…to był maj

maj 2016

Dobry miesiąc… w sumie ryszło 714 km i 48 godzin i 27 minut wysiłku. Hmmm… z drugiej strony kiedyś po tyle km się biegało miesięcznie i wtedy było dobrze. Teraz biegowo wyszło 323 km, czyli dość skromnie, jak na maniaka kilometrów i objętości przystało. No może kiedyś maniaka… teraz lenia, który jednak ruszył swoje cztery litery i co najważniejsze usystematyzował swój trening. To był priorytet i mam nadzieję, że się ruszyło…

Jak wspomniałem nabiegałem 323 km a nakręciłem 379 km, reszta to wodne igraszki, które w tym roku schodzą na dalszy plan. Staram się pływać tyle ile wystarczy żeby się nie utopić i przepłynąć w jednym kawałku 1900m na herbalajfie. Wiem, że powinienem pływać więcej i mocniej, ale postawiłem na rower. Co prawda kręce tylko na MTB, na szosie byłem bodajże dwa  razy, ale rower to rower, a MTB to siła a siła to siła i tyle w temacie. Pamiętam 2013 rok i start w Sierakowie, gdzie przejechałem na 1/2 IM „prawie” 90 km w uwaga… nie śmiać się i nie popuszczać… w 3:06, nie żeby godziny ale w 3 minuty i 6 sekund… no dobra… w 3 z hakiem przejechałem 86,3 km. Żenujące, dołujące, deprymujące i zabawnie zabawne. Takim tempem – 27,2 km/h – jeździ się rozjazdy a nie… no dobra. W każdym razie grunt to wyciągnąć wnioski i wziąć się do roboty a nie gadać, że grało się słabo bo padał deszcz… oj biedna dziewczynka, która zmokła i ślizgała się jak pies na lodzie bo popadało… i kilka baniek poszło w błoto. Ojojojoj… to taka brutalna aluzja w stronę tenisa ziemnego i wczorajszej awantury o deszcz. Jak ktoś jest dobry to wygra i burzy śnieżnej, szczególnie że jest wyczynowym zawodowcem albo zawodowym wyczynowcem… chłopaki nie płaczą…

Wracając do trajlonu i mojej nieumiejętności, czyli rowerowania, dyscypliny w której jestem  słabszy niż słaby. Pamiętam, jak po Sierakowie, gdzie chyba przyjechałem ostatni albo jeden z ostatnich… 282 wynik na 367 osób, które ukończyły zawody… to musiałem coś z tym zrobić. Zacząłem kręcić na rowerze, głównie na góralu, jeździć dużo siły typu płyta – oś, podjazdy i górki. Zaowocowało w Gdyni na połówce, gdzie wg gremlina na 90,3 km trasie pojechałem 2:48:29, czyli po 32,2 km/h. Jest różnica ? Średnia prędkość / km wzrosła o 5 km/h. To dużo. Oczywiście można a nawet należy powiedzieć, że trasa trasie nie równa, ale… nie było kompromitacji na rodzinnej ziemi.

…więc jeżdżę i ma z tego frajdę. Lubię się sponiewierać na górkach w TPK czy w Puszczy Darżlubskiej a zmienne jazdy, kiedy cisnę w II i III zakresie intensywności kręca mnie, jak nigdy. Na rowerze potrafię się bardziej ujechać niż na mocnym bieganiu i potrafię wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii niż trzeba. Oczywiście na góralu, bo szosy nie lubię. Ba, nie cierpię szosy i mam odruch wymiotny, jak mam iść pokręcić na ulicę. Taki ze mnie trajlonista… jak z koziej dupy trąbka.

…wracając jeszcze raz do tri. Postanowiłem sobie, że w tym roku przeproszę się z tą dyscypliną i powalczę o PB na 1/2 IM, które nie jest zbyt wygórowane, bo wynosi tylko 4:50:36, ale… w 2013, jak startowałem byłem lepszym pływakiem, może nie do końca rowerzystą, bo kolarz to za duże słowo i nie wiem, czy nie lepszym biegaczem… Trasa rowerowa była szybsza i było mnie trochę mniej, w każdym razie wizualnie. Więc, jak uda się poprawić PB i spodoba mi się znów ta dyscyplina sportu to w przyszłym roku trzeba będzie powalczyć o … < 4:30 tereeeeee. Jeszcze nie wiem, co na to powie Iwona i moje Achilesy, ale myślę, że aż tak źle nie będzie. Pożyjemy zobaczymy.

Miało być jednak o maju, kiedy to klępa pachniała łosiem czy sasem. A może była to Saska Kępa a nie klępa? Nieistotne… Cóż. W maju udało mi się zrobić kilka fajnych akcentów biegowych, z których jestem nawet zadowolny. W tym tygodniu a  dokładniej wczoraj, na 4 dni przed maratonem pobiegłem 8 km na ślimaczych prędkościach, czyli 3km po 4’04 + 3km po 3’58 + 2km po 3’51 i laktometr pokazał 1,1 mmol/l a średnie tętno wyszło 163… chyba coś drgnęło. W niedzielę na podobnym treningu, no może nie do końca, bo była to dwunacha ciągłego, myślałem że wyzionę ducha. Biegałem po 3’48 na HRavg 178 przy LA 2,8. Pogoda, duchota, parówa i ciepło… to chyba było jedną z przyczyn mojego kiepskiego samopoczucia oraz nałożenie się dużego roweru na siebie. Tydzień temu, ale o tym pisałem biegałem mocne BNP 26km, nieco wcześniej zaliczyłem fajny start na „prawie” dychę po 3’29/km, jakieś minutówki, wczesniej mocną zakładkę rower / bieg… i więcej szaleństwa nie było. Fakt, że czuję się dość dziwnie prawie nic nie biegając i nie wiem, czy to odda w sobotę na martaonie, szczególnie że ostatnie 3 tygodnie biegowe wyglądają dość mizernie… 69 km, 88 km, 38 km, będzie jazda bez trzymanki.

…a i tak na koniec meta zweryfikuje wszystko.

Ryzyko, które podejmujesz, jest miarą tego, co cenisz. – Jeanette Winterson

PS. wyniki moich dotychczasowych połówek, aż trzech:

  1. 05:17:10 – Susz 2011, 
  2. 05:15:57 – Sieraków 2013, 
  3. 04:50:36 – HTG 2013.
2016-06-01T08:42:14+02:0001/06/2016|Starty, Trening|

Tytuł