizowałem w ciągu dnia, gdyż byłem lekko zmaltretowany po niedzieli, którą spędziłem w pracy. Organizowaliśmy duży festyn na plaży dla dzieciaków i było co robić i to przez cały boży dzień. Generalnie warto wspomnieć, że cały weekend był lekko na przysłowiowych „wariackich papierach”, gdyż po sobotniej akcji BbL w Inowrocławiu, wieczorem w Wejherowie biegałem chyba jeden z najcięższych treningów… WB2 2 x 10km… a sam trening wyszedł obiecująco dobrze. Pierwsza dycha po 3’49 druga po 3’44 i duży zapas, luz, mleczany niskie tak samo, jak tętno, ale 28,5km w nogach. Czyli sobota hardcorova. Na poniedziałkową 30-stkę ubrałem się ciut za ciepło, bo byłem lekko pociągający i ruszyłem w las, gdzieś przed siebie, tam gdzie jeszcze nie byłem. Pokulałem się po piaśnickich lasach z których wyleciałem w Orlu i przypadkowo zostałem zaatakowany przez kilka burków i wylądowałem u jakiegoś gospodarza na podwórku, „dobiegnę tędy do lasu…?” Tak, przez łąkę… więc biegłem przez łąkę pomiędzy kozami, owcami i innymi zwierzakami… ale dobiegłem do lasu i mogłem dalej spokojnie realizować swój trening. Wieczorem BbL w Gdyni i zajęcia dla najmłodszych, gdzie i starsi bawili się przypominając sobie o dziecięcych czasach. Było fajnie, miło i sympatycznie. Wtorek… znów wesoły i pełen urwania głowy dzień, gdzie rano przed pracą musiałem zrealizować trening, gdyż o 17:00 na naszym obiekcie odbywał się otwarty trening drużyny Irlandii w piłkę nożną i musieliśmy czuwać nad przebiegiem imprezy, całe szczęście z trybun. Kolejny dzień i kolejny mocny akcent, 3 x 6km i to każdą szóstkę mocniej: 3’47, 45, 40 i pomimo zmęczenia bardzo dobre parametry treningu. Mleczany wychodziły 1,5mmol/l,  1,6mmol/l i 2,1mmol/l, czyli można powiedzieć że idealnie. Czułem ten trening w kopytach, ale trzeba być twardym. Oczywiście szóstki biegałem od 4 do 7 i z powrotem, czyli chyba na najcięższym odcinku, gdzie sporo jest pod górę. W kolejnych dniach było dłuższe wybieganie i konkretna siła biegowa, którą znów wykonywałem szybko po pracy, żeby wyrobić się na mecz Polski z Grekami. w sobotę czekał mnie kolejny akcencik, którego chyba najbardziej nie lubię… czyli dwójki. Pogoda była paskudna,  było duszno, parno, grzmiało i lało się ze mnie, jak z cebra. Masakra. Dwójki biegałem po 7’00 – 6’47 i wyprułem się na nich, jak dawno, chociaż prędkości nie były mega wysokie, ale zmęczenie całym tygodniem oraz poprzednimi mocnymi jednostkami nawarstwiało się i powodowało, ba… nadal powoduje zmęczenie. Przecież o to chodzi w treningu. Tydzień zakończyłem 32km wybieganiem, które przetuptałem po 5’04/km zaliczając ponad 10km podbieg…
 
Cały tydzień zamknął się z liczbą 173km i tym samym w czerwcu w nogach mam już ponad 220km.
 
Sporo…

2012-06-11T12:44:18+02:0011/06/2012|Różne|

Tytuł