![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-Piotr-Suchenia.jpg)
Plan był prosty. Pojechać w góry i pohasać po szlakach oraz wyczyścić beret od toksycznego myślenia i codziennej rzeczywistości. Taki pełen twardy reset i to wszystko w doborowym towarzystwie w pięknych okolicznościach przyrody i co najważniejsze na sportowo. Pierwotnie myślałem o Szklarskiej, ale finalnie padło na Zawoję i okolicę Babiej Góry, czyli tam, gdzie 8 czerwca dostaniemy ultrawpierdziel podczas Ultramaratonu Babia Góra. Oczywiście jak na barowych leszczy przystało zapisaliśmy się na dystans 2 x Babia, ale i tak czeka nas babiogórska masakra piłą mechaniczną do kwadratu. Będzie jazda na maxa i to bez żadnej trzymanki. Dodam, że dystans 2 x Babia to około 52 km i ponad 3700 m w pionie. Normalnie, jak w domu wychodzę na 30 km rozbieganie i mam 300 – 400 m w górę to uważam, że trasa była pagórkowata. Jak przewyższenie przeskoczy 500 m, co zdarza się rzadko, uważam, że biegałem po górach. Taki ze mnie góral z nad morza…
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-13-1024x768.jpg)
Wracając do wyjazdu, to pojechaliśmy we trójkę. Na pierwszy ogień puścił się Michał, który miał przetrzeć szlaki i zrobić rekonesans a dzień później na miejsce dotarła grupa uderzeniowa w sile dwóch, czyli Binczuś, Mały Wielki Człowiek i ja. Pierwotnie zakładaliśmy zrobić rekonesans trasy, ale finalnie trochę się wszystko rozlazło, chociaż i tak poznaliśmy, co będzie nam dane albo nie dane za niespełna dwa tygodnie.
Michał zrobił pierwszy rekonesans w środę wieczorem a w czwartek polatał po trasie sprawdzając, czy na pewno da się tam poruszać czy nie. Dało się, więc było git. W piątek, ruszyliśmy razem. We trójkę. Do lasu. W góry. Na przełaj… po tracku, bo tam w lesie chodzą ludzie… Tak twierdził Michał i zapierał się ręcyma i nogyma, że tak będzie najlepiej i damy radę. Pitu, pitu…ale kto nie próbuje ten nie wie, więc wgraliśmy ślad trasy w zegarki i ruszyliśmy na spacer. Jak początek jeszcze jakoś szedł, bo track prowadził szlakiem, to komplikacje a raczej kombinacje alpejskie zaczęły się w momencie, kiedy z tego szlaku zeszliśmy i wbiliśmy się na zwykłe leśne drogi, wyjeżdżone przez drwali i wybiegane przez leśne zwierzęta.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-8.jpg)
Oczywiście Michu, pomysłodawca tej trasy, po której ludzie normalnie biegają cały czas, co widać na Stravie zabezpieczał tyły a całe natarcie szło z przodu. Umiał się ustawić chłopak, ale jak napisałem wyżej, trzeba było spróbować. Próba skończyła się w momencie, kiedy skończyła się droga, zaczął się gęsty las a track z zegarka kazał skręcić w dół i cisnąć strumieniem, a raczej małą górską rzeczką. Przez chwilę próbowaliśmy pocisnąć w górę, przez chaszcze, wiatrołomy i jagodziny, żeby wleźć na górę, ale dość szybko odeszliśmy od tego pomysłu. W sumie to na dobre wyszło, bo ten wpis mógłby się nie doszukać publikacji, gdyż z górami nie można zadzierać. Zawsze, ale to zawsze będą górą i kropka.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-3.jpg)
Sobota…
