Styczniowe ścigańsko w TPK

Po powrocie z górskiego zgrupowania nadszedł czas na przepalenie płuc i nóg, czyli na łykend startowy. W sobotę kręciłem nóżką na Zimowym Festiwalu Biegowym Ultra Way, natomiast w niedzielę na City Trail. Zmęczyłem, się i było git.

Zimowy Festiwal Biegowy Ultra Way

Sobotniego startu nie mogłem sobie odmówić ze względu na lokalizację miejsca i trasy zawodów. Bieg rozgrywany był w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, a dokładniej w lasach, w których się wychowałem. Były to okolice starej wieży widokowej oraz Krykulca, czyli miejsca, które doskonale znałem. Organizatorzy przygotowali ciekawą trasę o długości 10,7 km, gdzie do pokonania było 420 m w górę. Było więc co robić i gdzie się zmęczyć. Pętla okrążała całe Witomino, czyli dzielnicę w której mieszkałem ponad ćwierć wieku.

Start zaplanowano na godzinę 13:00 i w czteroosobowym składzie runpassion.pl TEAM ustawiliśmy się na kresce. Przed startem, jak zawsze, zrobiłem przegląd osobowy i policzyłem, że powinienem bez większych trudności wejść w kategorię wiekową a nawet ją wygrać. Oczywiście kierując się przysłowiem „meta zweryfikuje wszystko” nigdy, ale to nigdy nie można być pewnym wyniku przed startem, ale… czasem medale są już wcześniej rozdane.

Fot.: Łukasz Zwoliński Fotografia

Fot.: Łukasz Zwoliński Fotografia

Po wystrzale startera ruszyliśmy. Szybko policzyłem kto może być przede mną, a kto nie i taktycznie zabrałem się do opracowania biegu. Zgodnie z przypuszczeniami urwała się pierwsza trójka, a raczej czwórka a ja za nimi. W najgorszym przypadku mogłem dobiec na drugiej pozycji na metę, bo okazało się, że z Krzyśkiem jesteśmy w jednej kategorii, ale musiałby nie wejść w trójkę, co obstawiałem za niemożliwe.

Biegło się spoko. Lekko czułem w nogach górskie kilometry, nie było mocy na podbiegach, a grząski śnieg utrudniał płynny ruch, jednak jest zima i takie warunki są codziennością. Zawsze miałem z tym problem, gdyż biegam wysoko ze śródstopia i potrzebuję przyczepności, a jak się zapadam to szybko się irytuję. Tak, nie lubię biegać po śniegu i nic na to nie poradzę. W każdym razie wyrobiłem sobie dość dużą przewagę nad kolejnymi zawodnikami i jedyne osoby za plecami, które widziałem, były te z innych dystansów. Po około połowie dystansu uspokoiłem tempo i z nóżki na nóżkę, z uśmiechem na twarzy pokonywałem kolejne podbiegi oraz zbiegi, których było multum. Trasa była pod tym kątem bardzo ciekawa i urozmaicona. Nie było nudy, tylko cały czas trzeba było pracować, góra, dół, góra, dół, góra, dół i tak aż do samej mety.

Fot. AK-SKA PHOTO

Na trasie spotkałem kilku dawnych znajomych z dłuższego dystansu, z którymi przyjemnie sobie pogawędziłem. Taki urok startowania w komforcie na bezpiecznej pozycji. Wbiegając na Narodowy Stadion Rugby, gdzie zlokalizowana była meta, poczekałem jeszcze na Mirka, który zwyciężył w swojej kategorii wiekowej. Finalnie Zuza była 2 w kategorii open kobiet, Adam 3 wśród mężczyzn a ja z Mirkiem zwyciężyliśmy w swoich klasyfikacjach. Na dłuższym dystansie Radek finiszował 2 w open a Tomek był 1 w wiekowej. W imprezie startowali jeszcze Krzysiek i Marcin, którzy zaliczyli bardzo konkretny bieg.

Fot. Okiem Inżyniera / Festiwal Biegowy Ultra Way

City Trail

Trochę obawiałem się tego startu. Nogi miałem dalej ciężkie, a myśl o otwierającym 2 km gdańskim podbiegu nie napawała mnie optymizmem. Jedyne co mogłem zrobić, to solidna rozgrzewka i spokojny początek i tak też zrobiłem. W bardzo sympatycznym gronie zrobiliśmy niecałe 4 km rozbiegania, trochę ćwiczeń i ustawiliśmy się na starcie.

Fot.: AK-SKA PHOTO

O 11 ruszyliśmy. Od samego początku czułem się jak wóz z węglem za którym jedzie anielski orszak. Było ciężko, ale wiedziałem że muszę jakoś przetrwać do końca górki, a potem się zobaczy. Wlokłem się mozolnie. Obok mnie cisnął Marcin, gdzieś z tyłu była Ola a przed sobą widziałem Pawła. To pozwoliło mi zaprogramować głowę na resztę dystansu. Postanowiłem dotrwać z Marcinem do końca podbiegu, potem mu się urwać i gonić Pawła. Tak był plan i idealnie go zrealizowałem. Czaiłem się na wąski singiel i na zbieg, gdzie chciałem depnąć i rozkręcić nogi.

Fot.: AK-SKA PHOTO

Wiedziałem, że moim atutem są zbiegi i umiejętność poruszania się w ciężkim terenie. W takim, gdzie inni myślą i kombinują, gdzie postawić stopy, ja biegnę i przyspieszam, więc biegłem i przyspieszałem mijając kolejnych biegaczy. Pawła przegoniłem i za cel obrałem Filipa, którego również przegoniłem na podbiegu, na którym przestałem słyszeć anielski orszak, ale tylko z tego powodu, że widziałem już bramy Valhalli. Byłem solidnie sponiewierany i nie miałem siły. Napędzała mnie tylko myśl o kolejnym zbiegu, na który czekałem z utęsknieniem. Puściłem więc nogi, prawie staranowałem kolejnego Pawła i pomknąłem do mety, jednak do walki włączył się Filip… którego ataku nie udało mi się obronić i wyprzedził mnie na finiszu. Miał moc na ostatnich metrach, ja niestety nie. Ja miałem dość, ale cieszę się, że wystartowałem w tych zawodach. Ostro się sponiewierałem, przewentylowałem i tego właśnie było mi trzeba.

Motywacja do wygranej jest ważna, ale motywacja do przygotowania się jest niezbędna – Joe Paterno

2024-02-02T10:52:59+01:0001/02/2024|Motywacja, Starty, Trening|

Tytuł