osiemsetki


 
W sobotę biegałem jeden z moich ulubionych treningów, czyli „osiemsetki”, których do zrealizowania było 10 na przerwie 200m w truchcie. Jako, że ten trening realizowany był w maratońskiej pracy, prędkości nie były oszałamiająca, bo tylko około 3’20/km, chociaż wychodziły lekko szybciej, ale po każdej z nich czułem jeszcze duży zapas.
 

 

Trening biegałem oczywiście w startówkach adizero feather 2, które z ciekawością testowałem na mokrej i śliskiej szosie, gdyż pogoda w ostatnim czasie nas nie rozpieszcza. Jest coraz gorzej, wieje, leje, jest chłodno i szczególnie trzeba uważać na zdrowie, które może nie wytrzymać w konfrontacji z mocnymi obciążeniami i mocnym treningiem, poprzez który, co może okazać się dziwne, ale odporność immunologiczna organizmu spada…

 

 

Biegało się jako tako, specjalnego luzu nie było, gdyż czułem już solidną objętość w nogach (3-ci tydzień z rzędu, gdzie przekraczam 200km) oraz dwa mocne akcenty, w tym 3 x 4km wtorkowego mocnego biegania i 16km czwartkowego ciągłego, dwie siły zrobiły swoje, a tydzień przecież jeszcze się nie skończył. Do tego doszła paskudna pogoda, gdzie standardowo wiało i padało z minuty na minutę coraz bardziej, skutecznie sprawiając, że zamiast miłego, fajnego treningu była walka z wiatrem i przeszywającym zimnym deszczem.

Poniżej 3 filmiki z tego treningu:

 


 
tu biegałem od „1km” do „200m” – widać, jak lekko rozłazi się technika biegu, łokcie są szeroko prowadzone, i widać tzw. „zamiatanie”, co jest nawykiem z 10-letniego biegania na orientację z mapą i kompasem po lesie.

 

 

kontrola tempa biegu na „500” – dobieg do znacznika, szybkie spojrzenie, kontrola tempa po 300m i można biec dalej….

 

 

podobnie, jak na wcześniejszym filmiku, ale nabieg z drugiej strony, czyli kontrola tempa po 500m

 
To jest rozwiązanie, którego nauczył mnie trener na samym początku mojej kariery biegowej, kiedy na szosie marszewskiej, na Pustkach Cisowskich biegaliśmy różne akcenty. Tysiączki, dwusetki, biegi ciągłe po 8, 10, 12km i więcej i wszystko było biegane na mierzonym wahadle, albo na „jedynkach” czyli 1km w górę, 1km w dół, albo na dwójkach, gdzie można było dokładnie kontrolować każdy międzyczas, który był oznakowany białą farbą na ulicy. Raz, że było to dokładne i miarodajne – każdy trening był taki sam a dwa, że to uczyło kontroli prędkości, czyli równego i spokojnego biegania. Takie same rozwiązanie stosowane jest chyba przez wszystkich „top” biegaczy, wystarczy pojechać np. do Szklarskiej na „Zakręt Śmierci”, gdzie na szosie co 500m (od 0 do 7,5km) widać znaki i można dokładnie kontrolować tempo biegu. Podobnie jest na „Reglach”,w Międzyzdrojach, w Gdańsku na Gołębiewie, na alejce Sopot – Gdańsk, chociaż tam oznaczenia zatarł czas i remont ścieżki, czy na „Czarnej Drodze” w Wejherowie.
 

 
Polecam każdemu takie rozwiązanie, wystarczy zrobić to raz a porządnie, żeby móc w komfortowych warunkach wykonywać odpowiednie treningi, w których liczy się czas pokonywania danego odcinka. Nie ma nic gorszego, niż bieganie „na oko”, bo jak to się mówi… „na oko, to chłop w szpitalu umarł”…
 
Poniżej, krótki algorytm postępowania w przypadku braku chęci w wyjściu na trening…
 

 

2012-10-07T12:58:40+02:0007/10/2012|Różne|

Tytuł