IMG_0142

W niedzielę dobiegła do nas smutna wiadomość. Kolejny z nas odszedł, a może odbiegł gdzieś daleko… tam, gdzie i na nas czekają nowe, nieodkryte miejsca do biegania. Góry, równiny, niziny, to, co każdy sobie wyśni i wymarzy. Prędzej, czy później o każdego z nas ktoś tam na górze się upomni i zawoła. Zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie. Dla nielicznych będzie to moment, w którym pokonywać będą kolejny zakręt, zbieg czy podbieg, lub przecinać linię mety… Chciałoby się powiedzieć, dla nielicznych szczęśliwców, ale w sumie… czy tak nie jest?

Lucka osobiście nie znałem, podobnie jak nie znałem wielu z innych biegaczy, którzy czekają na nas i wytaczają nowe trasy, by za jakiś czas nam je tam na górze zaprezentować…

Znałem kiedyś pewnego starszego Pana, który bardzo mocno się denerwował, jak nazywałem go Panem. Ba, nawet potrafił zrugać mnie, jak burego psa, jak przypadkowo wyjechałem mu z „panem”. Wojtek jestem! Jak się z nim witałem, wołał „Cześć Piotrze – łotrze” po czym podawał bardzo mocno dłoń. Wojtek był po 70 tce. Był Komandorem. Wysoki, siwy, szczupły facet. Charakterystyczna postać lokalnych biegów. Z Wojtkiem jeździliśmy na wiele biegów. Przegadaliśmy wiele godzin. Wpiliśmy razem dużo piwa. Wojtek był jednym z nas. Był biegaczem. Był rubaszny, dowcipny, bardzo grzeczny i kulturalny, ale potrafił mieć ciętą ripostę i upomnieć się o swoje. Były zawody, kiedy biegnąc ulicą zamkniętą dla ruchu potrafił stanąć na czerwonym świetle i czekać dla żartu, aż się zmieni jego kolor. Często zaczepiał z uśmiechem na ustach młode dziewczyny a nas „małolatów” wspierał radą i swoim życiowym doświadczeniem. Kiedyś powiedział mi „… wiesz Piotr, jak chciałbym umrzeć? W biegu… ” Wojtek miał zawał podczas treningu… Odszedł 27 marca 2006 roku…

Wojtka nie ma już z nami, nie ma „fizycznie”, ale jest duchowo. Stoi zawsze na starcie ustawiony gdzieś z tyłu i czeka na sygnał do biegu.

Nie ma z nami Wojtka, Lucka, Piotra, Artura i wielu, wielu innych biegaczy, którzy odbiegli do innego świata, skręcili gdzieś w prawo, czy w lewo, zamiast biec do mety ze wszystkimi. Pobiegli w inną drogę, tam gdzie ktoś ich zawołał… Zawoła i nas, bo ile razy można biegać w tym samym miejscu?

a gdy mi zbrzydną maratonów ziemskie trasy włożę „boskie adidasy”

2015-02-16T15:55:33+01:0016/02/2015|Różne|

Tytuł