po i przed startowo, czyli… nudy

No właśnie, nic ciekawego się nie dzieje. Po ostatnich startach w Pradze i w Warszawie przez dwa kolejne tygodnie biegałem sobie i już.

Praktycznie nic się nie działo ciekawego, ale… udało się zrealizować dwa fajne akcenty. W pierwszym tygodniu oprócz standardowej siły biegowej, czyli 10 x 200m biegałem 6 x 1km dość żwawo i mocno, na prędkości podobnej, jak dychę podczas OWM, czyli 3:12, 19, 18, 18, 17, 16 i byłem całkiem, całkiem zadowolony z tego treningu, szczególnie że obawiałem się, czy odpocząłem po prawie życiowej dyszce. W kolejnym tygodniu znów siła a dzień później… ciągły i to dwunacha, którą biegałem na polach w ostrym słońcu i dość odczuwalnym wietrze. Cel był prosty 3:45 – 40/km i zobaczyć co będzie później… taka sytuacja. Oczywiście zacząłem ciut za mocno, bo po 3:40, więc postanowiłem zwolnić i kolejny km wyszedł w … 3:35, następny 3:41, 38, 39, bla, bla, bla, więc postanowiłem trzymać się okolic 3:40. Samopoczucie było całkiem całkiem. Może rewelacji nie było i wielkiego luzu w nodze również, ale dokulałem się do samochodu po 43 minutach i 48 sekundach, czyli średnia na km wyszła 3:39. Tak, całkiem, całkiem… Jako, że od niedawna znów biegam z pulsometrem, reklamacja opaski udała się, więc na ostatnich metrach zerknąłem na HR i co… no i lekko się zgarbiłem. Pulsometr pokazywał wartość 183… To się ugotowałem… i praktycznie z lekkim zdegustowaniem i zdołowaniem zmierzyłem mleczany…

LA

…no właśnie i bądź tu mądry i pisz wiersze. Wartość na laktometrze wyniosła 2,3 mmol/l, czyli spokojnie i tlenowo mimo wysokiego tętna.

No i praktycznie to by było na tyle… o tym co się działo w łykend będzie później, bo działo się i to sporo, gdyż wraz z klubem organizowaliśmy po raz czwarty Aquathlon w Rumi, więc będzie i krótka relacja i  galeria zdjęć.

2014-04-28T12:25:12+02:0028/04/2014|Różne|