Półmaraton Ziemi Puckiej – 28.07.2012 (WHITE MAN CAN RUN!)


 
Kolejny mocny start zaliczony i to zaliczony bardzo przyzwoicie. Może czas, który osiągnąłem na mecie nie oddaje formy i jest daleki od oczekiwań i od życiówki (1;11:47), ale…

 

…prognozy pogody na sobotę przedstawiały się nieciekawie i nieprzyjaźnie do jakiejkolwiek aktywności ruchowej, słońce, upał, wmordewind, czyli nic przyjemnego. Przed wyjściem z domu termometr pokazywał trzy dyszki, a samo wyjście z domu przypominało wejście do piekarnika, jednym słowem masakra. Oczywiście wiedziałem dużo wcześniej, że taka pogoda może być, w sumie to chyba normalne, że pod koniec lipca jest bardzo ciepło, więc odpowiednio się do tego startu przygotowałem pod kątem odżywiania i energetyki oraz nawodnienia, które to było kluczowym elementem i śmiało można powiedzieć, że decydowało o przetrwaniu.

 

Do Pucka pojechaliśmy „leśnym skrótem” przez czarną drogę omijając gigantyczne korki ciągnące się od Rumi a nawet zjazdu z A1 na obwodnicę i po około 30 minutach byliśmy na miejscu, czyli na obiektach MOSiR Puck. Było, tak jak myślałem, gorąco i wietrznie. Chwilę pogadałem ze znajomymi, dokończyłem sesję nawadniania i wyszedłem na rozgrzewkę… w parku, w cieniu było jeszcze jako tako, ale po wyjściu na otwartą przestrzeń… tragedia. Upał, skwar, słońce w pełni i wmordewind… Start do biegu zaplanowano na 14:00 (…bez komentarza…) a co najśmieszniejsze organizatorzy postanowili przesunąć go jeszcze o 15 minut (!!!) gdyś część osób stała w korkach… hmmm… Kolejnym „dziwnym” posunięciem organizatora było zapisanie, wróć – dopisanie – do listy startowej, pomimo jej definitywnego zamknięcia, grupki Kenijczyków, więc jak widać są równi i równiejsi… 

 

O 14:10 udałem się na start z butelką wody, która trzymałem w garści do 6km. Zaryzykowałem i biegłem bez czapki i bez okularów, dlaczego? Był przecież upał. Okulary znając życie albo by zaparowały, albo byłyby co chwilę zalewane wodą i bardziej denerwowałyby mnie, niż pomagały a czapka… nie lubię biegać w lecie w czapce (maraton pobiegłbym w czapce) a mając przed sobą perspektywę ~1:15 postanowiłem zaryzykować i była to dobra decyzja.

 

 

o 14:15 ruszyliśmy… start miał miejsce na stadionie, podobnie jak i meta, co bardzo fajne podkreślało charakter imprezy i podnosiło widowiskowość biegu, na prowadzeniu kolega Arek Kalinowski z Gdańska, który jako pierwszy wybiegł ze stadionu, po czym oddał palmę pierwszeństwa zawodnikom z czołówki, takie małe szoł pod fotoreporterów.
 

 

