ku chwale ojczyzny !

_5mil
 

W armii nie służyłem nigdy, chociaż prawie dwa razy jak nie trzy byłem tam już jedną nogą. Pierwszy raz po maturze, drugi raz po krótkim epizodzie na gdańskiej Politechnice, kiedy praktycznie miałem już bilet w garści a trzeci raz po studiach, kiedy złożyłem dokumenty do WSO, które jednak wycofałem… czy to był dobry pomysł, czy nie – tego nie wiem. Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej, w każdym razie nie żałuję podjętej decyzji i cieszę się z tego, co mam i z tego co jest. Dlaczego akurat o armii? No właśnie, biegałem kiedyś w Wojskowym Klubie Sportowym „Flota” Gdynia, ba, nawet jakieś 10 lat (1990 – 2000), ale to przecież nie służba Ojczyźnie. Byłem, jestem i będę cywilem i właśnie jako cywil wystartowałem w środę w I  Biegu „Pięć Mil” o Puchar Dowódcy Dywizjonu Okrętów Bojowych, którego pomysłodawcą i organizatorem był Daniel, zawodnik naszego ASA Teamu.

 

Do biegu zostałem zaproszony, jako VIP, chociaż jaki tam ze mnie VIP, więc trzeba było pokazać się z jak najlepszej strony. Oprócz mnie, z numerem 1 startował nasz gdyński Antonio, czyli Antek Cichońćzuk oraz zaproszeni przez Daniela goście – Dyrekcja Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To motywowało tym bardziej i tym bardziej wiedziałem, że trzeba będzie pokazać się z jak najlepszej strony. Jedyne, co mnie martwiło to brak formy a raczej całkowite bezformie, gdyż od startu w maratonie obijałem się ile mogłem. Kilka razy potruchtałem, kilka razy pokręciłem na rowerze i to wszystko. Zrobiłem paskudne, leniwe roztrenowanie, a co . Należało się i tyle!

Bieg rozgrywany był w Porcie Wojennym, a jego trasa wiodła wzdłuż nabrzeża przy zacumowanych okrętach wojennych, łodziach podwodnych i śmigłowcach, więc atrakcyjność tego biegu była najwyższa z najwyższych. Start zaplanowano na 11:00, więc przed bramą zameldowałem się kilka minut po 10. Było mega zimno, wiało masakrycznie, co wcale nie napawało mnie optymizmem i zapowiadało ciężki bieg. Spod bramy odebrał mnie Daniel i ruszyliśmy do biura zawodów, zlokalizowanego w namiocie przy ORP 'Kościuszko”, na którym postanowiłem skorzystać z WC… to chyba nie był dobry pomysł. W poszukiwaniu toalety zwiedziłem połowę okrętu praktycznie od dziobu do rufy, przez maszynownię po magazyn broni, który niestety był zamknięty. W każdym razie finalnie udało się i po powrocie na ląd, co wcale nie było łatwym zadaniem, mogłem udać się na rozgrzewkę. Wiało niemiłosiernie a trasa składała się z dwóch pętli, czyli 50% było z wiatrem i 50% było pod wiatr, w tym ostatnia około 200m prosta. Podczas rozgrzewki spotkałem wielu znajomych żołnierzy, którzy również startowali w zawodach. Z mocniejszych zawodników startował Jacek Nowak, kolega z sekcji BnO, kiedyś czołowy i bardzo dobry zawodnik, obecnie równie groźny biegacz oraz również Jacek, złoty medalista Wojskowych Mistrzostw Świata w Pięcioboju Morskim w drużynie, więc bieg zapowiadał się mocno i ciekawie.

 

Punktualnie o 11:00 ruszyliśmy… chłopaki od razu poszli mocno do przodu, ja spokojnie za nimi. Nie spieszyłem się i nie kontrolowałem zupełnie czasu. Po około 500m doszedłem prowadzących Jacków i spokojnie schowany za plecami trzymałem się chłopaków. Raz na jakiś czas wychodziłem na prowadzenie i lekko podkręcałem tempo po czym zwalniałem. Z wiatrem biegło się bardzo szybko, pod wiatr… ciężko. Wiedziałem, że właśnie między sobą rozegramy ten bieg i cały czas zastanawiałem się nad taktyką. Planowałem spróbować zerwać z ostatniego kilometra i wierzyłem w mocny finisz. Oczywiście musiałem wmówić sobie, że jestem mocny i mam mocny finisz, gdyż w rzeczywistości ostatni raz szybko biegałem ponad miesiąc temu. Na około 8km z tyłu zaczął zostawać Jacek, kolega z BnO i wiedziałem, że czeka mnie ostra przeprawa z pięcioboistą. Wiedziałem, że muszę mocno podkręcić tempo i urwać się przed zakrętem na ostatnia prostą, która była pod wiatr, żeby uniknąć sytuacji, że sam pracuję pod wiatr mając za plecami mocnego zawodnika, który biegnąc w tunelu w łatwy sposób może odejść mi na ostatnich metrach. To był bardzo mocny finisz, który udało mi się wygrać i ostatecznie z czasem 32:58 z jedno sekundową przewagą zająłem pierwsze miejsce w zawodach. Przeglądając lapy z Garmina, 7-8km pokonaliśmy w 3:44 a 8-9 w 3:25, czyli o 20″ szybciej, co już się czuje w nogach. Średnia na km wyszła słaba bo 3:39, ale … mam przecież roztrenowanie i dopiero od 2.12 wchodzę w regularny trening.

 

 

To był bardzo dobry bieg, z którego jestem zadowolony. Czas to sprawa drugorzędna, ale dyspozycja, samopoczucie było ok i to cieszy.

 

Po zakończeniu zawodów i rozdaniu nagród zostałem zaproszony przez załogę ORP „Pułaski” na okręt, który zwiedziłem od A do Z, niestety bez magazynu broni i tajnych pomieszczeń oraz zjadłem żołnierski obiad w okrętowej mesie. Otrzymałem również pamiątkową grafikę z ORP „Pułaski” z dedykacją od załogi, za co z góry dziękuję. To była bardzo fajnie i mile spędzona środa, która na długo pozostanie w pamięci, szczególnie że jak pisze Polska Zbrojna „Cywil wygrał z marynarzami”.

 

 
Z tego miejsca chciałbym bardzo mocno podziękować Danielowi Kowalskiemu i całej załodze ORP „Pułaski”, za możliwość udziału w fantastycznej imprezie oraz umożliwieniu zwiedzenia okrętu wojennego. Teraz czas na … podwodniaka.
 
Ku chwale Ojczyzny!
 

2013-12-01T18:20:43+01:0001/12/2013|Różne|