Trening do OWM 2013 – TEMPO!!!

Dziś na treningu przygotowującego do ORLEN Warsaw Marathon, w którym udział wzięły 24 osoby biegaliśmy tzw. tempo. Do zrealizowania były „dwójeczki” oraz „tysiączki”, biegane na prędkości półmaratońskiej, które okazały się nie lada wyzwaniem, szczególnie dla grupy początkującej. Trening realizowaliśmy na 500m wahadle, suchym, odśnieżonym i przede wszystkim twardym, więc swobodnie można było wchodzić na zakładane prędkości, odpowiednie do poziomu zaawansowania poszczególnych zawodników. Najbardziej zaawansowani do pokonania mieli 5 odcinków po 2km każdy a grupa początkująca 3 x 2km + 1 x 1km.
 
Po raz kolejny można było zauważyć nieumiejętność biegania na czas, niestety ten sam problem pojawia się za każdym razem, w dobie wszechobecnego i królującego GPSu. Część grupy za mocno zaczynała, chociaż odcinek o długości 500m idealnie nadaje się do załączenia tempomatu i zrealizowania zadania w określonym czasie. Ten trening pokazał również iż nie wszyscy są przygotowani do zbliżającego się milowymi krokami maratonu. Kilka mocniejszych dwójek nie powinno w tym okresie stanowić większego problemu a tak niestety nie było. Kolejną istotną sprawą, którą zauważyłem i która szczerze mówiąc bardzo mnie przeraziła to niezrozumienie treningu. Zawodnicy po każdym niedzielnym treningu dostają wytyczne na kolejny tydzień, z uwzględnionym niedzielnym – wspólnym treningiem, by każdy był do niego przygotowany pod każdym względem, czyli a) mięśniowo, b) wydolnościowo, c) energetycznie.
 
Po rozmowie z kilkoma osobami stwierdziłem, że niestety niektórzy bardzo chcą sobie zrobić krzywdę… „wczoraj biegałem bardzo mocny trening i dziś nie mam już siły…” komentarze tego typu często i gęsto pojawiały się wśród trenujących. WT, czyli wytrzymałość tempowa zaplanowana na ten dzień jest mocnym bodźcem, można powiedzieć „wysoko męczącym”, do którego należy być przygotowanym. Bieganie mocnej 20 stki, czy II go zakresu na dzień przed tempem należy zaliczyć do … szaleństwa… Ja nie odważyłbym się na takie „zabawy”, gdyż bałbym się o moje zdrowie i formę. Trening maratoński to nie zabawa w kotka i myszkę, czy bieganie co i jak popadnie. Pewne bodźce zaplanowane na odpowiedni czas i wykonane w odpowiedni sposób mają na celu stopniowe i miarowe przygotowanie organizmu do nadbiegającego startu i o tym należy pamiętać. Jeżeli dziś biegamy mocno to nie znaczy, że jutro należy pobiec jeszcze mocniej, bo później wychodzi wszystko odwrotnie a nie tak, jak zaplanowaliśmy. Pamiętajcie, że każdy trening powinien być zaplanowany a jedno obciążenie powinno być następstwem kolejnego. Wracając do bieżącego tygodnia… co autor miał na myśli… W ubiegłą niedzielę biegaliśmy siłę zróżnicowaną, której następstwem był bieg ciągły w II zakresie intensywności, jedno wychodziło z drugiego. Kolejnym akcentem był długi spokojny bieg, którym konsumowaliśmy minione kilometry i uczyliśmy się biec długo, spokojnie, regeneracyjnie. Kolejny trening to wybieganie z przyspieszeniami. Spokojny bieg, zakończony setkami, których celem było potocznie mówiąc odmulenie, przetarcie organizmu, rozkręcenie nóg i delikatne podkręcenie tempa, lekkie podkwaszenie się i przygotowanie do kolejnego akcentu, w tym wypadku siły w postaci skipu zakończonego podbiegiem. Napięcie mięśniowe wykonane przez taki bodziec było preludium do niedzielnego tempa i tu koło się zamyka… Z treningiem nie jest tak, że biegamy raz tak, raz siak. Albo trenujemy i przygotowujemy się do czegoś, albo biegamy lub prowadzimy jakiegoś rodzaju aktywność ruchową… ale pamiętajcie, że zdrowie jest jedno. Kontuzja jest następstwem braku odpoczynku i nakładania się na siebie zbyt mocnych bodźców, do których wiele osób nie jest przygotowanych. Maratonu nie da się oszukać, on nie wybacza błędów i w bardzo dosadny sposób pokazuje nam nasze słabe punkty. Powtórzę to jeszcze raz: lepiej być niedotrenowanym, niż przetrenowanym!

 
Poniżej fotki z dzisiejszych maratońskich wypocin…
 

 
Za tydzień podbiegi!!!
 

2013-03-03T12:32:02+01:0003/03/2013|Różne|

Tytuł