Na ten dzień zaplanowany mieliśmy kolejny objazd, obchód czy obieg trasy. Tym razem ten wyższy w okolicy szczytu do którego zamierzaliśmy podreptać trasą biegu. Oczywiście na starcie plan został skorygowany i dopasowany do jakości dróg, bo chcieliśmy w końcu pobiegać a nie przedzierać się przez chaszcze. Oczywiście byliśmy świadomi, że prędzej czy później wylądujemy w jakiś malinach, ale… cóż. Nie ma ryzyka nie ma zabawy. Tak więc Michu ruszył w górę a my z Binczusiem niebieskim szlakiem w dół i potem gdzieś w lewo, gdzieś w prawo, jakimś czarnym szlakiem aż do schroniska w Markowych Szczawinach.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-2.jpg)
Ze schroniska postanowiliśmy pobiec w lewo, niebieskim i zobaczyć, czy na pewno Perć Akademików jest zamknięta i mimo, że tamtędy ma biec trasa, na dzień dzisiejszy jest „closed”. Szlak niebieski w dół był super. Lecieliśmy na luźnej nodze po 4’10 i było pięknie. Minęliśmy zamkniętą perć i postanowiliśmy wbić się do góry zielonym szlakiem prowadzącym przez Perć Przyrodników. Oj zaczęła się wspinaczka i skończyło bieganie. Znaleźliśmy śnieg, ślady zwierza, który równie dobrze mógł być niedźwiedziem, rysiem, jak butem turysty i po chwili byliśmy na grani i czerwonym szlakiem cisnęliśmy w stronę Babiej Góry, czyli Diablaka.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-5.jpg)
Po śniegu, po kalotach, po kamyczkach. Binczuś poczuł zew natury i cisnął w górę jak młody koziołek a ja zapowietrzony klnąc pod nosem leciałem za nim. Na szczycie dogoniłem go, porobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w dół mijając się z uczestnikami innego biegu, którzy w sporej grupce dreptali w jedną i w drugą stronę. Było cudownie. Piękna pogoda, fajna ścieżka składająca się ze skał kamieni po której nie szło biec, śnieg, korzenie i ostro w dół. Jazda na maxa… a najlepsze to, że to trasa zbliżającego się wielkimi krokami ultramaratonu. Oj będzie ultrawpierdziel. Oj będzie bolało, ale wiedziały gały, co brały, albo nie wiedziały.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-11-768x1024.jpg)
Tym razem na zbiegu to ja byłem górą i zostawiłem Tomka za mną. To pewnie po ALE żelkach z kofeiną, których paczkę wciągnąłem na szczycie. Złapałem taki cug, że nikt nie był w stanie mnie dogonić. Tak sobie to teraz tłumaczę i nie istotne, że na Stravie z tymi przebiegami jestem daleko, daleko z tyłu… Dla mnie było super. Po chwili dobiegliśmy ponownie do schroniska i zadzwoniłem do Michała. Martwiłem się o chłopa, czy nie został pożarty przez jakiegoś zwierza, albo czy nie zmarzł lub nie umarł z głodu. Całe szczęście żył i miał się dobrze. Biegł swoim tempem prosto przed siebie. Zuch chłopak. Minęliśmy się z nim na szlaku i po spadliśmy w dół chyba żółtym czy zielonym szlakiem. Nie pamiętam. Wiem, że było mokro i z racji tego kręciliśmy filmiki na zbiegu, licząc że któryś z nas zaliczy spektakularną glebę co zostałoby uwiecznione na filmie. Niestety nic takiego się nie stało i w jednym kawałku dobiegliśmy do miasta, gdzie zboczyliśmy z drogi na zimny browar. Oj był pyszny i wchodził, jak najlepszy izotonik. Było tak błogo, że tym razem Michał zaczął się o nas martwić i postanowił z własnej nieprzymuszonej woli przyjechać po nas i odwieźć do hotelu. Dzięki ziom. Reszta dnia przebiegła w błogi i niczym nieskrępowany sposób. Pasa, spać, SPA, pić, spać… aż do niedzieli, gdzie czekało na nas kolejne wyzwanie. Dodam tylko, że w sobotę zaliczyliśmy 24,1 km w tym 1216 m pod górę. Pięknie. Średnie tempo wyszło 7’46/km czyli bardzo optymistycznie.
