hmmm….

Powiem szczerze, że już lekko zgłupiałem i wracam do punktu wyjścia w temacie mojej „kontuzji”, bo chyba tak to trzeba nazwać. Przerabiałem już sporo teorii i sporo zabiegów, ale coś czuję, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce a raczej nogi i najzwyczajniej w świecie … rozbiegać? Dlaczego tak, dlaczego nie? O to jest pytanie. Coś boli, coś spina, ale na dzień dzisiejszy wykluczam Achillesa, bo jest cały. Może wdał się tam lekki stan zapalny i to powodowało bolesność, ale bardziej niepokoi mnie spinająca w dalszym ciągu łydka. Raz ścięgno, raz łydka, jak tu jest dobrze to boli to drugie, jak boli to drugie to zaczyna boleć to pierwsze i bądź tu mądry… i pisz wiersze. Zabiegi, czyli fizykoterapia widzę, że dawały chwilową poprawę, ale całkowitej nie dały a próbowałem sporo, więc tu jak na razie odpuszczam zupełnie temat. Ostrzykanie ścięgna Depo-Medrolem spowodowało, że Achilles nie boli, ale jak to sterydy mają w zwyczaju… może kiedyś w najmniej oczekiwanym momencie powrócić… dalej boli mnie łydka, dokładniej m.płaszczkowaty, dobrze znany na dzień dzisiejszy kilku osobom a innym w ogóle nieznany, do czasu… Na 100% wiem, że jest tam przykurcz i to sprawia ból, potrafię wyizolować ten mięsień i rozmasowywać go, co boli jak cholera, ale daję radę. Wdrożyłem więcej gimnastyki i co mi lekarz zalecił, po chamsku, na maxa, aż do granicy bólu a nawet bardziej mam rozciągać tą grupę w pewien sposób. Mam stawać na schodku na palcach i mocno wciskać piętę w dół… żeby nie było tak łatwo, to mam to robić z jakimś obciążeniem. Ciekawa i dość kontrowersyjna a może i niebezpieczna metoda, ale czuję, że jest lekki postęp… lekki, ale jest. Zobaczymy, czy nie zadziała to w drugą stronę. Dziś pobiegałem jakieś 10,5km po solidnych górkach, spinało raz tu, raz tam, na początku mniej później bardziej. W domu poćwiczyłem a jutro zobaczę, jak i czy w ogóle noga będzie funkcjonowała. Za dużo czasu straciłem na niebieganie, więc coraz mniej zaczyna to mi się podobać… Oby okazało się, ze wystarczy porządna gimnastyka rozciągająca mm.płaszczkowaty, brzuchaty łydki… bo na mój gust to nic w środku nie jest naderwane ani nadwyrężone. Temat kaletki piętowej, którą wymyślił jeden polecany hmmm…. fizjoterapeuta jak na mój gust odpadła w przedbiegach. Temat USG, jak na razie upadł, nie widzę sensu, więc będę próbował, jak pisałem wyżej – rozbiegać i porządnie porozciągać te mięśnie. Jak to nie pomoże, zostają mi jeszcze w komórce dwa nazwiska fizjoterapeutów i może tu uda zasięgnąć się jakiejś nowej teorii? W każdym razie nie ma co się martwić, bo jak to trener Ratkowski mówił, „jak noga nie odpadnie – można trenować”  więc spróbuję wrócić do gry a zaraz lecę zrobić kilka wodnych kilometrów.

 

72664_227339050744174_1428677130_n

2013-03-09T14:21:20+01:0009/03/2013|Różne|

Tytuł