woda, woda, woda…

Środa… po 3 zabiegach falami radiowymi na achillesa wyskoczyłem na krótki trening, chciałem zobaczyć, co w nodze piszczy i jak działa. Achilles działał ok, ale po kilku km i mocniejszym depnięciu z palców pozułem ból, jakby skurcz w łydce, który nasilał się z niepokojącą prędkością. Nie było to ani przyjemne ani sympatyczne doznanie, szczególnie że w środę wieczorem miałem prowadzić na Bulwarze trening dla amatorów a w tym stanie… było to niemożliwe. Całe szczęście, że Andrzej był pod ręką i pomógł mi przejmując grupę. Zadzwoniłem do Marianny, umówiłem się na zabieg następnego dnia i poleciałem na saunę i hydromasaż. Miałem za zadanie rozbić spięty mięsień, średnio to wyszło, ale przynajmniej wygrzałem tyłek i trochę się wypociłem. Na sauence spotkałem jednego pana, który na nadgarstku dzierżył Garmina 910XT… cóż można i tak. Szkoda, że nie miał paska założonego na klatę… lans musi być. Jedni wolą zimny łokieć, inni bejcę na gaz a inni G910 na saunie. Czwartek… po pracy jazda na zabiegi… tym razem Salus Talent podobno genialna maszyna i do tego ultradźwięki… to oczywiście nie wszystko. Po zabiegach szybko na pływalnię i woda, woda, woda. Trzeba robić jakiś trening zastępczy a 90 minut pływania robi swoje, podtrzymuje wydolność, aktywuje układ oddechowy, sercowo naczyniowy, nerwowy i rozciąga organizm oraz rozmasowuje mięśnie. Lekko obawiałem się tego treningu, gdyż zazwyczaj pływam sam i jestem przyzwyczajony do naklejonej kartki z treingiem na słupku i spokojne realizowanie treningowych założeń. Teraz była grupa… co prawda poprosiłem Piotra, żeby wrzucił mnie do „maluchów”, tzn. do tej najsłabszej, bo nie wiedziałem, czy dam radę… okazało się, że byłem najmocniejszym ogniwem i w sumie zbytnio nie musiałem się wysilać, oczywiście z jednym wyjątkiem… „NN” ale to zawsze był mój najsłabszy punkt. Popływałem, wróciłem do domu i w piątek znów po pracy zabiegi, woda… Tym razem w części głownej treningu było zadanie 4 x 400m kraulem. Wcześniej oczywiście 200m rozpływania, 4 x 200m w urozmaiconej formie: 50m RR do kraula, 50m dokładanka do kraula w płetwach, 50m NN, 50m kraul… Na torze pływaliśmy w 4 osoby, 3 dziewczyny i ja (umiem się ustawić…) oczywiście o połowę albo i więcej młodzsze ode mnie, ale dostałem za zadanie płynąć jako drugi. Pierwsza płynęła Sylwia, zdecydowanie najmocniejsza, potem ja i dwie dziewczyny za mną. 400m to 16 długości, więc może się pomieszać, szczególnie że końcówka jest już na zmęczeniu, szczególnie dla mnie, więc z 400m zrobiło się 450m, które zajęło mi 8:07. Oczywiście nie obyło się bez dublowania, ale płynęło mi się w miarę równo. Poszczegóne 25m odcinki (Garmin sam je wyłapał) wychodziły 23″, 25, 25, 26, 25, 26, 26, 27, 26, 28, 27, 26, 28, 27, 28, 29, 28, 28. Wykonałem tu 157 ruchów ramion, a było to tylko 400m. Średnia na długość utrzymywała się między 8 a 9 ruchami. Powinno (teoretycznie) wyjść 6 ruchów… technika, technika, technika i jeszcze raz technika. Wystarczy teraz przemnożyć 6 ruchów x ilość odcinków i porównać z dziewięcioma a otrzymamy piękny wynik, który dokładnie ile więcej można zachować energii płynąc lepiej technicznie. Jeżeli dokona się takiej analizy i spojrzy na zawody triathlonowe na długim dystansie, oraz na IM to matematyka jest prosta. 1,9km albo 3,8km… i wszystko wychodzi pięknie i przejrzyście, więc jest nad czym pracować. Kolejna czterysetka wyszła w 7:32.62, 142 ruchy, następna 7:39.13 i znów 142 ruchy. Ostatnia ponownie 7:39.95 i tu starałem się bardziej skoncentrować na długim wyciąganiu się i długim kroku. Zaoszczędziłem tylko 3 ruchy, ale to zawsze 3 ruchy, więc tak na to patrzę, szczególnie że była to ostatnia czterysetka. Po części głównej było jeszcze trochę pływania, w sumie wyszło 3,4km i uważam, że był to bardzo dobry i obiecujący trening. Jest coraz lepiej z moim pływaniem, co mie cieszy. Dziś o 17:45 cd. i zobaczymy z czym przyjdzie mi się teraz zmierzyć. Coś czuję, że lekko nie będzie. Jak noga? Czuję, że jest, ale nie boli i nie dolega (odpukać). Dziś jeszcze odpuszczam bieganie, jutro spróbuję w ramach OWM potruchtać trochę z grupą i zobaczymy na jakim jestem etapie… Mam nadzieję, że będzie już dobrze i spokojnie będę mógł wejść w trening, bo… Bocnia bliżej niż dalej a nie chciałbym dać przysłowiowej dup… i wycofać się ze sztafety. Nawet nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Na pewno połówkę w W-wie polecę na 3/4 bo nie sądzę, żebym nagle dostał jakiegoś olśnienia i złapał na ten bieg wyjątkowy gaz, chociaż na rowerze robiłem mocny trening, w wodzie rónież było zdrowo, ale jak to się ma do biegania… hmmm… i co na to powie moja łydka…? Pożyjemy – zobaczymy. Nie ma co się martwić na zapas…sezon jest długi i jeszcze się nie zaczął!

“Co spróbowałbyś zrobić, gdybyś wiedział, że nie może Ci się nie udać?” – dr Robert H Schuller

2013-02-16T12:27:33+01:0016/02/2013|Różne|