Mocne bieganie i kilka luźnych przemyśleń…

 

Pierwszy tydzień urlopu zakończony. Udało się zrealizować wszystkie jednostki treningowe, chociaż łatwo nie było, ale przez ani sekundę w taki sposób nie myślałem. Trening maratoński nie jest łatwy, jest bardzo wymagający i obciążający, no ale cóż, przecież każdy maratończyk stoi przed wyzwaniem o długości 42km i 195m a nie 5, czy 10km… Taki dystans, biegany praktycznie na „żylecie”, czyli na granicy swoich możliwości wymaga od biegacza zarówno silnych nóg, ale głównie umysłu, gdyż kto chociaż raz przebiegł ten dystans wie, że bardzo często głowa decyduje o tym, jak ukończy się ten królewski i wymagający dystans.

 

Tydzień był taki, jaki lubię, czyli mocny, intensywny i duży pod względem objętości, która przekroczyła 204km, czyli sporo. Tydzień zaczął się standardowo od siły biegowej w postaci 300m podbiegów, 10 takich odcinków mocno daje się we znaki, ale min. dzięki takim treningom czuję moc na zawodach w ciężkim pagórkowatym terenie oraz wiem, że starczy mocy na ostatnie kilometry, kiedy trzeba mocno zafiniszować. Taki trening oczywiście mocno męczy i długo czuć w nogach jego skutki. W swoim treningu zauważyłem, że gdy po takim akcencie biegam III zakres, niestety wychodzi mi on bardzo ciężko i muszę nieźle się napocić, żeby zrealizować założenia. Inaczej jest z II zakresem, który biega mi się dobrze i dynamicznie. Tak było również w tym tygodniu. Trzy trójki biegane nie za szybko, bo po 3’30-33/km ostro mnie wymęczyły i podkwasiły do takich wartości, które mogą przyprawić o zawał serca, jednak po takim treningu człowiek wie, że żyje a wysokie stężenie mleczanu świadczy min. o wysokiej tolerancji na znaczną ilość kwasu mlekowego we krwi. Trójki biegałem w nowych startówkach, czyli w adizero feather 2, które doskonale sprawdzają się podczas takich treningów.

 

 

Kolejnym mocnym akcentem był drugi zakres biegany na odcinku 14km ze średnią prędkością 3’47 i tu zakwaszenie wróciło do normy i ustabilizowało się na moim normalnym „drugo zakresowym” poziomie. W tygodniu czekały mnie jeszcze dwa mocne, dynamiczne akcenty, czyli siła biegowa zróżnicowana z wybiegiem, która chyba jest jednym z moich ulubionych środków treningowych i mimo swojej niewinności bardzo dobrze wpływa na poprawę dynamiki biegu, elastyczność kroku biegowego, oraz poprawny techniczny rytm. Skip, wieolskok, czy podskok z mocnym i dynamicznym wybiegiem, to jest właśnie to. Regularne stosowanie tego elementu siły doskonale widać u zawodników plasujących się w czubie, na wielu biegach ulicznych. Dynamiczny krok, duże wahadło, ładna sylwetka i luz w nogach, więc warto postawić i na ten element w swoim planie treningowym. W sobotę czekał mnie znów mocny trening, który oprócz pozytywnych wartości biegowych mocno wpływa również na głowę, gdyż składa się z dwóch serii po dziesięć czterysto metrowych powtórzeń, czyli 2 x 10 x 400m. Fajny trening, mocny, wymagający i dający sporo pozytywnych efektów. W ubiegłym roku biegałem 3 x 10 x 400m, w tym na wiosnę 20 x 500m, więc można różnie stosować i układać takie tempowe treningi. Oczywiście do takiego treningu należy być przygotowanym i mieć zrobioną porządną bazę i podbudowę, gdyż można sobie zrobić krzywdę, rzucając się od razu na głęboką wodę. Te treningi, to jednak małe piwo, przy tym z czym przyszło zmierzyć mi się w niedzielę. Trening w sumie żaden, ale warunki, w których go wykonywałem do przyjemnych nie należały. Wybiegłem z domu około 11:40 i ruszyłem w stronę szpitala i zielonego szlaku, który chciałem dokładnie zwiedzić. Trasa, którą szlak prowadził może nie jest najłatwiejsza, ale jej urozmaicenie i zróżnicowane przewyższenie oraz las, przez którego serce wiedzie, powoduje, że podczas długiego biegania nie ma czasu na nudę i cały czas coś się dzieje. Cały trening przepłynąłby miło i sympatycznie, gdyby niestety nie pogoda… praktycznie przez 90% trwania biegu padał deszcz, który momentami zmieniał się w ulewę a co to znaczy biec dwie i pół godziny w deszczu mówił nie będę… Cóż, takie życie maratończyka, że raz z wiatrem drugi raz pod wiatr… W każdym razie przebiegłem 31km po darżlubsko piaśnickim lesie i z czystym sumieniem zamknąłem ten tydzień treningowy z liczbą 204km.

 

Przede mną, jeszcze kilka tygodni mocnego biegania, które zakończą się 28 października we Frankfurcie, gdzie mam nadzieję uzyskam nową życiówkę, która będzie przełomowa w mojej ponad 20 letniej karierze biegowej…

Człowiek walczy by przetrwać, a nie po to by się poddać.

Paulo Coelho

2012-09-24T13:37:38+02:0024/09/2012|Różne|

Tytuł