Amator, zawodowiec, wyczynowiec…

Amator wg słownika języka polskiego to:

  • osoba, która zajmuje się czymś dla przyjemności,
  • osoba lubiąca coś,
  • osoba wykonująca coś bez fachowego przygotowania,
  • osoba chętna do nabycia czegoś,

Zawodowiec natomiast, wg tego samego słownika to:

  • osoba zajmująca się czymś zawodowo,
  • osoba mająca duże umiejętności w dziedzinie, którą się zajmuje,

Wyczynowiec,

  • ktoś, kto zawodowo uprawia sport wyczynowy,

Sport to ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników- czyli proste i przejrzyste, ale jest jeszcze taki twór, jak sport kwalifikowany, czyli taki, który ma na celu osiąganie rekordowych wyników, oraz sport rekreacyjny – masowy będący jedną z form czynnego wypoczynku. Sport wyczynowy no właśnie, co to jest takiego, kogo można nazwać sportowcem wyczynowym i z czym to należy jeść? Wyczyn wg źródła to:

  • wybitne osiągnięcie,
  • czyn zasługujący na potępienie, (w tym przypadku ta definicja odpada)
  • intensywne uprawianie danej dyscypliny sportowej w celu osiągnięcia rekordowych wyników,

więc kogo można nazwać sportowcem wyczynowym, kogo amatorem, kogo zawodowcem… ? No właśnie…

Zaczynając jednak od początku a nie od **** strony.

Kiedyś na jednym z organizowanych biegów ulicznych, po biegach dziecięcych podeszła pani i stwierdziła, że powinniśmy rozgraniczać wyścigi dzieci na tych biegających wyczynowo od tych, którzy robią to dla frajdy i nie trenują w klubach. Po niedawnych MP w Aquathlonie podobne pytanie, lecz w temacie zawodników startujących w wyścigu open, zadał mi kolega. Czy nie możemy zrobić wyścigu – zawodów pływackich, aquathlonu dla tych… nie trenujących w klubach, dla amatorów… Wczoraj na organizowanym przez nas wyścigu rowerowym MTB Gdynia 2012 wdałem się w ostrą polemikę (bez sensu) z jedną panią, która miała wielkie pretensje, że jej dziecko przegrało z zawodowcami, wyczynowcami a ono jest … amatorem i nie trenuje w klubach. Wg pani powinniśmy to rozgraniczyć w żadnym wypadku nie puszczać „jednych z drugimi”. Hmmm…. wg tej pani, po wysłuchaniu moich argumentów taką klasyfikację w tym wypadku (wyścigu rowerowego) powinniśmy stworzyć kierując się OBSERWACJĄ. Tak, tak obserwacją. Pani stwierdziła, że jest w stanie w bardzo prosty sposób odróżnić patrząc na styl jazdy, technikę i ruchy „zawodowca / wyczynowca/ klubowicza” (właściwe podkreślić) od … amatora. To chyba najlepsza i najbardziej odpowiednia forma przyporządkowywania i klasyfikowania amatorów od tych nazwijmy ich nie amatorów, albo jakoś tak. Wyobraźmy sobie więc taką sytuację: dziecko odbiera numer startowy, przypina numer, zakłada kask, strój i siedzi sobie … komisja weryfikująca status (?) takiego brzdąca. Weryfikacja polega na ocenie techniki stylu jazdy… i albo na prawo, albo na lewo. Myślę, że lepiej zawiesić poprzeczkę na wysokości 140 cm… i albo strąci głową albo nie strąci… Masakra. Jakie ludzie mają pomysły… szczyt głupoty, ale cóż… nie ma jak profesjonalne i prosportowe podejście do dzieci i do jego rozwoju intelektualnego i sportowego. „Zobacz Karolku, tu jest brzydki i zły pan organizator, który karze ci jechać z zawodowcami (hmmm……..) , z nimi nie wygrasz, bo oni trenują w klubach… mama kupi Ci frytki i kotleta w maku… ” Terrormachine i wszystko w temacie. Dziwny jest ten świat. Jednakże wracając do sedna tematu. Z tego, co się orientuję z czasów, kiedy jeszcze startowałem w klubie i byłem gdzieś ewidencjonowany, każdy miał tzw. „książeczkę sportowca”, na której widniało wielkimi literami „licencja zawodnika amatora– zawodnika, czyli osoby startującej w zawodach sportowych a amatora… to było wyżej, ale hmmm…. tu się coś kupy nie klei i sprawa nie jest taka prosta, jak się by logicznie wydawało. Odchodząc do pani, która świetnie rozróżnia… i od innych przykładów, pytań i zastrzeżeń co do klasyfikacji, wg mnie sprawa jest prosta i są dwa wyjścia:

  • 1. albo grasz wg zasad gry,
  • 2. albo NIE grasz i jedziesz do domu,

Trzeciej drogi nie ma. Inaczej ma się sprawa w konkurencjach rangi mistrzowskiej, o czym już kiedyś wspominałem. Tu trzeba mieć glejd danej organizacji (terrorystycznej, jakoś tak mi się dopisało…) za który trzeba nie mało zapłacić, żeby móc wystartować w Mistrzostwach Polski / Świata / Powiatu / Województwa itp. itd. ale to akurat rozumiem i z tym się nie spieram, ale … jak zrobić zawody tylko dla „amatorów” w rozumieniu owych amatorów, czyli osób nie startujących w klubach, stowarzyszeniach, zrzeszeniach i wyłączyć z klasyfikacji tych, którzy są… lepsi (?), podchodzą bardziej profesjonalnie dl tematu, mają talent, predyspozycje, zdolności? Nie wiem. Sorry Sławku, że teraz Tobie się „oberwie” po uszach (joke), ale jak Twoim zdaniem zrobić taki np. aquathlon? Wyeliminować – kogo? Zawodowców? Wyczynowców? Klubowiczów? Osób ze stowarzyszeń (Morsy?) … a może zrobić imprezę zamkniętą dla 20 – 30 osób tylko z jednej wąskiej grupy? Jak odróżnić „tych” od „tamtych” i jak zrobić to rzetelnie, prawidłowo, zgodnie z prawem? Cóż… można „na oko” … Ciekawe ludzie mają pomysły… a przecież sport, ma łączyć a nie dzielić. Uczyć szlachetnej rywalizacji a nie wygrania za każdą cenę, po trupach…

 

Reasumując, wg mnie powinno się wykluczyć z maratonu we Frankfurcie wszystkich, którzy nie mają nazwiska na „S”, nie mają 185cm wzrostu i nie mieszkają w Wejherowie…

 

Citius-Altius-Fortius

 

2012-08-20T08:48:41+02:0020/08/2012|Różne|

Tytuł