Niedziela, niedziela będzie dla nas…
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-6.jpg)
Misiek niestety opuścił nas w sobotę i zostaliśmy sami. Plan na niedzielę był prosty. Wbić się na Babią Górę od strony granicy ze Słowacją, do której wcześniej trzeba było jakoś się dostać. Najpierw czarnym szlakiem w górę, górę , górę potem przez łąkę gdzie oczywiście się zgubiliśmy i musieliśmy truchtać ścieżką wydeptaną przez bobry. Całe szczęście w końcu wypadliśmy na zielonym szlaku i można było dalej cisnąć w górę przez Przełęcz Kamińskiego wprost na czerwony szlak prowadzący po granicy polsko – słowackiej. Oj ten szlak wszedł nam w tyłki. Nie dość, że było mega pod górę to jeszcze było wąsko, ciasno i długo. Szlak wiódł prosto i gdzieś na jego końcu widać było Małą Babią. Gdzieś daleko, daleko, daleko tam… hen, hen, hen daleko… Maszerowaliśmy dobre 4 km jak nie 5 km, ale było pięknie. Cisza, spokój, zero ludzi. Tylko natura.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-1-e1559295192489-1024x768.jpg)
Po wdrapaniu się na Małą Babią obraliśmy kierunek Babia Góra, gdzie tradycyjnie zrobiliśmy krótką sesję foto i zbiegliśmy w dół czerwonym szlakiem do Przełęczy Krowiarki. Tamtędy będzie również prowadziła trasa i będzie to bardzo ciężki zbieg. Schody, wiatrołomy, kamloty, ludzie i cały czas mocno w dół. Będzie bolało, ale już nie mogę się tego doczekać. Najlepsi pokonują ten odcinek w 18 minut z małym ogonkiem. Myśmy z przerwami zbiegali poniżej 30 i pewnie dałoby się trochę urwać, ale przy okazji można byłoby sobie urwać nogę lub dwie. Z przełęczy skręciliśmy w lewo na niebieski i po kilku km w dół jakąś dziwną drogą, na której nie było żadnych oznaczeń. Droga wiodła bardzo mocno w dół i był to paskudny zbieg.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-7.jpg)
Kamienie, szuter, strumyczki i wszystko w dół. Mocno w dół. Binczuś cisnął w dół, ja w bezpiecznej odległości za nim, do czasu, kiedy w krzakach coś nie zaczęło szeleścić, łomotać i furczeć. Wtedy zamieniliśmy się miejscami i bez żadnych hamulców lecieliśmy w dół, ile mocy w nogach. Byliśmy tak zaorani, że wypiliśmy wszystko, co mieliśmy do wypicia i musieliśmy się posiłkować wodą ze strumienia. Była zimna, pyszna i lekko zalatywała mułem, który osiadał na zębach. W każdym razie byliśmy bliżej niż dalej hotelu a że droga wiodła w dół, to postanowiliśmy do wykorzystać i przycisnąć. Końcówka wyszła poniżej 4’/km i nogi zostały fajnie przekręcone i naoliwione. Serducho przepalone a płuca przetkane. Wyszedł dobry trening. 29,8 km i 1487 m w górę.
Na tym zakończyliśmy naszą wyprawę w góry. Zrobiliśmy w sumie trzy treningi biegowe. Wyszło niespełna 70 km biegania po górach w tym 3700 w pionie. Na zawodach będzie tyle samo w pionie, ale o niecałe 20 km mniej i to do pokonania na jeden raz i aż boję się o tym myśleć.
![](https://run-passion.pl/wp-content/uploads/2019/05/Babia-Góra-2019-Piotr-Suchenia-10-e1559295287404-1024x768.jpg)
Babia Góra potrafi ostro sponiewierać. Podbiegi czy raczej podejścia potrafią zmasakrować nogi a zbiegi dobić je jak osinowym kołkiem dobija się wampira. Pogoda… może być różna. Coś czuję, że będzie powyżej 20 kresek na plusie i to da się odczuć. W każdym razie zapowiada się ciekawa impreza i mam nadzieję, że będzie tak samo GIT, jak podczas naszego szalonego wypadu.
U widnokręgu, hej! w dali,
W stronie, gdzie niebo się pali,
Siedzi starucha;
Śniegami siwa, mgłą skrzepła,
Od słońca blasków oślepła,
Od grzmotów głucha – Felicjan Faleński, Babia Góra