…w sumie to nie wiem, jak pachnie Saska Kępa, ale maj to był na pewno i był to całkiem dobry miesiąc pod względem treningowym. Mogę powiedzieć z ręką na sercu, że w końcu od nie pamiętam jakiego czasu jestem zadowolony z solidnie przepracowanego okresu. Wróciłem do starego schematu treningowego i (odpukać) wszystko zaczyna się dobrze układać.
461 km szału nie robi i może nie powala na łopatki, ale od czegoś trzeba zacząć i do czegoś trzeba wrócić. Biega mi się coraz bardziej luźno, swobodnie i lekko, czyli reguła zostaje potwierdzona. Czym cięższy trening, im więcej kilometrów, tym moje samopoczucie idzie do przodu. Im więcej tlenu, tym lepiej noga idzie a organizm szybciej adaptuje się do obciążeń.
Od końca kwietnia wprowadziłem nową suplementację i teraz oprócz Vitargo oraz IsoFitu stosuję nowy preparat CELLFOOD. Cóż to za nowe ustrojstwo… producent tak o tym pisze na swojej stronie intenetowej:
CELLFOOD jest przykładem nowej klasy fizjologicznych nutraceutyków, który jest w stanie udostępnić komórkom tlen „na żądanie” w celu zaspokojenia potrzeb metabolicznych organizmu. To naturalny suplementem diety na bazie aminokwasów, enzymów i pierwiastków śladowych.
generalnie można powiedzieć, że bla bla bla bla bla, podobnie jak Lyprinol, który był bardzo mocno krytykowany czy skarpety i opaski kompresyjne… placebo? Kolejna ściema marketingowych naciągaczy? Niech ludzie piszą sobie co chcą i niech mają swoje opinie, przecież każdy ma do niej prawo, ale… jak dla mnie wyznacznikiem tego, czy coś działa czy nie są zarówno cyferki jak i samopoczucie i „doznania” treningowe, chociaż mogło to zabrzmieć nieco dziwnie.
Do czego piję, podam na namacalnej części mojego treningu. Cyferki nie kłamią, oczywiście trening to trening i to jest najważniejsze, bo bez treningu można wypić wiadro koxu i dalej będziemy staliw miejscu z wynikami a nawet będziemy się cofać, ale do rzeczy.
Tydzień”kwidzyński” – akcent WB2BC10km (38’14, 3’49/km)- zakwaszenie 0,7 mmol/l…
Ubiegły tydzień, czyli 25-31.05. Zrobiłem 123 km a dokładniej:
- poniedziałek -miałem dylemat, w sobotę zostawiłem trochę zdrowia na Biegu Papiernika, w niedzielę dokręciłem 25 km rozbieganiem i nie chciałem się katować, zrobiłem więc spokojne rozbieganie i 10 x 200m podbiegu, w stylu 2 x 5 x 200m gdzie każdy odcinek biegałem progresywnie, było ok,
- wtorek – ciągły, lekko swędział mnie Achilles, ale udało się zrealizować cały trening, chociaż czułem zarówno sobotę jak i poniedziałkowe podbiegi, WB2BC 12km (45’53, 3’49/km) – zakwaszenie 1,8 mmol/l,
- środa – czułem się zmęczony, co potwierdziła o 40 minut niż zazwyczaj dłuższa drzemka po pracy, więc odpuściłem trening i wieczorkiem z ASA Team’em zrobiliśmy krótkie rozbieganie i porządną sprawność,
- czwartek – MZB 10 x 1’/1′ w lesie, mocno, ale z zapasem… był już względny luz w nodze
- piątek – jeden z moich ulubionych treningów, czyli siła zróżnicowana z wybiegiem, standardowy zestaw skipA, C, podskok, defilada, wieloskok i wszystko zakończone luźnym, ale dynamicznym 100m wybiegiem…
- sobota – cztery razy trzy na coraz krótszych przerwach, 3’00, 2’30, 2’00… oczywiście na czarnej drodze na góreczkach i luz w nodze… 11’14 (3’45/km), 11’16 (3’45/km), 11’01 (3’40/km) i 10’58 (3’39/km)… z zaciągniętym hamulcem ręcznym… zakwaszenie 1,6 mmol/l.
- niedziela – 24km bardzo spokojnego rozbiegania po górkach, prędkość 4’50/km,
Wygląda dość ciekawie, akcent, akcent, akcent… w łeb, w łeb, w łeb…a to dopiero początek. Niektórzy pewnie chwytają się za głowę, ale parametry mówią same za siebie. Tętno idzie mocno w dół, zakwaszenie spada, prędkości rosną a samopoczucie jest coraz lepsze. Szczególnie cieszy mnie niski poziom kwasu. Jeszcze niedawno przy prędkości 3’40 zamiast 1,8 było… 8,1, więc jest znaczna poprawa a nawet większa. Tętno podobnie, przy 3’39 średnie wyszło 176 a nie 190… wystarczyło tylko uspokoić trening i powoli urywać po sekundzie… a nie skakać od razu na łeb na szyję.
Suplementuję się, jak pisałem wyżej tylko Vitargo, oraz CELLFOOD. Lada moment wrzucę do tego Lyprinol i może powstanie mieszanka wybuchowa, jak po zjedzeniu wiadra kiszonych ogórków popitych zsiadłym mlekiem. Oby nie.
Biegamy dalej, testujemy dalej i obserwujemy parametry. Nawiązując jeszcze do treningów i do prędkości na rozbieganiach, bliskich 5’00/km… w przypadku tego treningu i w moim przypadku to jak najbardziej normalna i uzasadniona rzecz. W tygodniu mam bardzo dużo mocnych akcentów, więc rozbiegania traktuję jako element regeneracyjny, odpoczynkowy, uspakajający. Trenując w 2011 i 2012 roku, realizowałem praktycznie taki sam trening, pod okiem trenera Piotra Mańkowskiego (wszystkie Piotrki to fajne chłopaki) i dał on bardo dobre efekty. 2:32 we Frankfurcie gdzie byłem 3 tygodnie po nieudanym maratonie w Eindhoven, 2:34 w Tromso, 2:29 we Frankfurcie, gdzie byłem przygotowany na 2:27 oraz kilka razy poniżej 33′ na dychę. Kiedyś coach napisał mi i podkreślił na czerwono – nie szybciej niż 4’45 a najlepiej po 5’00…
Aby osiągnąć sukces pierwsze co musisz zrobić to zakochać się w ciężkiej pracy – Siostra Mary Lauretta
PS. zapomniałem, jeżeli ktoś chciałby dorzucić „piątaka” i wspomóc mój wyjazd na North Pole Marathon, zapraszam do współpracy. Dla wszystkich wspierających czekają nagrody.