Sierpniowe szaleństwo. O zgrozo!

Co to był za miesiąc. Zbliżyłem się do 200 km, a dokładniej przebiegłem całe 195 km, czyli najwięcej w tym roku. Jako, że mi się nigdzie nie spieszy i powoli dłubię to, co mam wydłubać za jakiś czas, jestem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Najważniejsze, że nic sobie nie zrobiłem, nie urwałem i nie zepsułem (odpukać w niemalowane!).

Miesiąc rozpoczął się urlopem w Harrachovie, gdzie z Olafem w plecaku zwiedzaliśmy czeskie szlaki turystyczne. W tamtejszych rejonach byłem tylko raz z zawodnikami i teraz chciałem bardziej tam się pokręcić i sprawdzić, co mają do zaoferowania tamtejsze trasy. Okazało się, że jest co robić. Szlaki są bardzo dobrze oznaczone, można tam biegać, jeździć na rowerze czy wędkować. Hipotetycznie i teoretycznie, gdybym dalej bawił się w trenowanie, to mocno rozważyłbym opcję treningu właśnie tam, a nie w Szklarskiej czy w Jakuszycach. Biegowo udało mi się raz wyskoczyć na dyszkę rozbiegania i było całkiem sympatycznie.

Sierpień stanął również pod znakiem startów w BnO, które niestety do udanych zaliczyć nie mogę. Grand Prix Polonia, Baltic Cup czy Puchar Pomorza okazały się wielką porażką i idealnie pokazały piękno i kwintesencję orienteeringu. Do czego piję. Bieg na Orientację to taki sport, gdzie trzeba mieć końskie kopyto, bardzo szybko myśleć i analizować oraz, co najważniejsze przez cały bieg być w 200% skoncentrowanym. Wystarczy mała dekoncentracja, odbiegnięcie myślami od mapy i terenu i zaczyna się chaos. Zawsze miałem z tym problemy, raz mniejsze, raz większe, ale były. Tym razem niestety dostałem w łeb, ale tylko dlatego, że miałem w głowie jedną wielką niedomkniętą sprawę, która nie tyle mi ciążyła, ale przygniatała. Czego bym nie zrobił, gdzie bym się nie ruszył to gdzieś z tyłu głowy. To siedziało tak mocno, że spędzało mi sen z powiek i niestety przekładało się na codzienne funkcjonowanie, o biegu nie wspominając.

Do samych startów jeszcze wrócę. Wrzucę mapy z przebiegami począwszy od Sudety Cup przez Grand Prix Polonia, Baltic Cup i Grand Prix Pomorza plus linki do liveloxa, żeby można było się ze mnie pośmiać, bo to co robiłem w lesie woła o pomstę do nieba. Można by było to skwitować jednym prostym sformułowaniem „O Zgrozo!”. Dlaczego tak? Kiedyś byłem studentem Politechniki Gdańskiej. Było to dawno i sam nie wiem, dlaczego tam trafiłem a w szczególności na wydział chemiczny, gdzie moja znajomość chemii porównywalna jest do znajomości zasad punktowania w balecie mongolskim pod wodą. Tak, czy siak byłem dumnym studentem PG. Mieliśmy ćwiczenia z matematyki z panią mgr Ireną Szycą. Bardzo sympatyczna pani, surowa, wymagająca, ale chyba tacy wszyscy są wykładowcy na PG. Po pierwszych ćwiczeniach z matmy, wiedziałem że to kwestia czasu, aż władze uczelni podziękują mi za wstąpienie do ich skromnych progów. Matmy nie kleiłem, mimo że na maturze miałem 5 z pisemnej i 5 z ustnej. Nie wiem, jak to zrobiłem, szczególnie że zarówno jak w podstawówce, jak w liceum byłem uczniem dostatecznie ogarniającym ten materiał.

Miało być o startach, jest o matematyce… ale jak już zacząłem brnąć, to dojdę do końca. W każdym razie po któryś z ćwiczeń pani magister stwierdziła, że zarówno ja, jak i kolega z ławki najlepiej sprawdzamy się w wycieraniu tablicy i muszę przyznać jej rację. Po pierwszym kolokwium, którego oczywiście nie zdałem, pani Irena pięknym czerwonym długopisem napisała O ZGROZO! I to było idealne podsumowanie moich matematycznych umiejętności i nic na to nie poradzę. Żeby jednak nie było, że byłem takim głąbem do kwadratu w naukach ścisłych, to muszę nadmienić że zdałem zaliczyłem laboratorium z fizyki na trójkę a potem będąc studentem Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu, jako jedna z dwóch osób na roku zdałem w pierwszym terminie egzamin z biomechaniki na piątkę! Taka sytuacja.

W każdym razie, jak jeszcze Sudety Cup jakoś przeżyłem, to kolejne trzy etapówki wolałbym zapomnieć. Głowa nie dojechała, gdyż była przytłoczona zbyt dużym ciężarem, który skutecznie blokował przekazywanie prawidłowych impulsów i poziom koncentracji sprowadzał do poziomu zerowego.

Reasumując. W sierpniu wystartowałem 10 razy, przebiegłem 195 km i przemaszerowałem z Olafem 63 km. To był bardzo udany okres, z którego udało się wyciągnąć wiele wniosków na przyszłość. Tak na to patrzę i tak do tego podchodzę.

Błogosławione niech będą moje porażki! Zawdzięczam im wszystko, co wiem. – Emil Cioran

2023-09-20T15:33:51+02:0020/09/2023|Podróże, Trening|

Tytuł