Niestety… znów miałem racę, co nie spodoba się wielu miłośnikom i fanom GPSów, nawet tych najnowszych i najbardziej doskonałych z najdoskonalszych. Jakiś czas temu, w sumie to dawno, dawno temu… jak jeszcze biegałem z Polarem RS 800 SD, czyli jak na tamte czasy najbardziej wypasionym Polarem na rynku męczyłem się z czujnikiem kadencji. Chyba tak to się nazywało. Był taki bajer, który przyczepiało się do buta, kalibrowało odpowiednio do nawierzchni (?), treningu (?), buta(?) i leciało… po km było ppiiippppp i zegarek pokazywał, że 1km przebiegłem w 3″38… Jak miało się to do BNP… lepiej nie mówić. Zegarek pokazywał jedną wielką bzdurę. kilometry wychodziły jak chciały i niestety mało który oddawał rzeczywistość. Oczywiście, początkowe były całkiem, całkiem przyzwoite ale im dalej, im szybciej, tym gorzej… różnice i odchylenia sięgały grubo powyżej 100m na 1km… O Garminach kiedyś już pisałem i wspominałem, jak lubią gubić sygnał i pokazywać, szczególnie podczas dedykowanych, mocnych treningów w lesie różne dziwne wskazania. Mam tu na myśli treningi biegane na zadany czas, który odgrywa bardzo istotną rolę. Prosty przykład – 10km po 4’00 … czy jest różnica jak pobiegnie się po 4’00 czy po 3’55 a może po 4’07/km? A co będzie jeżeli jeden km wyjdzie w 4’08, drugi w 3’58 a trzeci w 3’44? Spotkałem się z takimi odchyleniami na swoich treningach, więc tu mam zasadę ograniczonego zaufania. Słyszałem różne opinie, o nowych softach, super extra dokładnych czujnikach bla bla bla bla… gadanie… Dziś miałem piękny przykład, który w 110% utwierdził mnie w swoim przekonaniu. Niestety upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu, co finalnie bardzo mnie… zmartwiło. Na treningu do OWM biegaliśmy BNP. Trening realizowany był na leśnej drodze, na wahadle 1km, w miejscu w którym biegałem kilkanaście lat temu wszystkie swoje treningi. Były to tempa, ciągłe i inne alpejskie kombinacje. 1km w górę, 1km w dół… itd. W tamtych czasach nie było jeszcze GPSów, więc odcinki mierzyło się albo rowerem, albo miarą i kreśliło się znaki na słupach, drzewach, murkach…
Może widać niewyraźnie, ale jest tam, mniej więcej na wysokości 1/3 słupa „białe zero”, które namalowałem… myślę, że w 2000 albo w 2001 roku… Tak się kiedyś biegało i tak biegam dziś. Miara, farba, znaki i jazda. Dlaczego? Raz, że uczę się trzymać zadaną prędkość a dwa – wiem, że przebiegłem 1km a nie 1,097km albo nie 987m… zależy jak księżyc / słońce / chmura się ustawi, czy jak inne ustrojstwa wpłyną na sygnał GPS. Może dla niektórych to mało ważne i mało istotne, ale nie dla mnie. 1 = 1 i 2 x 2 = 4. Innego wyjścia nie ma. Wracając do naszego dzisiejszego treningu. Ruszaliśmy od „0”, na 0,5km narysowałem znak i powiedziałem o tym grupie, podobnie na „1km”.
Miejsca w miarę zgadały się z tymi sprzed kilkunastu lat, więc było ok. Co zauważyłem? Dwie sprawy:
- 1. komentarze – ale sygnał GPS ucieka…
- 2. nieumiejętność biegania na czas
Znak 0,5km był totalnie ignorowany przez grupę, która uważała go za zbędny i za zbyteczny a to bardzo źle. Zawsze od kiedy pamiętam kontrolowało się tempo na połówce, czy na pierwszych 200-300m i to była „świętość”. Niestety w dobie dzisiejszej technologii ta umiejętność i ten nawyk jest odkładany do lamusa, co późnej widać na zawodach obserwując szarpane i rwane tempo. Często widziałem takie sytuacje biegnąc w grupie… każdy patrzy na GPS i jak zbliża się do znaku słychać tylko „o kur…cze, za szybko, za wolno, ale tan garmin się myli” etc. etc. Nie twierdze, że bieganie z GPSem jest złe, bo sam tak robię, ale nie biegam mocnych treningów, podczas których mam przebiec np 3 x 4km po 3’35/km na tzw giepeesa… biegam na kreski na asfalcie, biegałem na kreskach i będę biegać na kreskach. Wiele osób dziwi się, że potrafię polecieć równo jak w zegarku np. czternachę ciągłego po 3’45/km… jakbym biegał na GPSa za Chiny ludowe nie potrafiłbym tego dokonać, ale ucząc się prędkości, wgrywając się na nie, załączając swój tempomat umiem i potrafię to zrobić, zarówno na treningu, jak i na zawodach. Bieg ciągły nie jest tożsamy z biegiem zmiennym a znam przypadki kiedy zawodnik zapatrzony w zegarek jak w swojego boga biegał 1km po 4’15 a drugi po 4’30… trzeci po 4’19 itp. itd. a potem zamiast na zawodach polecieć mocno… biegał do tyłu szarpiąc i rwąc tempo, jak niedoświadczony młodzik. Wiem, że się powtarzam i że znów do tego wracam, ale dziś miałem kolejny przykład.
Niestety.
Sam trening był fajny i sympatyczny, chociaż nawierzchnia była fatalna, ale mamy zimę, więc warunki są zimowe. Zaciekawił mnie jeszcze komentarz, w stylu „kto wymyślił bieganie BNP pod górę i z góry…„. W porównaniu z „czarną drogą” ta dzisiejsza była płaska i prosta jak trasa maratonu w Berlinie, Dubaju czy Rotterdamie.
Poniżej kilka fotek z dzisiejszego biegania, pozostałe są na FB na moim profilu.
Za tydzień tematem treningu będzie zróżnicowana siła biegowa … będzie się działo!
…noga niestety nie działa, jak trzeba i coś się obawiam, że optymistycznie może to się nie zakończyć (odpukać) i czeka mnie dłuższa przerwa. W każdym razie mogę pływać, wczoraj znów było ostro w tyłek, najgorsze były 300m odcinki w łapkach albo 150-tki w stylu 25m mocno + 100m śreednio mocno + 25m max…