Odpoczywam i nic nie robię. Nie biegam, ostatnio nawet nie kręcę na bajku, tylko jem i tyję. W sumie aż tak dużo nie przytyłem, ale w boczki idzie. Nabieram masę i tkankę tłuszczową na zimę i na weekendowy wyjazd, w miejsce do którego zawsze chciałem jechać. Do miejsca, w którym jesteśmy tylko gośćmi. Prawdziwymi gospodarzami tego miejsca są niedźwiedzie. Taka sytuacja… co prawda miśka w centrum miasta, chociaż to może za dużo powiedziane… bo mieszka tam około 2 tysięcy mieszkańców, ciężko spotkać, ale… można gdyż misiaków jest na całej wyspie a raczej na archipelagu wysp jest więcej niż mieszkańców, więc…. dlatego na każdą wycieczkę i wyjście poza miasto trzeba mieć broń. Najlepiej długą…
Jadę w piątek, wracam we wtorek, czyli dość szybka akcja, ale wystarczająco długa, by obejrzeć trochę arktycznego świata. Pogoda… na plusie, lekkim ale zawsze chociaż może i być lekko poniżej zera. Tam wszystko zmienia się z godziny na godzinę, ale i na takie akcje jestem przygotowany dzięki Bergson Riviera który prowadzi mój dobry kumpel, świr nad świry mega pozytywnie zakręcony wariat Dzida, któremu z tego miejsca chcę serdecznie podziękować za pomoc.
Jak będzie… zobaczymy. Mam nadzieję, że wrócę w jednym kawałku i będę mógł podzielić się relacją foto z tego niezwykłego miejsca.
Wracając do tematu mojego zdrowia. Rezonans odcinka piersiowego kręgosłupa całe szczęście nic niepokojącego nie wykazał, czyli jest dobrze. Po wizycie lekarskiej, dr Gietka stwierdził, że to sprawa mięśniowa. Któryś z mięśni znajdujących się pod żebrami jest uszkodzony i trzeba pójść w stronę jego rehabilitacji, więc walczymy z Maćkiem w Centrum Zdrowia i Urody w Redzie na przywróceniem mięśnia do sprawności. Poprawa jest, ale cholestwo dalej boli i przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu.
Jako, że nie trenuję to nie startuję, bo nie chcę przeginać z prochami a pomaga mi tylko diklofenak, który nie jest zbyt fajnym rozwiązaniem, więc zamieniłem go na czekoladę, wróciłem do Milki i wychodzę z założenia – dzień bez czekolady to dzień stracony, a że wybór jest duży to… jest co robić. W sumie to zawsze lubiłem słodycze. Może nie pochłaniałem ich w takich ilościach, ale nawet będąc w mocnym treningu wciągałem żelki czy pół, niekiedy 3/4 a czasami całą czekoladę i dobrze było mi z tym. Odpuściłem nawet turystyczne zwiedzanie Berlina, bo szkoda mi nóg na taki spacer. Teoretycznie wystartuję w październiku w CITY TRAIL – Szmajchel oznajmił mi, że mnie zgłasza i że mam biegać, to tak też uczynię. Potem pod koniec października połówka w Gdańsku, CT w listopadzie i 5 grudnia Reggae Marathon. Oczywiście, jak zdrowie pozwoli. Jak nie to ograniczę się do aktywnej turystyki i krajoznawstwa. Kolejny maraton dopiero 9 kwietnia na biegunie, więc czasu jest jeszcze sporo…
Nic tak nie wkurzy twoich wrogów jak, twój sukces.