Jeden z najbardziej hardcorovyvh i stresujących tygodni za mną. Dlaczego było ciężko? W piątek organizowaliśmy dziewiątą edycję Nocnego Biegu Świętojańskiego, do którego zgłosiło się prawie 5 000 zawodników. Sporo… dużo, ba nawet bardzo dużo abo więcej niż dużo. Miało być 3000- 3500 a tu taka niespodziewanka. Jak zawsze listę startową zamknęliśmy na 2 tygodnie przed zawodami, ale i tak nie uchroniło to przed nawałem telefonów, maili z zapytaniami, protestami i innymi dziwnymi określeniami… Oczywiście nie obyło się bez gróźb w stylu „napiszę do wszystkich mediów, żeby wasz oczernić…” jakim prawem tak szybko. Były popsute komputery, brak prądu, wyjazd za granicę, pies zjadł zeszyt… i takie tam. Taką mamy chyba naturę i mentalność, że nie potrafimy przestrzegać ogólnych zasad i postanowień, nawet jeżeli wcześniej sami je zaakceptowaliśmy. Jak złapią cię za rękę – mów, że to nie twoja ręka… To jedno. drugie, co mnie zdziwiło to wielki foch i „kapslokowanie” swojej irytacji i zbulwersowania podczas rozmowy na FB z jednym z menago jednej z hmmm… czołowych polskich zawodniczek. Ja jestem MISZCZ to mi się należy i basta! Niestety, nie tędy droga i nie taka jest nasza polityka. Zaczytuję słowa Piotra, menadżera Kenijczyków z Wałbrzycha, który zgodnie z zasadami zgłosił swoich zawodników do biegu „w ubiegłym roku przedstawiłeś mi reguły, jakimi się kierujecie i to mi wystarczy”. 20 zł wpisowego to chyba nie majątek a tym bardziej dla kogoś, kto przyjeżdża zarobić dużo pieniędzy, bo nagrody w nocnym był spore. 3000, 2500, 2000, 1500, 1000, 900, 700, 500, 400zł… Maile typu … proszę zaprosić nas na bieg, zapłacić 2000 zł, pokryć koszta paliwa, hotelu, wyzywienia i wpisowego, rozbrajają mnie i powalają na kolana, szczególnie jeżeli wychodzą od ekipy popularnego „Węgra”, którego podopieczni „podobno świecą w nocy… „, koszą co popadnie i pojawiają się tam gdzie wiadomo, że nie będzie kontroli… Chłopaki powiadają, że po akcji sprzed kilku lat, jak nie dopuściliśmy „Szafara” i biegaczy z Białorusi, którzy „nie znaju, ja pierwyj raz w Polsze…” chcieli się w dzień zawodów, bez zapisów, na popularnego „Krzysia” wbić i wystartować… przyszedł w końcu czas na „Węgra” i w końco któryś z polskich organizatorów był stanowczy i konsekwentny w swoim działaniu. Nie tak, jak orgowie z Biegu Lwa, czy Nocnej Połówki we Wrocku… „Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych” tak w „Folwarku Zwierzęcym” pisał George Orwell. Niesteto cęsto i gęsto ten punkt jest łamany… Pamiętam bieg w jednym z nadmorskich miast, kiedy lista była zamknięta, były fajne pieniądze do zarobienia, ale nagle spod ziemii pojawili się „bracia zza wschodu”, których oczywiście nie było na liście i zgarnęli wszystko, co było do zgarnięcia a orgowie byli zachwyceni, że bieg stał się międzynarodowy… Masakra… Jeszcze wracając do „cfaniakowania” ….Roman, który wygrał Nocny Bieg Świętojański, za co należą się mu oczywiście wielkie brawa, bo wynik 29:23 robi wrażenie, ale … wywieranie presji, że nie ma się pieniędzy i nie ma jak wrócić na UKR jest lekko nie na miejscu, szczególnie, że 23 czerwca, czyli chwilę później, był drugi na połówce w Radomiu. Nie wiem, ale spotkałem się po raz kolejny z tym, że sąsiedzi zza wschodu, specjalnie ze swojego kraju przyjeżdżają na dany bieg i szybciutko, w te pędy wracają zaraz do domu… dziwnym trafem przez kilka tygodni albo i miesięcy startując w sobotę i niedzielę w całym kraju w każdym biegu, gdzie albo nie ma „Węgra” a jest dobre siano do wyjęcia…
…wracając do treningu, w ubiegłym tygodniu udało mi się jako tako potrenować i nawet aż tak źle nie było. Przetrenowałem 11 h i 21 min, w tym biegałem 3 razy, no można powiedziec 5, jeżeli dodać treningi BbL i Artresan, zrobiłem 3 treningi na rowerze w tym raz podjazdy i 2 razy pluskałem się w wodzie, w tym raz „open water swim”. Zrealizowałem jedną siłę biegową zróżnicowaną, mocną 19stkę po górkach i niedzielne tempo 1km – 2km – 3km – 2km – 1km – 500m – 500m, które wyszło nadspodziewanie dobrze, szczególnie patrząc pod kątem profilu trasy, pogody i wilgotności. Im mniej beigam, tym lepiej noga się kręci… dziwne? hmmm… jak to się mówi… let’s TRI… Cieszy mnie to, że jest zapas prędkości i spokojnie mogę wkręcać się na wyższe obroty. Mam nadzieję, że moja koncepcja treningu się sprawdzi i starczy czasu, żeby zrobić jako taki rower, bo 1/2IM w Gdyni już bliżej niż dalej. Plan jest prosty… siła, siła, siła i kilometry. Szosę odstawiłem na bok i jak narazie nadrabiam zaległości na góralu. Najśmieszniejsze jest to, że na ulicy bez problemu rozkręcam się do „szosowych” prędkości i spokojnie je utrzymując pędząc na mtb… Myślę, że znam już kolejną przyczynę moich słabych występów w rowerowej części trajlonu. To, że nie mam pary w nogach i że są one słabe to jedno, a drugie to…. przełożenia. Zobaczymy, jak będzie…
Relację z Nocnego wrzucę na dniach, czekam na fotki, więc bądźcie czujnie jak ważki, albo jak to kolega powiada „bądź czujny, jak pies podwójny…”