Ja zacząłem bardzo spokojnie, gdyż miałem przed sobą całe 21km biegu, co przy takiej aurze zapowiadało długi i ciężki bieg, więc nie było po co się spieszyć od samego początku. Pierwotnie planowałem biec razem z Romkiem, po około 3’30, ale już po 1km (3’25) wiedziałem, że taka prędkość będzie bardzo niebezpieczna. Do około 3km szliśmy w kilkuosobowej grupce, z której po chwili oderwał się jeden zawodnik i poszedł do przodu. To mi się bardzo spodobało, gdyż mogłem realizować swój ulubiony plan, czyli wypuścić i gonić. 5km pokonaliśmy w 17:55, w tym momencie biegłem już sam, goniąc rywala, którego doszedłem w okolicy 8km i od tego czasem… wiozłem go na plecach. Niestety nie dawał mi żadnej zmiany i cały czas trzymał sztywny hol, co bardzo mnie irytowało, próbowałem więc lekkimi przyspieszeniami zmęczyć go i zostawić… Udało się dopiero w okolicy 13km. Przyspieszyłem i w pewnym momencie, rywal stanął i zaliczył „bazę”… z której już się nie podniósł. Profilaktycznie przyspieszyłem i puściłem nogi. Wracając jednak do miedzyczasów, to na 10km było już 36:08, czyli o 3′ wolniej niż w niedawnym biegu na 10km… Co do samopoczucia na biegu, do 6km biegłem z butelką wody, a na każdym punkcie piłem i brałem po 2 gąbki, z którymi biegłem ładnych kilka km co chwilę zwilżając głowę, usta, kark i twarz, co doskonale pomagało i chociaż na chwilę odświeżało w czasie upalnego biegu. Na 15km zameldowałem się po 54 minutach i 22 sekundach a niecałe 3km dalej zauważyłem na horyzoncie kolejnego rywala, który słabł z każdym krokiem… okazało się po chwili, że to Kenijczyk (Cheboi Ben, w Gdyni na Nocnym pobiegł 30:00:50), który przeszarżował na początku i przeszacował swoje siły, więc trzeba było wspiąć się na wyżyny, spiąć pośladki jeszcze bardziej, zacisnąć jeszcze mocniej zęby i skoncentrować się na ostatnich 3km… 3’33, 3’32 i 3’26… chłopak z czarnego lądu nawet nie nawiązał walki, taki był zaorany, więc bez żadnych problemów z nim wygrałem i profilaktycznie, po lekcji z Wałcza puściłem jeszcze mocniej nogi…

 

 

Meta znajdowała się na stadionie, po cichu myślałem, że będzie to tuż za zakrętem, jednakże trzeba było przebiec jeszcze prawie całe okrążenie, gdzie słońce prażyło, jak na patelni a zmęczenie i mocne tempo utrzymane przez cały bieg, dawało się mocno we znaki.

 

 

technika biegu, nie jest aż tak tragiczna… dobrze, że tartan trochę „oddaje”…

 


 
Można było w końcu ukończyć półmaraton i zatrzymać zegar z czasem 1 godziny 16 minut i 38 sekund. Co ciekawe, identyczny wynik uzyskałem w swoim debiucie półmaratońskim, w Ustce 10 albo 11 lat temu. W klasyfikacji generalnej zająłem 7 miejsce i byłem drugi z Polaków. Zwyciężył Ukrainiec z czasem 1:08:47, dalej było dwóch Białorusinów, Ukrainiec, Kenijczyk, Polak – Daniel Chuchała i ja. Kenijczyk, którego prześcignąłem na trasie przybiegł po 1:18:02… czyli naprawdę musiał zdrowo przeholować z tempem w tą upalną pogodę.

 

KINVARA 3 POWER!!!

 

Na nogach miałem nowe, świeże, z zerowym przebiegiem KINVARY 3, które są najlepszym obuwiem startowym, jakie kiedykolwiek miałem na nogach (od 2010 roku zabiegałem 4 pary – ta jest piąta) i powiem szczerze, że te buty same biegają i ciągną do przodu.

 


 
W pulę biegu głównego nie wszedłem, nagradzana była pierwsza szóstka, ale za to wygrałem kategorię wiekową i zaliczyłem kolejny bardzo udany bieg, z którego jestem naprawdę zadowolony.
 

 

Powyżej profil wysokości a pod nim międzyczasy co 1km.

 
…co do organizacji samego biegu, jak dla mnie OK, ale na miejscu organizatorów, zastanowiłbym się nad tematem przestrzegania regulaminu…
 
– równi i równiejsi to chyba nie fair, ale to moje prywatne zdanie,
– przesuwanie godziny startu, bo ktoś stoi w korku… jak dla mnie bezsensowne, szczególnie przy tak dużej i renomowanej imprezie,
– godzina startu 14:00 (mamy środek lipca)- totalna porażka, karetki kursowały, jak szalone, omdlenia, utraty przytomności, zejścia z trasy mówią same za siebie,
– ruch kołowy puszczony w obie strony… szkoda gadać, dobrze że nie było żadnego wypadku i tragedii, bo nie trudno o to było…
– reszta, jak dla mnie OK, mi się podobało i z przyjemnością wystartuje tu za rok…
 

fot. Iza Oberzig
RUCH KOŁOWY NA TRASIE PÓŁMARATONU ZIEMI PUCKIEJ – NIEDOPUSZCZALNA SYTUACJA !!! 

 

2012-07-29T11:04:09+02:0029/07/2012|Różne|

Tytuł